Starał się cieszyć sukcesem, ale już od jakiegoś czasu wiedział, że musi poszukać sobie nowych wyzwań. Zastanawiał się nad otwarciem sklepów w Sydney i Melbourne, jednak odległość między tymi miastami sprawiała, że byłoby to trudne, szczególnie z uwagi na transport mebli. Poza tym miał dość pieniędzy i zdobył dość doświadczenia, by wejść do wyższej ligi. Wiedział, że jeśli nie spróbuje teraz, to pewnie nigdy. Krótko mówiąc, to oznaczało powrót do kraju.
Postanowił spędzić trochę czasu w Londynie i rozejrzeć się po rynku antyków, pójść na kilka najbardziej cenionych aukcji i obejrzeć parę miejsc na sklep, które znalazł w internecie. Chciał też sprawdzić, jak się poczuje w Anglii. Jeśli się tutaj nie odnajdzie, zawsze może przenieść się do Nowego Jorku.
– Jesteśmy na miejscu. Gordon Place numer sześć.
– Dziękuję – powiedział Nick, płacąc kierowcy.
Taksówka odjechała, a Nick wziął walizkę i podszedł do drzwi frontowych porośniętego wisterią domu. Choć było stąd tylko parę minut spacerem do ruchliwej Kensington High Street, tu panowały cisza i spokój. Nick z przyjemnością patrzył na eleganckie rezydencje stojące tutaj od setek lat, tak inne od rozrastającej się szaleńczo nowoczesnej zabudowy Perth.
Zadzwonił do drzwi.
– Nick! Witaj! – Paul Lyons-Harvey zamknął go w niedźwiedzim uścisku, po czym klepnął go w plecy. – Patrzcie, patrzcie! Nic a nic się nie zmieniasz! Nadal masz włosy, nie to co niektórzy. – Paul pogładził swoją łysinę na czubku głowy, po czym złapał walizę Nicka i wniósł ją do środka.
– Nick!
Znów został uściskany, tym razem przez Jane, żonę Paula, wysoką smukłą blondynkę, której twarz o idealnie regularnych rysach zdobiła niegdyś okładki „Vogue’a”.
– Ten to trzyma formę, co? – powiedział Paul, prowadząc Nicka wąskim holem do kuchni.
– Jasne. To pewnie przez to całe surfowanie udało mu się nie przytyć. Suszę Paulowi głowę, że ma być na diecie, ale on po jednym dniu znów się objada – rzuciła Jane, całując czule łysinkę swojego niewysokiego, bezsprzecznie pulchnego męża.
– Bozia poskąpiła mi wzrostu, to nadrabiam obwodem w pasie. – Paul zachichotał.
– Za dobrze się powodzi, co? – Nick usiadł przy kuchennym stole i wsunął pod niego nogi.
– Muszę przyznać, że w ostatnich latach szło mi nie najgorzej. W końcu trzeba skądś brać na te futra i klejnoty dla swojej staruszki.
– Racja – zgodziła się Jane, włączając czajnik. – Przecież nie wyszłam za ciebie dla twojej oszałamiającej urody, prawda, kochanie? Kawy, Nick?
– Tak, poproszę – powiedział, podziwiając długie nogi ubranej w wąskie dżinsy Jane.
I kolejny raz pomyślał, że choć jego najstarszy przyjaciel i Jane kompletnie nie pasują do siebie fizycznie, to są jednym z najlepszych małżeństw, jakie zna. Idealnie się uzupełniali. Paul, arystokratyczny marszand, i Jane, elegancka i rzeczowa, ze swoim spokojem, który równoważył porywczy charakter męża. Uwielbiali się nawzajem.
– Bardzo jesteś zmęczony? – spytała Nicka Jane, stawiając przed nim kawę.
– Dość – przyznał. – Chętnie przespałbym się kilka godzin, jeśli nie macie nic przeciwko temu.
– Skądże znowu, tyle że wieczorem urządzamy tu przyjęcie. Zaplanowaliśmy je, zanim dowiedzieliśmy się, że przyjeżdżasz – wyjaśniła przepraszająco Jane. – Byłoby cudownie, gdybyś do nas dołączył, jeśli masz ochotę, ale jak nie dasz rady, to nic się nie przejmuj, nie ma sprawy.
– Na twoim miejscu nie przepuściłbym takiej okazji. Na liście gości jest naprawdę niezła sztuka – wtrącił tubalnym głosem Paul. – Urocza dziewczyna z dobrych starych czasów, kiedy Jane chodziła po wybiegach. Jak przypuszczam, nadal nie dałeś się usidlić?
– Nie. Jestem wiecznym kawalerem. – Nick wzruszył ramionami.
– No, przy tej twojej opaleniźnie w dwadzieścia cztery godziny ustawi się tu kolejka pań pod drzwiami – powiedziała Jane. – W każdym razie ja muszę już iść. Mam w południe zdjęcia, a jeszcze nie znalazłam butów do sesji.
Jane kilka lat wcześniej rzuciła pracę modelki. Teraz zajmowała się modą jako stylistka i jak wynikało z maili Paula, miała wielkie wzięcie.
– Odpocznij trochę i spróbuj zebrać siły na wieczór. Przyda nam się dodatkowy facet w towarzystwie. – Jane pomasowała Nickowi ramiona, po czym pocałowała męża w usta i ulotniła się z kuchni.
– Ty to masz fart, brachu. – Nick uśmiechnął się szeroko. – Jane jest naprawdę cudowna. Oboje wyglądacie na tak samo szczęśliwych jak dziesięć lat temu.
– Racja – przyznał Paul. – Ale w każdym małżeństwie są jakieś problemy, stary. My też mamy swoje, jak wszyscy.
– Naprawdę? Nikt by się nie domyślił.
– Nie, ale może zauważyłeś, a może nie, że brakuje tu tupotu małych stópek. Staramy się prawie od sześciu lat i nic.
– Paul… Nie wiedziałem. Przykro mi.
– No cóż, nie można mieć wszystkiego, prawda? Myślę, że to gorsze dla Jane, bo jest kobietą i tak dalej. Próbowaliśmy różnych sposobów, robiliśmy wszystkie badania, dwa razy przeszliśmy in vitro. I powiem ci, że jeśli jest jakieś antidotum na seks, to właśnie to. Okropnie zniechęca, kiedy trzeba to robić tak a tak, w konkretnym dniu, o określonej porze.
– Mogę sobie wyobrazić.
– W każdym razie postanowiliśmy więcej tego nie przechodzić. To była ciężka próba dla małżeństwa. Teraz Jane wydaje się dość zadowolona ze swojej pracy, a ja zdecydowanie mam dobrą passę.
– Znalazłeś coś ciekawego? – Nick chętnie zmienił temat, co najwyraźniej odpowiadało też Paulowi.
– Podczas swoich podróży trafiłem na jednego Canaletta – rzucił lekkim tonem. – Oczywiście dostałem za niego niezłą cenę. Zapewniłem nam emeryturę i teraz zarabiamy już tylko dla przyjemności. A co tam u ciebie?
– W porządku. No, w każdym razie finansowo, choć nadal szukam swojego Canaletta. – Nick się uśmiechnął.
– Wytypowałem parę miejsc, które powinny być dla ciebie idealne na sklep, jeśli zdecydujesz się coś otworzyć w Londynie. Na pewno orientujesz się, że rynek antyków trochę podupadł. Ta moda na stal nierdzewną i modernistyczny minimalizm… no wiesz. Ale przy recesji, kiedy wszyscy martwią się spadkiem na giełdach, zaczną wracać do kupowania tego, co, jak mają nadzieję, nie straci na wartości. Tyle że teraz każdy uważa się za znawcę. Powstaje mnóstwo programów telewizyjnych na ten temat. Ludzie gotowi są płacić sporo za jakość, ale byle czego już im się nie wciśnie.
– To dobrze, bo ja zamierzam działać na najwyższym poziomie, tak jak w Lavenham, zanim wyjechałem – powiedział Nick, tłumiąc ziewnięcie. – Przepraszam. To była długa podróż, Paul. Jestem dętka. W samolocie wiele nie pospałem.
– Pewnie, pewnie. Idź na górę, odpocznij, a ja chyba powinienem się pokazać na Cork Street. – Znów klepnął Nicka w plecy. – Miło, że do nas wróciłeś. Wiesz, że możesz u nas mieszkać, jak długo zechcesz.
– Dzięki. – Nick wstał. – Naprawdę bardzo sobie cenię, że mnie przyjęliście. Uwielbiam