– Słucham?
– Och, nic. Przepraszam. – Posłałam jej niepewny uśmiech.
– Zaprowadzę panią do biura pana Thomasa. Czekają tam na panią.
– Dziękuję – wybąkałam.
Musiałam zebrać się w sobie i powstrzymać przed chwyceniem jej za rękę jak jakaś wariatka. Bóg mi świadkiem, że bardzo chciałam to zrobić, żeby ukraść jej choć odrobinę opanowania.
To wcale nie byłoby takie szalone, prawda?
Posłała mi szczery i właściwie pierwszy uśmiech, a następnie poprowadziła długim korytarzem.
Skręciłyśmy w prawo, mijając jeszcze droższe obrazy i plakaty filmowe, a potem w lewo, gdzie znajdowało się mnóstwo mniejszych biur. Za każdym razem, gdy przechodziłyśmy przez jakieś drzwi, byłam gotowa wyskoczyć ze skóry ze zdenerwowania. Kiedy minęłyśmy kolejny zakręt, zaczęłam się czuć jak chomik bezskutecznie usiłujący dostać się do swoich smakołyków. W końcu stanęłyśmy przed wielkimi drzwiami.
„Czy ja naprawdę tu jestem? Czy to się dzieje naprawdę?” – zastanawiałam się gorączkowo. „Cholera! Kogo ja oszukuję? Przecież to kompletna katastrofa! Nie jestem żadnym majestatycznym wodospadem. Ani nawet niczym podobnym”.
Brunetka stanęła przy drzwiach i położyła dłoń na klamce. Najwyraźniej czekała, aż podejdę bliżej, ale ja nie ruszałam się z miejsca. Podniosłam na nią wzrok.
Walka czy ucieczka?
Byłam już bliska ucieczki.
Cholera!
Ile zakrętów mam za sobą? Czy uda mi się znaleźć wyjście z tego piekielnego labiryntu?
Mimowolnie zrobiłam krok w tył, żeby zbadać grunt, ale natychmiast znalazła się obok mnie i zapytała, czy wszystko w porządku. Jej ręka z zaskakującą siłą podtrzymywała moje plecy.
Jęknęłam i zaczęłam kaszleć. Gdy wreszcie skończyłam z tymi nonsensami, jej twarz złagodniała.
– Przepraszam – wymamrotałam.
– Denerwuje się pani spotkaniem?
– Chyba to po mnie widać. – Próbowałam zachichotać.
– Nie ma powodów do zdenerwowania. Pani książka jest świetna – stwierdziła nonszalancko, czym całkowicie mnie zaskoczyła.
Otworzyłam oczy szeroko ze zdziwienia.
– Co? Czytała pani moją książkę? Wie pani, kim jestem? Czy właśnie powiedziała pani, że moja książka jest świetna? – zapytałam i wstrzymałam oddech. Cóż, najwyraźniej miała dobry gust. W końcu to była naprawdę cholernie dobra książka.
– Tak, czytałam i oczywiście, że wiem, kim pani jest. Jeśli przyjmie pani ich ofertę, mnóstwo osób dowie się o pani powieści. Trafiła pani na szczyt.
Ale ja już nie chciałam trafiać na szczyt. Marzyłam jedynie o tym, żeby wgramolić się do łóżka i schować pod kołdrą.
– Ale teraz musi pani tam wejść.
Uparcie czekała, aż ruszę się z miejsca.
– Pan Thomas ma napięty harmonogram, a już są opóźnienia.
Spojrzała na swój zgrabny zegarek, a potem na mnie.
– No dalej, zostało nam niewiele czasu.
Wciąż stałam jak wryta, ale zanim zorientowałam się, co się dzieje, otworzyła drzwi i wepchnęła mnie do środka.
Na szczęście odzyskałam równowagę, zanim upadłam na twarz. Usłyszałam za sobą wyraźny odgłos zamykających się drzwi i spojrzałam przez ramię.
„Zniknęła. Zdrajczyni!” – pomyślałam.
Stałam twarzą w twarz z trzema mężczyznami w garniturach. Z początku nie miałam pojęcia, co robić, ale po chwili się otrząsnęłam i podeszłam do nich. Być może nawet wyglądałam jak ktoś, kto wie, co robi.
Założyłam, że ten łysy to Bobby Thomas. Zrobił krok w moją stronę i podał mi rękę.
– Witam, panno Taylor, jestem Bobby – powitał mnie z serdecznym uśmiechem. Gdyby nie wbijał wzroku w moje piersi, powiedziałabym, że wydał się dość sympatyczny. Naturalnie zirytowało mnie jego zachowanie.
– Miło mi pana poznać, panie Thomas – powiedziałam wymownie, żeby zwrócić jego uwagę na moją twarz.
– Skończmy z tą kurtuazją. Mów mi Bobby. Na pewno poznamy się lepiej.
Zmusiłam się do uśmiechu i delikatnie wyjęłam dłoń z jego uścisku.
Pozostali dwaj nie wstali z miejsc, ale przyglądali mi się uważnie. Bobby poprowadził mnie do długiego stołu naprzeciwko olbrzymich okien sięgających od podłogi do sufitu.
Rozejrzałam się dookoła i zauważyłam, że znajduję się w jakiejś wielkiej sali konferencyjnej. Wcale nie ukoiło to moich zszarganych nerwów. Czułam się tam jak ryba wyciągnięta z wody.
– Olive, to znaczy… Czy mogę mówić do ciebie po imieniu?
– Jasne – wymamrotałam, rozproszona dotykiem jego dłoni na moich plecach.
– Świetnie. Olive, chciałbym przedstawić cię najmłodszemu członkowi naszej firmy, Keithowi Cannonowi.
Ze swoimi jasnoniebieskimi oczami i ostrymi kośćmi policzkowymi Keith Cannon zrobił na mnie imponujące pierwsze wrażenie.
– Miło cię poznać, Keith. Jestem Olive Taylor. – Uśmiechnęłam się do niego i uścisnęłam jego ciepłą dłoń. Miał długie, mocne palce. Jego zęby wydawały się nieco zbyt białe, ale w LA niewielu było ludzi o naturalnej urodzie.
Następnie Bobby przedstawił mnie nieco niższemu i młodszemu facetowi siedzącemu obok Keitha, który wstał i energicznie uścisnął mi dłoń, przerwawszy na chwilę pisanie na laptopie.
– Domyślamy się, że to wszystko jest dla ciebie bardzo ekscytujące. Jeśli dojdziemy do porozumienia, Harry Schuman będzie scenarzystą tego filmu. To ważne, aby przedstawił twoją opowieść równie dobrze, jak ty zrobiłaś to na kilkuset stronach swojej książki. Dlatego chciałem, żebyś go poznała i wysłuchała jego pomysłów. W zasadzie przybył tu na nasze następne spotkanie, ale mamy dziś małe opóźnienie, więc skoro już tu jest, chcemy, żebyście ze sobą porozmawiali.
Pokiwałam głową i po wymianie uprzejmości usiadłam naprzeciwko nich.
– Rozumiemy, że w tej chwili nie masz swojego agenta, Olive. Zgadza się? – zapytał Keith.
– Tak – potwierdziłam. – Nie spodziewałam się sukcesu. W ogóle. Jestem niezależną pisarką i jak zapewne wiecie, Pragnienia duszy to moja pierwsza powieść. To wszystko wydaje mi się bardzo nierealne.
– Rozumiemy, że możesz być trochę oszołomiona, ale twoja powieść naprawdę zrobiła na nas ogromne wrażenie. Zależało nam na skontaktowaniu się z tobą, zanim ktoś nam cię ukradnie.
– Keith ma rację. – Bobby przejął pałeczkę. – Chcemy, żebyś potraktowała to jako pierwszy krok w naszej współpracy. Nie musisz dziś o niczym decydować, ale wiedz, że bardzo nam zależy na tym projekcie. Powinnaś także wiedzieć, że… przepraszam.
Przerwał nam dźwięk jego telefonu. Bobby odczytał w nim jakąś wiadomość, po czym podniósł wzrok i z roztargnieniem machnął do nas ręką.
– Muszę