„Niemieckie siły zbrojne muszą być gotowe, nawet przed zakończeniem wojny z Anglią, do zniszczenia Rosji Radzieckiej w błyskawicznej kampanii (»Operacja Barbarossa«)”88.
Podobnie jak wiele elementów tego pędu ku rozszerzeniu wojny na wschód, wybór kryptonimu operacji sugerował marne przygotowanie. Barbarossa to przydomek Fryderyka I, niemieckiego cesarza, który utonął, wiodąc swe wojska do Ziemi Świętej w 1190 r.89
Hitler wmówił sobie, że jego wojska odniosą kolejne oszałamiająco szybkie zwycięstwo. Wiosną 1941 r., oświadczył, jego oddziały „osiągną zenit”, podczas gdy radzieckie „znajdą się w »nadirze«”90. Jak to ujął na początku stycznia, „Jako że Rosję należy pobić i tak, lepiej uczynić to teraz, gdy rosyjskie siły zbrojne nie mają dowódców i są źle wyposażone”.
Mimo to jego dowódcy mieli wątpliwości. Gerhard Engel, adiutant wojsk lądowych przy Hitlerze, zapisał 18 grudnia w swym dzienniku, że generał Halder poprosił go, by wysondował, czy dyktator „rzeczywiście planuje wojnę czy jedynie blefuje”. Engel, który był pośrednikiem między generalicją a Hitlerem, mógł dokonywać projekcji tych wątpliwości na Hitlera, gdy pisał: „Jestem przekonany, że F. [Führer] nadal nie wie, co się stanie. Nieufność wobec własnych dowódców, niepewność co do siły Ros[ji], rozczarowanie brytyjskim uporem wciąż go pochłaniają”91.
28 stycznia 1941 r. Halder napisał w swoim dzienniku: „Barbarossa. Sens nie jest jasny. Nie ugodzimy tym w interesy Anglii. Nie poprawimy też istotnie naszej bazy ekonomicznej. Nie wolno nie doceniać ryzyka na Zachodzie”92.
1 lutego von Bock został wezwany na kolejne spotkanie z Hitlerem. „Uważa upadek Rosji za przesądzony”, zapisał feldmarszałek. Ostrzeżenia von Bocka, że jego armie mogą ponosić klęski, nie poruszyły Hitlera. „Jestem przekonany, że uderzą na nich jak huragan!”93, oznajmił.
Von Bock, tradycyjny pruski wojskowy, natychmiast zaczął sumiennie przygotowywać się do poprowadzenia swych wojsk w serce Rosji, niezależnie od wątpliwości. Jednak ledwie dwa tygodnie później zadziwiło go odkrycie, że w wielu jego jednostkach brakuje żywności z powodu trudności zaopatrzeniowych. „Skoro racje ogranicza się już teraz, co będzie, gdy wkroczymy w głąb Rosji, daleko od naszych źródeł zaopatrzenia?”94, zapisał w swym dzienniku.
Hitler nie zadawał sobie takich pytań. Wielokrotnie już udowadniał wątpiącym, że ma rację, i był zdecydowany uczynić to ponownie. Podczas spotkania z generałami trzy tygodnie wcześniej już widział Niemcy, potężne dzięki przewidywanemu zwycięstwu w Związku Radzieckim, gotowe do „wojny przeciwko kontynentom”95. Innymi słowy, gdyby Stany Zjednoczone przyłączyły się do konfliktu, Niemcy miały dysponować zasobami świeżo podbitych terytoriów na wschodzie i bez wątpienia pokonałyby również tego wroga.
2
Dwie primadonny
Wedle wszelkich źródeł dla Winstona Churchilla punkt zwrotny – i największe wyzwanie – nadszedł w czasie bitwy o Anglię latem i jesienią 1940 r., gdy Luftwaffe bezskutecznie próbowała zdobyć panowanie na brytyjskim niebie przed ewentualną niemiecką inwazją. Wedle samego Churchilla jednak znalazł się on w jeszcze trudniejszym położeniu kilka miesięcy później, w początkach 1941 r. „Spoglądając wstecz na niemilknący tumult wojny, nie potrafię przypomnieć sobie okresu, w którym tak ogromna liczba problemów i ich presja obciążałyby mnie i moich kolegów w większym stopniu aniżeli w pierwszej połowie roku 1941”96, pisał premier w swoich wspomnieniach.
Bitwa o Anglię przerodziła się w Blitz, niemiecką kampanię bombową wymierzoną głównie w cele cywilne, która do swego zakończenia w maju 1941 r. miała przynieść 43 tysiące zabitych97. Trwały starcia z U-Bootami, nasilały się walki w Afryce Północnej, niemieckie zagrożenie wisiało nad Bałkanami. „Żaden z naszych problemów nie mógł być rozpatrywany w oderwaniu od całości”98, dodał Churchill. Zauważając, jak bliskie wyczerpania są zasoby militarne i gospodarcze jego kraju, oświadczył: „I to wszystko przez dłuższy czas robiliśmy sami”99. Następnie, odnosząc się do poprzedniego roku barwną przenośnią, stwierdził: „Z zupełnie gładkiej drogi zjechaliśmy na mocno wyboisty grunt”100.
Tymczasem Hitler nadal prezentował światu obraz niezachwianego przekonania o zwycięstwie. „Fuehrer ocenia pogodnie rozwój przyszłych wypadków wojennych”101, zapisał 1 stycznia w swym dzienniku hrabia Galeazzo Ciano, minister spraw zagranicznych Mussoliniego i jego zięć. W odróżnieniu od swych amerykańskich odpowiedników w Londynie, którzy codziennie informowali o losach stolicy walczącej ze zniszczeniami i brakami, Henry Flannery, następca Williama Shirera na stanowisku korespondenta CBS w Berlinie, odnotował niemal surrealistyczne poczucie oderwania. „W początkach 1941 r. niemal nie wiedzieliśmy w Berlinie, że trwa wojna”, wspominał. „Nie było przerywających sen nalotów, a konflikt zdawał się bardzo odległy”102.
Inaczej było w Londynie, gdzie okna biura Harolda Nicolsona, pracującego wówczas dla Ministerstwa Informacji, zostały wyrwane podmuchem bomby. Nicolson ocalał, ponieważ w tym czasie znajdował się poza brytyjską stolicą. Takie szczęśliwe ocalenia zdawały się jedynie umacniać wolę walki Brytyjczyków. „Bez wątpienia narasta przekonanie, że podobne potraktowanie Niemców to jedyne, co zrozumieją”, napisał 2 stycznia. „Walczymy z diabłami, więc nie rozumiem, dlaczego nie mielibyśmy sięgnąć po diabelskie sposoby, by pokazać im, jak to jest”103.
Wielka Brytania nie była wówczas w stanie tego zrobić. Stany Zjednoczone nadal oficjalnie miały status obserwatora, Związek Radziecki zaś przestrzegał paktu zawartego z Hitlerem, Brytyjczycy nie mieli więc żadnego potężnego sojusznika gotowego całkowicie zaangażować się w walkę. Jednakże to, iż Wielka Brytania nadal walczyła na tym „mocno wyboistym gruncie”, było niezwykłym osiągnięciem.
Od objęcia urzędu w maju 1940 r. Churchill poderwał swój naród do walki, umieszczając go w samym centrum narracji „Jesteśmy sami” i przedstawiając Brytyjczyków jako ostatnich sprawiedliwych broniących się przed brunatną falą, która zalała resztę Europy. Także inni najwyżsi dostojnicy wspierali ten przekaz. „Osobiście czuję się lepiej z tym, że nie mamy sojuszników, o których trzeba by się troszczyć i którym trzeba by schlebiać”104, oświadczył król Jerzy VI.
Generał Hastings Ismay, główny doradca wojskowy Churchilla podczas wojny, dodał: „Byliśmy oto sami. A zatem, miast czuć niepokój, odczuliśmy ulgę, wręcz euforię. Odtąd wszystko miało być prostsze. Byliśmy panami swego losu”105. Konserwatywny deputowany Victor Cazalet, który tak jak Churchill wcześnie i często bił na trwogę z powodu zamiarów Hitlera, pisał ponuro: „Francja pobita, poza wojną, defetystyczna i antybrytyjska”. Mimo to także on podkreślał, że „niektórych to wręcz podniosło na duchu, gdyż lepiej nie musieć liczyć się z kimkolwiek”106.
W rzeczywistości jednak Wielka Brytania nie była zupełnie sama, nawet w tej niebezpiecznej pierwszej fazie. Spektakularna ewakuacja wojsk brytyjskich, francuskich, polskich i innych z Dunkierki i pozostałych francuskich portów oznaczała, że tworzył się już zalążek nowej koalicji; stał się on podstawą operacji dla wszystkich tych, którzy pragnęli kontynuować walkę.
Wśród nich był mój dziadek Zygmunt Nagórski, członek rządu RP na uchodźstwie, ewakuowanego ze swej poprzedniej siedziby we francuskim Angers. „Dla nas ta wyspa stała się jedynym krajem, gdzie była możność dalszej walki”107, wspominał. Inni polscy wygnańcy nazwali swój nowy, tymczasowy dom „wyspą ostatniej nadziei”108. Belgijski minister spraw zagranicznych Paul-Henri Spaak był jednym z nielicznych członków swego rządu, którzy postanowili uciec do Londynu, podczas gdy większość