Gdy się zbliżyłam, zdumiało mnie, jak motyle mogą pozostawać w tak absolutnym bezruchu, i zastanawiałam się, co mogą znaleźć do jedzenia w swoim szklanym więzieniu.
A potem dostrzegłam główki szpilek, którymi je przypięto. Rozejrzałam się po innych ścianach. Na nich też było pełno motyli, które schwytaliśmy przez te lata.
Jęknęłam z przerażenia, obróciłam się na pięcie, zbiegłam ze schodów i wyskoczyłam do ogrodu. Widząc, że od strony domu idzie tu Daisy, skręciłam i rzuciłam się w zarośla za rotundą. Kiedy byłam już dość daleko, padłam na ziemię przy korzeniach wielkiego dębu, żeby złapać oddech.
– One nie żyją! Są martwe! Martwe! Jak mógł mnie tak okłamywać?! – krzyknęłam, szlochając.
Długo nie wychodziłam z lasu, aż wreszcie usłyszałam, że Daisy mnie woła. Chciałam spytać tatę, dlaczego zabił te piękne istoty i porozwieszał je sobie jak trofea, dlaczego chciał je oglądać martwe na ścianie.
Ale oczywiście nie mogłam o to spytać, bo go tu nie było. Musiałam wierzyć, że był jakiś naprawdę ważny powód tych mordów w naszym motylim królestwie.
Wstałam i ruszyłam wolno do domu, wciąż nie znajdując żadnego wytłumaczenia. Wiedziałam tylko, że nigdy więcej nie chcę już zaglądać do pokoju na szczycie wieży.
Dom Admirała
Wrzesień 2006 roku
Motyli krzew
(Buddleja davidii)
Rozdział 1
Posy była w ogrodzie warzywnym i wyrywała marchewki, gdy usłyszała dzwonek komórki. Wyciągnęła telefon z kieszeni kurtki i odebrała.
– Cześć, mamo. Nie budzę cię przypadkiem?
– Skądże znowu, a gdyby nawet, to zawsze cieszę się, że cię słyszę. Jak się masz, Nick?
– Dobrze, mamo.
– Jak tam w Perth? – spytała, wstając i idąc w kierunku kuchni.
– Coraz tu goręcej, kiedy w Anglii robi się coraz zimniej. Co u ciebie?
– Wszystko w porządku. Jak wiesz, tu niewiele się zmienia.
– Słuchaj, dzwonię, żeby powiedzieć ci, że pod koniec tego miesiąca przyjeżdżam do Anglii.
– Och, Nick! To wspaniale. Nareszcie, po tylu latach.
– Dziesięciu, dokładnie – sprecyzował jej syn. – Chyba już najwyższy czas, nie sądzisz?
– To prawda. Jestem w siódmym niebie, kochanie. Wiesz, jak bardzo za tobą tęsknię.
– A ja za tobą, mamo.
– Jak długo zostaniesz? Czy mogę liczyć, że będziesz gościem honorowym na moich siedemdziesiątych urodzinach w czerwcu? – spytała z uśmiechem Posy.
– Jeszcze zobaczymy, jak się ułoży, ale nawet jeśli zdecyduję się tu wracać, to przecież nie odmówię sobie tej przyjemności, żeby być na twoim przyjęciu.
– Mam przyjechać po ciebie na lotnisko?
– Nie, nie zawracaj sobie tym głowy. Chcę zatrzymać się na kilka dni w Londynie u moich przyjaciół, Paula i Jane. Mam coś do załatwienia. Zadzwonię, jak bardziej wyklarują mi się plany. Przyjadę do domu, to się zobaczymy.
– Już nie mogę się doczekać.
– Ja też, mamo. To trwało za długo. Muszę kończyć, ale wkrótce się odezwę.
– Fajnie. Och, Nick… aż nie chce mi się wierzyć, że przyjeżdżasz.
Usłyszał, że głos jej się łamie.
– Mnie też. Ściskam cię, zadzwonię, kiedy tylko będę wiedział, na czym stoję. Do usłyszenia, pa.
– Pa, pa, kochanie.
Posy opadła na siedzenie starego skórzanego fotela, stojącego obok piecyka. Zrobiło się jej słabo z emocji.
Miała dwóch synów, ale to wspomnienia z dzieciństwa Nicka były najmocniejsze. Urodził się tuż po tragicznej śmierci swojego ojca i może dlatego miała tak silne poczucie więzi z tym dzieckiem, niepodzielnie należącym do niej samej.
Przez jego przedwczesne przyjście na świat – do czego niemal na pewno przyczynił się wstrząs, jaki przeżyła z powodu utraty Jonny’ego po trzynastu latach małżeństwa – Posy nie miała czasu na pogrążanie się w żałobie. Trzeba było zająć się noworodkiem i starszym synkiem, trzyletnim Samem.
Mimo rozpaczy musiała uporządkować wiele spraw, podjąć wiele trudnych decyzji. Wszystkie plany na przyszłość, które snuła z Jonnym, upadły. Zdała sobie sprawę, że z dwójką małych dzieci – które szczególnie teraz potrzebowały miłości i uwagi matki – nie da rady przekształcić Domu Admirała tak, by zapewniał im utrzymanie, jak zamierzali.
Myślała, że jeżeli w ogóle można mówić o czymś takim jak najgorszy moment, by stracić męża, to właśnie wtedy był taki czas. Po dwunastu latach służby wojskowej w różnych zakątkach świata Jonny postanowił przejść do cywila i spełnić w końcu wielkie marzenie Posy – osiąść w jej rodzinnych stronach i stworzyć dzieciom oraz im obojgu prawdziwy dom.
Posy nastawiła czajnik. Przypomniała sobie, jak strasznie gorąco było wtedy w sierpniu, trzydzieści cztery lata temu, kiedy Jonny wiózł ich przez złociste pola Suffolk w kierunku domu. Od niedawna była w ciąży. Niepokój mieszał się z porannymi mdłościami, tak że musieli dwa razy przystawać. Kiedy wreszcie wjechali przez starą bramę z kutego żelaza, Posy wstrzymała oddech.
Na widok Domu Admirała zalała ją fala wspomnień. Wszystko wyglądało dokładnie tak, jak pamiętała, może tylko trochę się postarzało, ale przecież jej też przybyło lat. Jonny pomógł jej wysiąść z samochodu, a Sam podbiegł i złapał ją mocno za rękę, kiedy ruszyli schodami do wielkich frontowych drzwi.
– Chcesz je otworzyć? – spytała, podając synkowi klucz.
Skinął głową, a ona podniosła go, żeby mógł dosięgnąć do zamka.
Razem pchnęli ciężkie drzwi. Promienie słońca wdarły się do ciemnego wnętrza. Posy po omacku, z pamięci, znalazła włącznik i hol w jednej chwili zalało jasne światło. Wszyscy troje spojrzeli w górę, na cudowny żyrandol wiszący sześć metrów nad nimi.
Meble były okryte białymi prześcieradłami, na podłodze zebrała się warstwa kurzu. Jego drobinki zawirowały w powietrzu, gdy Sam podbiegł do pięknych rozłożystych schodów. Posy łzy napłynęły do oczu i zacisnęła powieki, czując, że wracają do niej obrazy, zapachy z dzieciństwa. Maman, Daisy, tata… Kiedy otworzyła oczy, zobaczyła Sama machającego do niej z góry. Dołączyła do niego, by obejrzeć resztę domu.
Jonny też zachwycił się tym miejscem, choć oczywiście miał obawy co do kosztów utrzymania.
– To ogromny dom, kochanie – powiedział, kiedy usiedli w kuchni. – I na pewno wymaga remontu.
– No, w końcu od dwudziestu siedmiu lat nikt tu nie mieszkał – odparła Posy, mając w oczach obraz Daisy wałkującej ciasto na starym dębowym stole.
Odkąd się wprowadzili, rozmawiali o tym, co zrobić, żeby Dom Admirała zaczął przynosić dochód, który uzupełniłby