– Jason! Widzieliśmy nagranie z tobą i Zoey. Wyglądacie na nim, jakbyście byli bardzo sobą zajęci w twoim samochodzie. Teraz jesteś z Jennifer. Jakiś komentarz?
„Ach! To tak się nazywa” – przypomniałem sobie.
– Miłego wieczoru, chłopaki – powiedziałem znudzonym tonem, ignorując ich pytania. Włożyłem ręce do kieszeni, a oni rozstąpili się, żeby mnie przepuścić. Ich głosy wznosiły się coraz wyżej w mojej głowie. Nie słyszałem, co mówią, ale wiedziałem, że następnego ranka otrzymam telefon od swojego agenta, Toma Symonda, który przez te wszystkie lata stał się moim dobrym przyjacielem, i oczywiście od mojej agentki prasowej, Megan.
Kilka minut później wracałem swoim samochodem do Bel Air, równie podminowany i pusty jak na początku tego wieczoru.
Rozdział 6
Olive
– Czy możesz mi przypomnieć, dlaczego ze mną nie pojechałaś? – szepnęłam do Lucy przez telefon, przyciskając czoło do ściany w kącie białej poczekalni, gdzie czekałam na swoją kolej.
– Uspokój się, kochanie. Wiesz, że gdyby nie zajęcia tej wrednej jędzy, trzymałabym cię za rękę na każdym kroku. Ta kobieta się na mnie uwzięła, nie mogę się już jej więcej narażać. Ale jak wrócisz do domu, będę czekać na ciebie z tequilą, żeby to uczcić. Skup się na tym. To pomoże.
Zamknęłam oczy. Miałam wrażenie, że zaraz zwymiotuję. Zaczęłam się przechadzać tam i z powrotem po swoim małym kąciku, usiłując się uspokoić i skoncentrować na czymś innym. „Przypomnij sobie coś wesołego” – zachęciłam samą siebie.
Coś wesołego.
Na białej kanapie w kształcie litery U siedziała blondynka. Przez ostatnie dziesięć minut była zajęta wysyłaniem SMS-ów i robieniem bezsensownych selfie. Była cała odpicowana i miała na sobie rzucającą się w oczy, sztuczną opaleniznę, która powoli się rozmazywała. Ani na sekundę nie odłożyła swojej komórki z uszami Myszki Miki.
Na litość boską, ile zdjęć można sobie zrobić, siedząc w tym samym miejscu i uśmiechając się tym samym fałszywym uśmiechem? Przestałam liczyć po trzydziestu.
Jęknęłam, gdy znów wydęła wargi i ścisnęła rękami piersi.
– Zaraz zwymiotuję – wyszeptałam do swojego telefonu.
– Och, zamknij się. Podciągnij majtki dużej dziewczynki i zaczaruj ich swoim pięknym, słodkim uśmiechem.
– Skoro dajesz ciała na całej linii w byciu najlepszą przyjaciółką, to przynajmniej przypomnij mi, dlaczego Char nie mogła tu ze mną przyjść.
– Charlotte trzęsłaby się ze strachu razem z tobą. To dlatego nie powiedziałyśmy jej, gdzie idziesz. Nie pamiętasz? – Lucy westchnęła głęboko.
No tak. Miała rację. Gdyby Charlotte była tu ze mną, zapamiętaliby nas jako drżący duet. Nie wywarłybyśmy dobrego wrażenia na nikim, a już na pewno nie na ludziach z wytwórni, którzy byli zainteresowani nakręceniem adaptacji mojej książki.
– Nienawidzę cię.
– Ja też cię kocham, moje niespokojne kochanie.
– Lucy – zajęczałam ponownie. – Spotkanie miało się zacząć o czternastej trzydzieści, a jest prawie piętnasta. Może powinnam wyjść? Może coś im się pomyliło. To znaczy… kogo ja oszukuję, prawda? Przecież to w ogóle nie dojdzie do skutku. Nie chcę tu sterczeć i czekać, aż ktoś wreszcie wyskoczy i rzuci: „Nabrałaś się, frajerko!”. Chcę do domu. Mogę wrócić do domu?
– Nie, nie możesz wrócić do domu. Zabraniam ci. Masz pójść na to spotkanie i wrócić z dobrą nowiną oraz furą pieniędzy. A teraz zamknij oczy.
– Dlaczego?
– Zrób to, Olive.
– Dobra. Mam zamknięte oczy. Możesz tu przyjść i je otworzyć, jeśli chcesz zdobyć tytuł przyjaciółki roku.
– Już dawno sobie na niego zasłużyłam, kochanie, więc na nic te twoje gierki. Masz zamknięte oczy?
– Tak – sapnęłam.
– Dobrze. Teraz wyobraź sobie, że jesteś rzeką.
– Aaaaa – jęknęłam. Tylko nie to. Znowu te bzdury. – Co robisz?
– Uspokajam cię, do diabła.
– Mówiąc mi, że jestem rzeką?
– Tak. Zamknij się i wyobraź sobie, że jesteś rzeką. Płyniesz. Nikt i nic nie może cię powstrzymać. Czujesz światło słońca na swoim… czymkolwiek i jesteś z tego powodu bardzo szczęśliwa. Jak promienna iskierka unosząca się w powietrzu. Zamieniasz się w mały wodospad, nie, zamieniasz się w majestatyczny wodospad, a teraz…
– Dobrze, już dobrze, Lucy – przerwałam jej, zanim zdążyła zarzucić mnie kolejnymi bzdurami. – Jestem spokojna. Uspokoiłaś mnie. Jestem zimną rzeką, która słyszy promienne iskierki, a potem zamienia się w majestatyczny wodospad.
– Świetnie, bardzo dobrze. Właśnie przeszedł obok mnie Jameson, prezentując mi swój seksowny tyłek, więc muszę iść i go w niego ugryźć.
Próbowałam coś wtrącić, ale mnie uciszyła.
– Nie zawiedź mnie. Spotkamy się w domu. Paaaaaaa!
Otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć, ale już się rozłączyła. Uśmiechnęłam się do siebie. Ani trochę nie udało jej się mnie uspokoić, ale przynajmniej mnie rozbawiła. Jak zawsze.
Rozejrzałam się po czarno-białym biurze. Wszystko wyglądało bardzo ekskluzywnie: dzieła sztuki na ścianach, meble i dywan. Nawet cholerne okna sprawiały wrażenie niesamowicie drogich i błyszczących. Czułam się tam naga, zdenerwowana, przerażona i podekscytowana. Czy wspominałam już o nagości? Zrobiłam krok do przodu, żeby usiąść obok cykającej sobie zdjęcia dziewczyny, ale kiedy zobaczyłam, jak wyciąga z torebki kijek do selfie, zmieniłam zdanie.
Pozostałam przy spacerowaniu tam i z powrotem.
Spojrzałam na recepcjonistki siedzące za ogromnym kontuarem w kształcie półksiężyca. Wszystkie wyglądały jak modelki, a nie sekretarki. Każdy najmniejszy kosmyk na ich głowach znajdował się na właściwym miejscu, moje włosy były stale rozczochrane i pofalowane. Zerknęłam na swoje ubranie… Cóż, wyraźnie nie pasowałam do ich ołówkowych spódniczek, bluzek i szpilek, ale wyglądałam całkiem dobrze. Zaledwie kilka godzin wcześniej Lucy zmusiła mnie do włożenia czarnej obcisłej spódnicy, zwykłej białej bluzki i cienkiego, skórzanego żakietu. Oczywiście próbowała mnie też nakłonić do włożenia butów na wysokich obcasach, ale udało mi się z tego wymigać i ostatecznie wybrałam swoje przynoszące szczęście glany. Wmawiałam sobie, że wyglądam modnie, szykownie i swobodnie, ale wciąż czułam się okropnie skrępowana.
Skoncentrowałam się na brunetce, która oznajmiła mi wcześniej, że muszę chwilę poczekać, bo szefowie mają opóźnienie. Ta chwila zamieniła się w czterdzieści minut dokładnie minutę temu.
Proszę, nie osądzajcie mnie. Zwykle jestem cierpliwa i nie mam problemu z czekaniem. Do diabła, w każdej innej sytuacji usiadłabym obok tej laski od selfie i zrobiłabym jej zdjęcia, jak robi sobie zdjęcia. Pośmiałybyśmy się z tego z Lucy i Charlotte po moim powrocie do domu. Ale czas mija naprawdę powoli, kiedy ledwo nad sobą panujesz i boisz się, że zwymiotujesz z nerwów przed nieznajomymi. To nie moja wina, że rzucałam w myślach sztylety w te