– I jakie jest prawdopodobieństwo, że to będzie gdzieś w okolicy Układu Słonecznego?
– Zerowe – rzekł Dija Udin i zaśmiał się.
Ellyse nie było do śmiechu. Nawet jeśli uda się odnaleźć miejsce, gdzie znajduje się wyjście z tunelu, nadal nie wiedzieli, jak poradzić sobie z dwoma wiążącymi się z tym problemami. Alhassan mógł mówić, co chciał, ale nie sposób było znaleźć remedium na wszystko.
– Alteracje wprowadzone – powiedział po jakimś czasie Dija Udin, przeciągając się. – Teraz wystarczy tylko uruchomić algorytm.
Wskazał na wyświetlacz, gdzie gotowy program czekał, by go włączyć.
– Jesteś pewien, że to bezpieczne? – zapytał Jaccard.
– Mniej więcej – odparł Gideon.
– No już – wtrącił Alhassan. – Nie przekonacie się, jeśli nie spróbujecie. Będzie trochę adrenaliny, prawda? Nie do końca wiadomo, co narobił Dija Udin. Mógł stworzyć algorytm, który uaktywni ansibl i rozświetli was w kosmosie jak bożonarodzeniową choinkę.
Nozomi zbliżyła się do ekranu i przeciągnęła palcem w odpowiednim miejscu. Nawet gdyby ktoś próbował ją zatrzymać, nie zdążyłby.
– Podjęliśmy już decyzję – odezwała się. – Nie ma sensu dawać mu satysfakcji.
Loïc i Hallford zgodzili się z nią, kiwnąwszy głowami. Wszyscy patrzyli na ekran, czekając na efekty poszukiwań. W bazie Kennedy’ego znajdowały się wszystkie planety, które były w realnym zasięgu podróży. Ich liczba była nieskończona i nawet przy mocy obliczeniowej komputera pokładowego przeszukiwanie banków musiało trochę potrwać. Ellyse odeszła kawałek i przysiadła na jednym z niewielkich stołków dla personelu technicznego.
Wydawało jej się, że każda minuta oczekiwania niemiłosiernie się przeciąga. Dija Udin obrócił się przez ramię i obrzucił ich wzrokiem.
– Więc gdzie te socjalki?
– Skup się na swoim zadaniu – odparł Jaccard.
– Nie ma na czym. Wprowadziłem wszystko, co trzeba, a reszta należy do komputera pokładowego. Tymczasem chciałbym dostać moje…
Urwał, gdyż algorytm wyszukiwania odnalazł potencjalną planetę z tunelem. Alhassan obrócił się do ekranu, a pozostali załoganci szybko znaleźli się obok. Nawet milczący Gerling sprawiał wrażenie zaciekawionego.
– Proszę bardzo – powiedział Dija Udin, wskazując palcem na wyświetlacz. – Wasz magik wyczarował dla was takie cudo. Gwiazda HR 8799 w Konstelacji Pegaza, zwana także Nakamurą. Na jednej z orbitujących ją planet sensory wykryły ujemną masę.
– Jak daleko? – zapytała nerwowo Ellyse.
– Sto dwadzieścia dziewięć lat świetlnych od Ziemi. Planeta to Nakamura-Amano, temperatura trzynaście stopni Celsjusza, okres orbitalny trzydzieści siedem dni. Wewnętrzna granica ekosfery i…
– To wszystko bez znaczenia – wtrącił Hallford. – Odległość jest zbyt duża.
– Biorąc pod uwagę ogrom wszechświata, to najbliższe sąsiedztwo – zaoponował Alhassan z uśmiechem. – Teraz pozostaje wam tylko postanowić, czy jesteście gotowi zamrozić się na dobre trzysta lat, bo tyle zajmie podróż w obie strony. Ale sukinsyn jest tego warty, prawda?
Obrócił się i wyszczerzył jeszcze bardziej.
14
Dija Udin wszedł do swojej kajuty, a potem opadł ciężko na łóżko. W pomieszczeniu obok ulokował się Hans-Dietrich, któremu niespieszno było z powrotem na pusty pokład ISS Wolszczana. Trudno było mu się dziwić, biorąc pod uwagę niesubordynację, której się dopuścił.
Ledwo Alhassan zmrużył oczy, a rozległ się sygnał z korytarza. Westchnął i podciągnął się na łóżku, po czym dotknął właściwego miejsca na wezgłowiu. Śluza natychmiast się otworzyła, w progu zaś stanęła Nozomi.
– Zapraszam – powiedział. – Miałem właśnie odsapnąć, ale chętnie posłucham twojego marudzenia.
Bez słowa weszła do środka i podeszła do szafki z napojami. Nalawszy sobie wody, połknęła pigułkę energetyczną i usiadła przy stoliku na środku kajuty.
– Kim ty jesteś? – zapytała.
– Dija Udin oznacza „jasność wiary”. Al– to przedrostek, a hassan znaczy „piękny”.
– Więc imię nie ma z tobą nic wspólnego.
– Piękny może nie jestem, ale wiara moja jaśnieje.
– Jaka wiara? – zapytała Ellyse, patrząc w okno. – Na Ziemi nie ostała się już żadna religia.
– Noszę ją w sercu, inszallah – odparł Dija Udin, kładąc rękę na piersi i pochylając głowę.
– Skończ pieprzyć.
– Mówię to, co dyktuje mi…
– Jesteś sztucznym tworem, Alhassan – ucięła. – Nie masz serca, duszy ani nawet rozumu. Wszystko, co robisz, jest wynikiem działania pewnych mechanizmów.
– Tak jak w twoim przypadku.
Nozomi wzięła łyk wody, nie odrywając od niego wzroku.
– Nie mam zamiaru dywagować o sztucznej inteligencji – odparła. – Wiem, że Håkon miał nadzieję przeprogramować cię konchą. Chciał, żebyś odkupił swoje winy.
– Naukowcy lubią czasem coś sobie ubzdurać.
– Nie zasługiwałeś na to, co chciał dla ciebie zrobić.
Dija Udin wzruszył ramionami.
– Naprawdę potrzebuję tych socjalek – odezwał się.
– Dostaniesz je, jak tylko znajdziesz sposób, byśmy dostali się na Nakamurę-Amano.
– Nieustannie o tym myślę. Układam w głowie równania, które przechytrzą Einsteina i Alcubierre’a.
Ellyse długo milczała, patrząc na niego bez wyrazu.
– Wiesz, co mi się wydaje? – spytała w końcu.
– Że się we mnie powoli zadurzasz?
– Że tak naprawdę nie masz pojęcia, jak możemy się tam dostać. I tym bardziej nie wiesz, jak sterować tunelem bez konchy – odparła ze stanowczością. – Grasz na czas, licząc na to, że uda ci się wezwać Diamentowych.
– Jeśli rzeczywiście w to wierzysz, powinnaś mnie ubić.
– Jestem tego bliska.
Alhassan doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Nie trzeba było wiele, by załoganci Kennedy’ego zorientowali się, że wodzi ich za nos. Wystarczyło, że ich początkowy entuzjazm trochę opadnie, a przejrzą na oczy. Podróż w kriostazie nie wchodziła w grę, a nie istniał napęd, który pozwalałby na zaginanie czasoprzestrzeni i poruszanie się szybciej od światła. Jedyną formą takich podróży był Terminal na Rah’ma’dul.
– Spokojnie – powiedział. – Wyciągnę was z opresji i uratuję tego biednego sukinsyna, który teraz mrozi się w najlepsze.
– Gówno prawda.
– Kocham go jak brata –