Piętnaście minut później był już na dole. Zastał Jane w kuchni. Ubrana w szlafrok, siekała paprykę i pieczarki.
– Cześć, śpiochu. Czujesz się lepiej?
– Tak. Choć wybacz mi, jeśli dziś będę gadał do czwartej rano.
– Mnie to pasuje, wiesz, że jestem nocnym markiem.
Nick wziął z deski do krojenia kawałek papryki i ugryzł.
– Co u ciebie, lubisz swoją nową pracę?
– Tak, o wiele bardziej, niż się spodziewałam. Z początku robiłam to przez grzeczność, dla zaprzyjaźnionego fotografa. Tak szczerze mówiąc, starałam się zabić czas, póki… no, w każdym razie ja i Paul czekaliśmy na to, że urodzą się nam dzieci. Teraz nie ma już takiej opcji, więc chyba pozostaje mi oddać się pracy.
– Paul wspomniał mi rano, że mieliście trochę problemów – powiedział ostrożnie Nick.
– Tak? – Westchnęła. – Ciekawe, że nigdy specjalnie nie zastanawiałam się nad posiadaniem dzieci. W gruncie rzeczy jako nastolatka i po dwudziestce robiłam wszystko, żeby ich nie mieć. Ironia losu. Nie przyszło mi do głowy, że… – Jane przerwała krojenie i zapatrzyła się w przestrzeń. – Jak sądzę, każdy myśli, że to naturalne prawo każdej kobiety. Niestety, dopiero kiedy zdasz sobie sprawę, że czegoś mieć nie możesz, zaczynasz tego naprawdę chcieć.
– Bardzo mi przykro, Jane.
– Dzięki. – Jane odgarnęła z czoła kosmyk blond włosów i znów zabrała się do krojenia. – A najgorsze, że stale myślę, jak bardzo katowałam swoje ciało, kiedy byłam młodsza. Funkcjonowałam, jak reszta modelek, na samej kawie i papierosach.
– Przecież lekarze nie powiedzieli, że to przez ciebie?
– Nie. Jesteśmy wśród niewielkiego procentu par, u których nie można ustalić przyczyny. W każdym razie najgorsze za nami. Pogodziliśmy się z tym, że nasze gniazdo pozostanie puste, a ja już nie szlocham na widok każdego wózka z niemowlakiem.
– Och, Janey. – Nick podszedł do niej i ją uściskał.
– No, ale co z tobą, Nick? – Szybko otarła oczy. – Musiałeś mieć kogoś bliskiego przez te dziesięć lat?
– Właściwie nie. Jakieś kobiety były, oczywiście, jednak… – wzruszył ramionami – jakoś nic z tego nie wynikło. Raz się sparzyłem i starczy. Niczego mi nie brakuje.
Otworzyły się drzwi frontowe i po chwili do kuchni wpadł Paul.
– Dobry wieczór, kochanie! – Porwał żonę w ramiona, zakręcił nią i pocałował ją w usta. – Zdobyłem właśnie przeuroczą kameę. Jeszcze sprawdzamy, ale wygląda na to, że należała do lady Emmy Hamilton, z którą romansował na boku lord Nelson. Nick, przyjacielu, jak ci minął dzień?
– Śpiąco – odparł Nick. – A teraz usunę się wam z drogi i zajrzę do pubu naprzeciwko. Marzy mi się pierwszy porządny kufel piwa na angielskiej ziemi.
– Wróć na ósmą, Nick! – zawołała Jane, kiedy wychodził z kuchni.
– Zrobi się! – odkrzyknął.
Przeszedł przez ulicę, zamówił duży kufel piwa z pianką i usadowił się na stołku przy barze. Upił łyk i uśmiechnął się z zadowoleniem. Rozkoszując się smakiem i atmosferą typowego brytyjskiego pubu, pomyślał, że ostatnie, na co ma ochotę, to spędzić pierwszy wieczór w Anglii na uprzejmych rozmowach przy kolacji z całkiem obcymi ludźmi.
Pół godziny później, po uraczeniu się drugim piwem, wyszedł z pubu i ruszył Kensington Church Street, oglądając wystawy wielu ekskluzywnych antykwariatów, które się tam mieściły. Przystanął i rozejrzał się dokoła. Czy mógłby tu mieszkać? Zostawić słoneczne, spokojne Perth z jego cudownymi pustymi plażami, by osiąść w jednym z miast o najbardziej gorączkowym rytmie życia?
– Nie wspominając już o pogodzie… – mruknął pod nosem, kiedy zaczął siąpić deszcz.
Zapatrzył się na cudowną komodę w stylu króla Jerzego, wyeksponowaną na wystawie jednego ze sklepów. I pomyślał, że mógłby.
*
– Nick, już martwiliśmy się, że cię porwali. Tak długo nie byłeś w Londynie. Chodź, poznasz wszystkich. – Jane, bardzo elegancka w skórzanych spodniach i jedwabnej bluzce, popchnęła go do salonu. – Kieliszek szampana?
– Czemu nie.
Nick wziął kieliszek i uprzejmie kiwał głową, gdy Jane przedstawiała go reszcie gości. Potem usiadł na kanapie obok atrakcyjnej brunetki, żony, jeśli dobrze zapamiętał, rozmawiającego z Paulem podstarzałego sobowtóra Ronniego Wooda.
Kiedy zaczęła zadawać mu bzdurne pytania na temat kangurów i koali, Nick poczuł, że będzie to bardzo długi wieczór. A co gorsza, nie widział możliwości ucieczki.
Rozległ się dzwonek do drzwi. Jane poszła otworzyć. Wróciła z kobietą, której oryginalna uroda robiła piorunujące wrażenie nawet na kimś tak zgorzkniałym jak Nick. Wysoka, o alabastrowej karnacji i wspaniałych tycjanowskich włosach. Nick nie mógł oderwać od niej oczu, gdy Jane ją przedstawiała. W długiej, zapinanej do samego dołu na malutkie perłowe guziczki, aksamitnej zielonej sukni ze stójką wyglądała, jakby zeszła prosto z piętnastowiecznego florenckiego obrazu.
– Nick, poznaj Tammy Shaw, jedną z moich najdawniejszych przyjaciółek – powiedziała Jane, podając Tammy kieliszek szampana.
Tammy milczała. Patrzyła na niego trochę kpiąco swoimi wielkimi zielonymi oczami. Nick wstał i wyciągnął dłoń.
– Bardzo mi miło, Tammy.
– Nick przyleciał dziś z Australii – dodała Jane.
Przesunął się, by zrobić miejsce na kanapie, i Tammy usiadła obok niego.
– Skąd znasz Jane i Paula? – zapytał.
– Janey poznałam lata temu, na swojej pierwszej sesji zdjęciowej. Pomogła mi i od tamtej pory się przyjaźnimy.
– Czyli też jesteś modelką?
– Byłam, tak. – Skinęła głową, upijając łyk szampana i rozglądając się po pokoju.
Nick czuł, że ona traktuje go jak natręta. Nic dziwnego. Kobieta o takiej aparycji na pewno stale musiała opędzać się od adoratorów.
– Szczerze mówiąc – ściszył głos – proszona kolacja to nie całkiem to, co mi się marzyło pierwszego wieczoru w kraju, więc wybacz, jeśli plotę trzy po trzy.
– Ja nie znoszę takich imprez. – Tammy wreszcie uśmiechnęła się lekko. – Szczególnie jak się jest na czymś takim dla urozmaicenia, jako singielka. Ale Janey to moja najbliższa przyjaciółka, dla niej robię wyjątek. Mieszkasz w Londynie, Nick?
– Nie, zatrzymałem się tymczasowo u Jane i Paula.
– A ty gdzie ich poznałeś?
– Paula w szkole podstawowej, kiedy miałem dziewięć lat. Uratowałem go przed bandą łobuzów, którzy próbowali mu wetknąć głowę do kibla. Od tamtej pory się przyjaźnimy. – Nick z uśmiechem spojrzał na Paula. – On się nic a nic nie zmienił