Echo z otchłani. Remigiusz Mróz. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Remigiusz Mróz
Издательство: OSDW Azymut
Серия: Chór zapomnianych głosów
Жанр произведения: Космическая фантастика
Год издания: 0
isbn: 9788366517653
Скачать книгу
zabrał ją na tę misję – tymczasem Sang potrafiła dobrze wycelować. Mógł towarzyszyć im też Gideon, który oceniłby, czy koncha jest jeszcze zdatna do użytku.

      Nie była, to Dija Udin umiał stwierdzić z całą pewnością.

      – Przygotuj się na krwawą jatkę – powiedział do obserwatora. – Ci ludzie łatwo nie odpuszczą.

      Gdy reszta wioski zgromadziła się na nadbrzeżu, prom znajdował się już niedaleko. Wyhamował, wzburzając i tak niespokojne wody oblewające wyspę. Wysokie fale zalały wybrzeże, a wraz z nimi nadszedł niepokój. Alhassan obejrzał się i zobaczył, że tubylcy ustawili się w równych rzędach, karnie, jakby czekali na rozstrzelanie.

      – Cudownie was wytresowano – zauważył, po czym wrócił wzrokiem do statku.

      Ten właśnie dopływał do wybrzeża. W końcowym etapie podejścia przód uniósł się nieznacznie, a potem opadł na piasek. Otworzyło się boczne wejście. Dija Udin przypuszczał, że najpierw zobaczy uniesioną berettę, a potem sylwetkę któregoś z załogantów.

      Na zewnątrz wyszedł wysoki mężczyzna, którego Alhassan widział po raz pierwszy. Miał dobre dwa metry wysokości i przywodził na myśl ponury strach na wróble. Berettę wprawdzie zabrał, ale znajdowała się w zamkniętej kaburze.

      – Coś ty, kurwa, za jeden?

      – Porucznik Hans-Dietrich Gerling – odparł beznamiętnym głosem, tocząc wzrokiem po okolicy. Gdy uznał, że jest bezpiecznie, skinął na swoich towarzyszy. Z wahadłowca wyszła Ellyse, która nawet nie spojrzała na Dija Udina, a zaraz za nią Sang, Gideon i Jaccard.

      – Cała ekipa – rzekł Dija Udin. – Jestem zaszczycony.

      Channary zacisnęła usta.

      – Wpadliście mnie zabić?

      Nozomi dała krok w przód, rozglądając się wokół.

      – Gdzie jest Håkon? – spytała, ignorując jego zaczepkę.

      – Niedaleko. Zaraz go przyniosą.

      – Chcę go zobaczyć.

      Ruszyła ku niemu, ale Dija Udin szybko wyciągnął zza pasa impulsator i wymierzył w nią.

      – Musnę to gówno palcem, a wywali dziurę w poszyciu promu – powiedział. – Wyobraź sobie, co może zrobić z twoim pięknym ciałem, Ellyse.

      Nozomi spojrzała na niego z obojętnością. Sprawiała wrażenie, jakby miała zamiar zignorować groźby, w ostatniej chwili Jaccard złapał ją jednak za przegub dłoni. Przez moment starała się wyswobodzić, zanim ostatecznie odpuściła.

      – Matuzalem – rzucił Alhassan, obracając głowę.

      Nikt nie odpowiedział.

      – McAllister – przeformułował. – Każ przynieść tu mojego przyjaciela.

      – Nie masz prawa go tak nazywać – odparła Ellyse.

      – Dlaczego nie? Zżyliśmy się.

      – Odpuść – powiedział do niej Loïc, po czym przeniósł swoją uwagę na Alhassana. – A ty powiedz im, żeby przynieśli także konchę.

      Dija Udin wykonał polecenie, świadom, że działanie jest bezcelowe.

      – Naprawić możecie ją wyłącznie na Rah’ma’dul – oznajmił. – Jeśli się tam wybieracie, dajcie mi zawczasu znać, też wykupię sobie bilet.

      – Może nie jest z nią tak źle – wtrącił Gideon.

      Dija Udin się zaśmiał.

      – Jest mniej więcej w takim stanie jak ty, szkarado – powiedział. – Nawet wasz cholerny Ev’radat nie byłby w stanie jej połatać. A to oznacza, że Håkon jest martwy jak trup.

      Ellyse znów starała się wyrwać majorowi.

      – Wybaczcie tę bezpośredniość. Jestem tylko prostym przedstawicielem gatunku, który przerasta was o kilka poziomów świadomości.

      – Jesteś marnym klonem – rzuciła Channary Sang.

      Dija Udin dostrzegł, że drgnęła jej ręka. Było to do przewidzenia, wszak Khmerka nie grzeszyła cierpliwością. Tego samego z pewnością nie można było powiedzieć o nowym członku tej osobliwej trupy – Hans-Dietrich wyglądał jak mroczny żniwiarz na usługach śmierci.

      – Takich jak ty muszą być tysiące – dodał Hallford. – W rękach Prastarych byliście jedynie narzędziem, którego po zużytkowaniu należało się pozbyć.

      – Srał ich pies, teraz nie mają znaczenia. Gdzieś tam, w przestworze kosmosu, kończy się proelium, a wy jesteście na swoim marnym skrawku Ziemi. Zamknięci w swojej ograniczonej percepcji, żałośni w przekonaniu o własnej wartości. I wydaje wam się, że przetrwanie gatunku ludzkiego ma jakiekolwiek znaczenie dla wszechświata.

      Zaśmiał się i pokręcił głową. Wprost uwielbiał ludzkość.

      – Nie interesują mnie twoje opinie – odezwał się Jaccard, patrząc na impulsator.

      Dija Udin stwierdził, że powinien spuścić nieco z tonu. Chętnie się z nimi droczył, ale nie miał zamiaru doprowadzać do eskalacji konfliktu. Zależało mu na tym, by zabrali ciało i konchę, a potem znikli z tej wyspy. On zaś będzie mógł w spokoju rozeznać się w sytuacji i skontaktować z Amalgamatem. Przy odrobinie szczęścia ci ludzie mogli mieć dostęp do ansibla – i jednocześnie nawet się nie spodziewali, do czego on go wykorzysta.

      Uśmiechnął się na samą myśl.

      – Chcę wiedzieć, co tu się wydarzyło, Dija Udin – odezwał się Loïc.

      – Zastrzelono Skandynawa. Wielka tragedia.

      Ellyse zamknęła oczy i spuściła głowę.

      – Jak to się stało? – wtrącił Gideon.

      – Tragiczna pomyłka. Jakiś nerwus za szybko pociągnął za spust. Możecie być pewni, że James McAllestaruch ukarze go przykładnie. A jak tylko to zrobi, ja zebżdżę się w martwe oczodoły parszywego zabójcy.

      Spojrzeli na niego z konsternacją.

      – No co? – zapytał. – Kochałem tego sukinsyna jak brata.

      Równy rząd tubylców się rozstąpił i wyszli zza niego dwaj mężczyźni niosący Lindberga. Z obawą podeszli do przybyszy, a potem ułożyli przed nimi ciało. Nozomi natychmiast do niego przypadła, chowając twarz w dłoniach.

      Dziewczyna idąca za tragarzami położyła obok Håkona połamane części konchy.

      – Proszę bardzo – odezwał się Alhassan. – Macie, po co przyszliście, a teraz won. Zostawcie tych ludzi w spokoju.

      By nadać większą wagę swoim słowom, Dija Udin wykonał sugestywny gest impulsatorem.

      – To nie wszystko – powiedział Jaccard. – Mów, czego udało ci się dowiedzieć.

      – Niczego.

      – Jesteś tu od kilkunastu godzin.

      – I stwierdzam ponad wszelką wątpliwość, że ci ludzie gówno wiedzą.

      – Nie rozumiem.

      – Ja też nie.

      Alhassan milczał, lustrując swoich dawnych towarzyszy. Uświadomił sobie, że ustawili się tak, by zasłonić prawą rękę Gerlinga. Zapewne nieprzypadkowo. W jego oczach Dija Udin dostrzegł nerwowe wyczekiwanie.

      – Niech ten drągal się poruszy, a wywalę dziurę w głowie Ellyse – powiedział. – I odsłońcie jego prawicę. Chcę widzieć, co w niej dzierży, nawet