Doktor Reidy pokręcił głową.
– Nigdy. W tym, co zrobiono tym kobietom, dopatruję się elementów rytuału, nie mam jednak pojęcia jakiego. Nigdy dotąd nie widziałem, żeby tak dokładnie ściągnięto mięso z ludzkich kości. I nigdy nie widziałem takich laleczek. Mimo dwudziestu dziewięciu lat pracy w zawodzie.
– Co więc robimy?
– Moja droga, ja tego pani nie powiem. Jeśli o mnie chodzi, to jadę do Killarney pograć w golfa. A pani, jak sądzę, będzie próbowała odgadnąć, kto mógł popełnić tak specyficzną zbrodnię. I dlaczego.
Katie stała jeszcze przez chwilę obok patologa, wpatrując się w jedenaście krzywo, przeraźliwie uśmiechniętych czaszek.
– Dziękuję panu – powiedziała wreszcie.
– Polecam się na przyszłość – odparł doktor Reidy, po ojcowsku kładąc dłoń na jej ramieniu. – Życie jest bardziej interesujące, kiedy można zobaczyć coś nowego, nawet jeśli to coś sprawia, że żołądek podchodzi nam do gardła.
* * *
Tego popołudnia Katie miała jeszcze konferencję prasową na Anglesea Street. Salę konferencyjną zalewało światło reflektorów i mogące przyprawić o atak epilepsji rozbłyski lamp aparatów fotograficznych. Uniosła dłoń do czoła, by trochę osłonić oczy przed jaskrawym blaskiem.
– Wstępne badania patologiczne wskazują, że szkielety zakopano w ziemi ponad osiemdziesiąt lat temu. Dopóki nie otrzymamy szczegółowych informacji z Dublina, nie będziemy znali dokładnej daty śmierci tych osób. Wiemy jednak, że były to kobiety, i wszystko wskazuje na to, że padły ofiarami rytualnej masakry.
– Czy to był rytuał celtycki? – zapytał Dermot Murphy z „Irish Examiner”, unosząc długopis.
– Tego jeszcze nie wiemy. Zamierzamy jednak skonsultować się z kilkoma ekspertami w dziedzinie irlandzkiego folkloru, aby stwierdzić, czy ta zbrodnia może mieć jakiś precedens związany ze zwyczajami religijnymi albo społecznymi.
– Powiedziała pani, że kości pozbawiono mięsa przy użyciu noży rzeźnickich. Czy w grę nie wchodzi kanibalizm? A może mamy do czynienia z farmerem karmiącym inwentarz ludzkim mięsem? Czytałem o tym w jakimś horrorze.
– Dermot, w tym wypadku nie mamy do czynienia z powieścią. To wszystko wydarzyło się naprawdę.
– Co zatem wiadomo na pewno, jeśli zechce nam to pani zdradzić?
– Mogę powiedzieć, że szukamy pomocy w śledztwie gdzie tylko się da. Apelujemy do wszystkich osób, które wiedzą coś na temat podobnych morderstw, o podzielenie się tą wiedzą z Gardą, niezależnie od tego, jak nieistotne na pierwszy rzut oka wydawałyby się ich informacje. To bardzo trudna i niecodzienna zagadka, mogę jednak państwa zapewnić, że robimy wszystko co w naszej mocy, aby ją rozwiązać.
– Czy prowadzenie poważnego śledztwa ma jakikolwiek sens? – zapytał Gerry O’Ryan z „Irish Times”. – Jest przecież więcej niż prawdopodobne, że morderca już nie żyje, prawda?
– Jak dotąd, śledztwo wciąż jest otwarte – odparła Katie. – Jutro rano spotkam się z komendantem O’Driscollem i zadecydujemy, co robić dalej. Oczywiście, nie zamierzamy tracić pieniędzy podatników na działania, które nie mogłyby przynieść żadnych istotnych efektów.
Konferencja prasowa dobiegła końca i reflektory stacji telewizyjnych zgasły, niespodziewanie pozostawiając pomieszczenie w półmroku. Katie jeszcze przez chwilę rozmawiała z Jimem McReadym z RTE News, po czym ruszyła do swojego gabinetu.
W połowie drogi usłyszała brzęczenie drobnych monet w kieszeniach kogoś, kto najwyraźniej usiłował ją dogonić.
– Pani komisarz! – usłyszała.
Wołał ją Hugh McGarvey, dziennikarz z Limerick, pracujący jako wolny strzelec. Miał zakrzywiony nos, był chudy i w zbyt obszernej marynarce przypominał stracha na wróble. – A więc robi pani wszystko, żeby rozwiązać tę sprawę?
– Tak, wszystko co w mojej mocy.
– Czy będę bezczelny, jeśli zapytam, jakimi sprawami zajmuje się obecnie pani mąż?
– Co takiego? – zapytała Katie lodowatym tonem.
– Pani mąż, Paul. W czwartek wieczorem popijałem z przyjaciółmi w hotelu Sarsfield w Limerick i nagle zobaczyłem pani męża. Wchodził akurat do windy w towarzystwie ciemnowłosej dziewczyny w krótkiej niebieskiej sukience. Muszę powiedzieć, że zrobiła na mnie duże wrażenie. Wyglądało na to, że jest z pani mężem bardzo zaprzyjaźniona.
Katie patrzyła na dziennikarza szeroko otwartymi oczami. Przez chwilę brakowało jej tchu, a tymczasem Hugh McGarvey ciągnął:
– Od razu dodam, że Paul Maguire nie zameldował się w hotelu. Jednak biorąc pod uwagę okoliczności, to chyba nic dziwnego, prawda?
– Pomyliłeś go z kimś – powiedziała Katie. – Na przyszłość bądź bardziej uważny, Hugh. Wielu ludzi wpada w poważne kłopoty, wskazując palcem niewłaściwe osoby.
– Och, nie mam wątpliwości, że to był on.
– To nie mógł być mój mąż. Z pewnością nie nocował w hotelu Sarsfield.
– Chciałem się tylko upewnić, pani komisarz. Gdyby to była prawda, miałbym na tapecie niebywałą historyjkę.
– Posłuchaj – syknęła Katie. – Zaproszono cię tutaj na konferencję prasową w związku z poważnym przestępstwem. Nieważne, że popełniono je ponad osiemdziesiąt lat temu. To jest twoja historyjka. Ode mnie możesz się odczepić.
– Pani zawsze będzie dla mnie historyjką samą w sobie. Przynajmniej tak długo, jak długo kolejna kobieta nie dosłuży się stopnia detektywa komisarza.
– Wiesz co? Śmierdzi ci z ust.
* * *
– W Limerick nic się nie wydarzyło – powiedział Paul. – Próbowałem kupić od Jerry’ego O’Connella materiały budowlane, to wszystko. Potem zjedliśmy razem kolację, wypiliśmy kilka drinków i poszedłem spać. Zupełnie sam.
– Jednak spędziłeś noc w Sarsfield? Mówiłeś mi, że nocowałeś w hotelu Dwyer’s.
– Chciałem się tam przespać, ale nie mieli wolnych pokoi.
– W Dwyer’s nie mieli wolnych pokoi? W Dwyer’s? W środku tygodnia?
– Na miłość boską, Katie! Komisarzem jesteś poza tym domem, tutaj jesteś moją żoną! Chyba nie będziesz mnie przesłuchiwać tylko dlatego, że jakiemuś wszawemu dziennikarzowi przyszło do głowy, że widział mnie w towarzystwie nieistniejącej kobiety?
– W porządku – rzuciła Katie. – Przepraszam cię. Masz rację.
– Zawsze jest tak samo. Wpędzasz mnie w poczucie winy, mimo że nic złego nie zrobiłem.
– Powiedziałam „przepraszam”.
– Chryste – jęknął Paul. – Kocham cię i oto, co otrzymuję w zamian.
Nie wiedziała, czy wziąć jego protesty za dobrą monetę. Gdyby był podejrzanym w jakiejś sprawie, nie wierzyłaby w jego historyjkę ani przez chwilę. Oczywiście mogłaby zatelefonować do Dwyer’s i sprawdzić, czy Paul mówi prawdę, mogłaby też zadzwonić do recepcjonisty w Sarsfield, ale co by to dało? Paul był jej mężem i powinna mu ufać wcale nie dlatego, że obowiązywała ich wzajemna lojalność, ale chociażby z tego powodu, że nie zdołałaby teraz stawić czoła innemu układowi. Nie chciała decydować, które płyty kompaktowe należą do niej, a które do niego.