Świat Stali. B.V. Larson. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: B.V. Larson
Издательство: OSDW Azymut
Серия: Legion Nieśmiertelnych
Жанр произведения: Космическая фантастика
Год издания: 0
isbn: 978-83-66375-24-6
Скачать книгу
że tak jest w istocie.

      Kobieta napierała dalej, świdrując mnie bezlitosnym spojrzeniem. Była to adiunkt Toro, jedna z dwóch oficerów pomocniczych centuriona Gravesa. Co najważniejsze, była oficerem zajmującym najbliższe mi stanowisko w łańcuchu dowodzenia. Ze wszystkich tutaj była chyba najbardziej rozjuszona. Na jej twarzy kwit­ły czerwone wypieki, a usta obnażały zęby z każdym jadowitym słowem, jak gdybym postrzelił właśnie ją, a nie Harrisa.

      – To, co zrobiłeś, jest absolutnie nie do przyjęcia, McGill. Nieważne, czy to zwykłe manewry, czy coś innego, bezpodstawne uśmiercenie przełożonego na terenach ćwiczebnych jest zabronione. Formalnie wnioskuję o wydalenie cię z mojej jednostki, a najlepiej w ogóle z legionu.

      Przyjrzałem się jej przelotnie, po czym znów utkwiłem wzrok przed sobą.

      – Czy mogę coś powiedzieć?

      – Nie! – huknęła adiunkt.

      – Tak – odezwał się centurion Graves.

      Wszyscy dookoła zamilkli. Wprawdzie wciąż próbowali spiorunować mnie wzrokiem, ale rzucali także zaskoczone spojrzenia na Gravesa. Były to pierwsze słowa, jakie wypowiedział podczas tej sesji maglowania.

      – Dziękuję, sir – odpowiedziałem. – Gdy go namierzyłem, weteran Harris prowadził precyzyjny ogień wymierzony w moich towarzyszy. Gdy oddałem strzały, ćwiczenia nie były jeszcze zakończone. We własnym mniemaniu podjąłem stosowne działanie.

      – I koniec? – zaskrzeczała adiunkt. – To wszystko, co masz do powiedzenia? Nie stanowił już zagrożenia. Potwierdził, że został przez ciebie wykryty, a tym samym ćwiczenie zostało zakończone powodzeniem.

      – Proszę wybaczyć, sir – odparłem. – Nie rzucił broni. Nie poddał się. Nie ogłosił zakończenia sesji.

      – Bo go zastrzeliłeś, nim zdążył otworzyć usta!

      – Wystarczy – przerwał jej Graves z ciężkim westchnieniem. – Czy ktoś jeszcze chciałby coś dodać, zanim wydam orzeczenie dyscyplinarne?

      Ktoś odchrząknął głośno z tyłu pomieszczenia. Wszyscy jak jeden mąż się odwrócili. Stał tam weteran Harris. Miał wyraźne trudności z chodzeniem, bo dopiero został zwolniony z centrum przywróceń. Na jego widok poczułem gwałtowny ucisk w gardle.

      – Chciałbym coś powiedzieć, sir – zaczął.

      – Proszę bardzo.

      – Wiem, że Legion Varus to surowa ekipa. Szkolimy naszych żołnierzy tak, by umieli sami myśleć. Od czasu do czasu uśmiercamy ich, żeby mieli się na baczności i traktowali szkolenie z należytą powagą. Mając to na uwadze, muszę stwierdzić, że ten młody człowiek zrobił mi przysługę.

      Brwi centuriona Gravesa uniosły się wysoko ze zdumienia.

      – A jaka to niby przysługa?

      – Czegoś mnie dzisiaj nauczył. Nieprędko zapomnę tę lekcję.

      Centurion pokiwał głową z namysłem.

      – Czy mam w takim razie rozumieć, że rezygnujesz z postawienia zarzutów? – spytał.

      Weteran Harris zaniósł się kaszlem i przytaknął.

      – Tak jest, sir.

      – Dobrze. Zarzuty zostały wycofane. Odmaszerować.

      – I to tyle? – burknęła adiunkt.

      – Masz coś do dodania?

      – Owszem. Nie chcę widzieć kogoś takiego w mojej grupie. Któregoś dnia coś mu się nie spodoba i strzeli mi w plecy.

      – W porządku. Przenieście go do grupy adiunkta Leesona.

      Nie mogłem uwierzyć, że męki już się skończyły. To był potworny dzień. Nim minęło południe, trafiłem do karceru. Po zakończeniu wszystkich ćwiczeń oficerowie i weterani rzucili się na mnie całą sforą, więc następna godzina upłynęła mi na składaniu raportów, poceniu się pod ich ciągłym maglem i wysłuchiwaniu kolejnych połajanek.

      Kilka minut po tym, jak Graves ogłosił swoją decyzję, z westchnieniem ulgi wylądowałem z powrotem na korytarzu. Harris ruszył za mną przez długie, wypełnione echem tunele prowadzące do naszych kwater.

      – Dlaczego do mnie strzeliłeś, chłopcze? – spytał.

      – Byłem wkurwiony – stwierdziłem.

      Kiwnął głową.

      – Tak myślałem. Wiedziałeś, że nie zdarzyło mi się zginąć od trzech kampanii?

      Przyjrzałem się mu uważniej. Rzeczywiście wyglądał dosyć staro. Prawie tak leciwie jak sam Graves. Pokręciłem głową.

      – Nie, nie wiedziałem.

      – Dlatego właśnie nazywają mnie staruszkiem. Wiesz, jak zdołałem uniknąć śmierci przez cały ten czas, przez trzy kampanie na trzech różnych światach?

      – Nie, weteranie.

      – Zawsze zabijałem wroga jako pierwszy. Ale tym razem udało ci się mnie zaskoczyć. Żadnego ostrzeżenia, żadnych krzyków. Po prostu zacząłeś strzelać. Kolejny raz już nie dam się przydybać, rekrucie.

      – Z całą pewnością, weteranie.

      Zostawił mnie samego i pokuśtykał z trudem w stronę kwater podoficerskich na pokładzie ósmym. Wydałem z siebie kolejne westchnienie. Mogłem zrozumieć jego gniew.

      Naszła mnie ponura myśl. A co, jeśli wstawił się za mną po to, żeby zatrzymać mnie w jednostce? Nie przez wyrozumiałość dla mojego zachowania, ale dlatego, że nie chciał stracić okazji do wyrównania rachunków.

      Spodziewałem się, że przez moje działanie Harris zostanie moim wrogiem. Tylko że teraz dotarło do mnie, że mogłem stworzyć coś znacznie gorszego: wroga zdeterminowanego.

      Walnąłem się na pryczę na pokładzie dziewiątym i wyciągnąłem ramiona nad głowę. Światła były już pogaszone i wszyscy spali w najlepsze.

      Gdy tylko moja głowa dotknęła poduszki, usłyszałem ostrożne kroki. Szarpnąłem się, już zupełnie przytomny, i uniosłem dłonie, by dosięgnąć gardła napastnika – zatrzymałem się w ostatniej ­chwili.

      To była Kivi. Uśmiechnęła się do mnie w przyćmionym świetle.

      – Chciałam ci podziękować, że odstrzeliłeś tego starucha.

      Zaśmiałem się cicho.

      – Chyba tylko tobie sprawiło to radość.

      – Kpisz sobie? – wyszeptała. – Cała jednostka nie gada o niczym innym. Nikt nie może w to uwierzyć. Wiesz, nie zginął już od lat. Był najstarszym żyjącym piechociarzem w legionie.

      – Tak, słyszałem. Jak twoje nogi?

      – W porządku. Biosy uwijali się przy nich przez sześć godzin, wyciągnęli żelastwo i zaszczepili nowe tkanki. Jestem znów gotowa na wszystko. A to sprowadza mnie do powodów tej wizyty… Już się domyśliłeś?

      W ramach wskazówki rozpięła koszulę – jakoś zajarzyłem, o co jej chodzi.

      Kivi, jak niemal wszyscy w Legionie Varus, miała barwną przeszłość. „Markowe” legiony odrzuciły ją tak samo, jak i mnie, tyle że z zupełnie innych powodów. Słyszałem ploty, że kiedy była w college’u, prowadziła jakieś lewe strony i interesy w sieci publicznej. niektórzy twierdzili, że to były ostre przekręty. Tak czy inaczej, była bardzo wygadaną i otwartą dziewczyną.

      Cóż mogę powiedzieć? Jestem młodym samczykiem i, jak każdy inny facet, rzadko