– Opuść broń! Jesteś na moim okręcie, do cholery!
– Pułkownik…
– Gówno mnie obchodzi, co ci rozkazała – przerwał mu Jaccard. – A teraz schowaj to albo każę wyrzucić cię przez otwarty właz na zewnątrz.
Gerling oderwał wzrok od więźnia i spojrzał na majora.
– To bezpośredni rozkaz – dodał Loïc.
Niemiec westchnął, po czym niechętnie umieścił browninga w kaburze. Nie zapiąwszy jej, położył na niej dłoń. Dija Udin uznał, że dobre i to.
– Teraz możemy podejść do tego na spokojnie – kontynuował dowódca. – Mów, co się dzieje.
Alhassan pomyślał, że wyręczy niemowę.
– Dzieje się to, że możemy dobić korzystnego targu – powiedział. – Tak dla mnie, jak i dla was.
– To znaczy?
– Wiem, jak uratować tego skandynawskiego sukinsyna.
Nie patrzył na Ellyse, ale doskonale wiedział, że drgnęła.
– O czym ty mówisz? – zapytał Jaccard.
– Darujcie mi życie, a się dowiecie.
Nozomi zbliżyła się do majora i wymieniła się z nim zdezorientowanymi spojrzeniami. Gerling nie odrywał wzroku od więźnia.
– Mów, Alhassan – odezwała się.
– Tu i teraz? Zabijecie mnie zaraz potem. Nie, tak się nie będziemy bawić.
– Więc co proponujesz?
– Żebyście mi zaufali.
– Chyba sobie kpisz – odparł stanowczo Jaccard.
– W takim razie musimy wymyślić coś innego, co urządzi obie strony. Tymczasem Håkon będzie leżał w chłodni i coraz bardziej oddalał się z tego świata.
– Oddalał? – zapytała Nozomi.
Forma niedokonana sprawiła, że w jej głosie zakołatało coś więcej niż nadzieja.
– Mhm – mruknął Dija Udin. – Jeszcze nie odszedł, przynajmniej nie w obiektywnym sensie.
– To znaczy?
– La’derach dba o swoich nosicieli.
– Musisz być bardziej wylewny, jeśli chcesz przeżyć – odparła, z trudem zachowując spokój.
– A ty musisz wiedzieć tylko tyle, że koncha utrzyma jego jaźń na miejscu, przynajmniej jeszcze przez pewien czas. Z waszego punktu widzenia Lindberg jest trupem, ale obiektywnie rzecz biorąc, jeszcze tak nie jest. Mamy kilka dni zapasu.
– Który chcesz wykorzystać na co?
– Wszystko wam przedstawię, jak tylko mnie stąd wyprowadzicie, dacie wygodną kabinę i będziecie traktować mnie po królewsku.
Major i Ellyse znów po sobie spojrzeli.
– Nigdzie nie ucieknę – dodał Alhassan. – Jak ostatnim razem sprawdzałem, na zewnątrz nie ma sprzyjających warunków. Zamkniecie mnie w kajucie i pozbawicie dostępu do wszystkich systemów. A ja powiem wam, jak uratować tego sukinsyna. I wiele więcej.
Zaśmiał się pod nosem.
– Co masz na myśli?
– Są we wszechświecie rzeczy, o których nie macie pojęcia. Ja mogę je wam pokazać.
13
Zebrali się w maszynowni, przed głównym ekranem. Ellyse nawiązała połączenie z Wieroniką Romanienko, przekonana, że rozmowa nie pójdzie gładko. Jaccard jednak postawił sprawę jasno – potrzebował zgody na podjęcie próby współdziałania z Alhassanem.
Początkowo Rosjanka wyraziła jedynie oburzenie, że jej rozkaz nie został wykonany. Potem stopniowo się uspokajała, przynajmniej na tyle, by wysłuchać, co Loïc miał do powiedzenia.
– Rozumiem – powiedziała, gdy zdał jej całą relację. – Daliście się omamić jak dzieci. Po załodze Kennedy’ego mogłam się tego spodziewać, ale ty, Hans-Dietrich?
Gerling nie odezwał się słowem, nieustannie trzymając rękę na kaburze.
– Prześledziłam cały przebieg twojej służby i wydawało mi się, że jesteś żołnierzem z krwi i kości.
Nadal milczał.
– Nieistotne – dodała Romanienko. – Masz jeszcze szansę udowodnić, z jakiej gliny jesteś ulepiony. Weź na celownik dowódcę tego okrętu, poruczniku. Od tej chwili przejmujesz dowodzenie nad Kennedym.
Ellyse zdążyła jedynie otworzyć usta, nim Jaccard wyszarpnął swoją berettę.
Natychmiast jednak przekonał się, że zrobił to niepotrzebnie. Niemiec stał jak słup soli, nie sięgając po broń.
– Nie zrozumiałeś? – zapytała Wieronika. – Przejmujesz dowodzenie!
Hans-Dietrich się wyprostował.
– Odmawiam wykonania rozkazu, świadom konsekwencji w postaci sądu polowego oraz kary…
– Rób, co każę! – krzyknęła.
W maszynowni zaległa cisza. Nozomi uśmiechnęła się pod nosem, dochodząc do wniosku, że nie ona jedna zamierzała zrewidować hierarchię służbową. Gerling był ostatnią osobą, którą by o to podejrzewała, ale najwyraźniej zdrowy rozsądek wziął górę nad wyszkoleniem.
Chyba że to wszystko gra pozorów.
Wiedział przecież, że wykonując teraz rozkaz, naraziłby się na niebezpieczeństwo i wedle wszelkiego prawdopodobieństwa sam wylądowałby w karcerze. Channary Sang była uzbrojona, podobnie jak Jaccard. Ich dwoje dałoby mu radę bez trudności.
Ellyse spojrzała na niego badawczo, ale swoim zachowaniem nie zdradzał ukrytych zamiarów.
– Niewiarygodne… – odezwała się Romanienko. – Wszyscy skończycie na…
– Nie będzie żadnych sądów polowych – uciął Loïc, chowając broń. – Powołamy prawdziwy sąd, który zajmie się Alhassanem i nami. Nie kapturowe przedstawienie.
– Nie wiem, gdzie cię szkolono, ale…
– Teraz nie ma to znaczenia – znów wszedł jej w słowo. – Przeszkolenie miałem na Rah’ma’dul i po drodze tam. Lepiej, żeby miała to pani na uwadze. A teraz zajmiemy się Dija Udinem. – Obrócił się do radiooperatorki. – Ellyse, zakończ połączenie. Mam dosyć.
Nozomi szybko zrobiła, co polecił. Wszyscy odetchnęli z ulgą.
– Channary, przyprowadź go tutaj – dodał Jaccard. – Gideon, przygotuj mu odpowiednio zabezpieczoną kajutę. Chcę widzieć wszystko, co robi.
– Łącznie z…
– Wszystko.
– Rozumiem – odparł niechętnie Hallford.
– I upewnij się kilkakrotnie, że ze swojej nowej celi nie będzie mógł wysłać sygnału.
– Tak jest.
Gideon zasiadł przed jednym ze stanowisk na uboczu i rozpoczął żmudne przygotowania. Sprawdzał każdy scenariusz, na jaki mógł wpaść Alhassan, nawet najbardziej absurdalny. Sang tymczasem przyprowadziła więźnia, który nie krył zadowolenia. Spojrzał po towarzyszach, szeroko się uśmiechając.
– Serce rośnie, gdy widzę, że rodzaj ludzki potrafi jeszcze myśleć. Dobra decyzja.
Jaccard