JA: Zajęty? Czym? Już znalazłeś sobie nową przyjaciółkę, co? Szybki jesteś.
JASON: Rozśmieszasz mnie. Siostra Dylana mnie dopadła. Trudno to nazwać przebywaniem w ramionach innej dziewczyny.
Nie wiedząc, że za chwilę po raz pierwszy w życiu pęknie mi serce, stłumiłam ból, jaki wywołało we mnie słowo „dopadła”, i zmusiłam się do wysłania kolejnego SMS-a.
JA: Jest prawie druga w nocy, a Ty byłeś z siostrą Dylana? To brzmi ciekawie. Napisz coś więcej.
JASON: To tylko dziecko. Przylepa, która wszędzie za mną łazi, ale to jeszcze dziecko. Czasem o tym zapomina. Bardzo mnie ciekawi, kim jesteś. Chcesz, żebym się dowiedział?
Przeczytałam tę wiadomość tysiąc, a może milion razy. Łza spłynęła mi z kącika oka. Naciągnęłam na siebie kołdrę i położyłam się.
Po chwili delikatnie odłożyłam telefon na bok i zsunęłam kołdrę z twarzy, wbijając wzrok w ciemny sufit. W pewnym momencie poczułam wibrowanie sygnalizujące przyjście dwóch nowych wiadomości, ale je zignorowałam. Nie, to nieprawda. Pamiętam jak przez mgłę, że sięgnęłam po komórkę i skasowałam te SMS-y, zanim kolejne niespodziewane słowa zdążyły jeszcze bardziej mnie zranić. Nie mogłam ich przeczytać, nawet gdybym pragnęła się torturować.
„Przylepa”? „Dopadła”? – nie mogłam zapomnieć tych określeń. Moje serce rozpadło się na kawałki i nagle myśl o tym, że rano zobaczę Jasona, wydała mi się nie do zniesienia, podobnie jak fakt, że śpi w pokoju naprzeciwko.
Opuszczając nogi z łóżka, nie zwróciłam nawet uwagi, że popchnęłam swój telefon ku drzwiom szafy.
Kilka sekund później Dylan wpadł do mojego pokoju.
– Słyszałaś…? Olive, co się stało? – zapytał.
Spojrzałam na brata i otarłam łzy, ale kolejne wciąż spływały po moich mokrych policzkach.
Usiadł na łóżku i delikatnie położył dłoń na moich plecach, a ja zarzuciłam mu ręce na szyję i wtuliłam się w niego mocno. Objął mnie ramionami.
Ciepłymi i bezpiecznymi.
Usłyszałam kroki u progu, ale nie śmiałam podnieść wzroku. Nie chciałam zobaczyć Jasona. Myślałam, że już nigdy nie spojrzę mu w oczy.
– Przepraszam, to tylko zły sen – powiedziałam, wstrzymując oddech przy szyi Dylana.
– W porządku, siostrzyczko – uspokoił mnie. Zawahał się, po czym dodał: – Ja też przepraszam.
Następne kilka dni, podczas których Jason spał w pokoju naprzeciwko i siedział obok mnie przy stole, były dla mnie czystym piekłem. Najgorzej było patrzeć na jego uśmiech i wiedzieć, że nic nie znaczy.
Może nigdy nie znaczył.
Rozdział 3
Jason
Pierwszą rzeczą, jaką zobaczyłem, gdy otworzyłem oczy, była zmartwiona twarz Emily nachylającej się nade mną.
– Dzień dobry – przywitałem się i ziewnąłem. – Która godzina? Przegapiliśmy śniadanie?
Przetarłem oczy i usiłowałem oprzytomnieć, siadając na prowizorycznym łóżku, z którego korzystałem prawie co drugi dzień przez ostatnie siedem lat.
– Jason, kochanie… – Napięcie w głosie Emily natychmiast mnie zaniepokoiło.
Mój wzrok padł na Dylana. Siedział na skraju łóżka, obejmując głowę dłońmi. W drzwiach zobaczyłem jego ojca, Logana Taylora – strażaka, człowieka, którego szanowałem bardziej niż swojego starego. Jego spojrzenie było twarde jak stal.
– Co się stało? – zapytałem, gdy zaczęła do mnie docierać okropna myśl.
Emily, kobieta, którą kochałem prawdopodobnie bardziej niż własną matkę, usiadła obok mnie i chwyciła mnie za rękę swoją małą, delikatną dłonią. Miała ślady po oparzeniu sięgające jej prawie do ramienia, ale nigdy mnie to nie raziło, w przeciwieństwie do wielu młodych i starych ludzi, którzy zawsze zwracali na nie uwagę.
– Jasonie, nie wiem, jak to powiedzieć – zaczęła.
Nastąpiła kolejna chwila ciszy.
– Czy ktoś może w końcu…? Dylan? Co się stało, stary?
Nadal cisza.
– Dobra, zaczynacie mnie przerażać.
– Logan – szepnęła Emily i spojrzała rozpaczliwie na męża.
Ojciec Dylana potrząsnął głową, opuścił ramiona i wszedł do pokoju, żeby usiąść obok syna, a naprzeciwko mnie.
Przyjaciel uniósł głowę i zobaczyłem jego przekrwione oczy. Natychmiast skierowałem wzrok na stalowe oczy jego ojca. Znacznie łatwiej było mi na nie patrzeć. Gniew był zawsze łatwiejszy w obsłudze niż inne emocje. Nauczyłem się tego od mojej rodziny.
– Jestem gotów – oświadczyłem, nie spuszczając wzroku z Logana. – Proszę, powiedz mi, co się stało.
Nie miałem pojęcia, że nie jestem ani trochę gotowy na słowa, które miałem usłyszeć.
– Synu – zaczął, bo właściwie tak mnie traktował, jak syna. – Dasz sobie z tym radę.
To nie było pytanie, mimo to przytaknąłem.
– Twoja matka przedawkowała wczoraj w nocy tabletki nasenne. Odeszła – dodał.
Mrugnąłem. Kiwnąłem głową.
– Kto ją znalazł? – zapytałem ciężkim głosem.
– Twój ojciec wrócił dziś rano z podróży. Wezwał ambulans, ale Lorelai już nie było.
– Rozumiem. Gdzie jest mój ojciec?
– W szpitalu. Rozmawiałem z nim kilka minut temu.
Znów skinąłem głową bezradnie. Co mogłem jeszcze zrobić? Co powinienem był zrobić?
– Dziękuję. – Ścisnąłem szybko dłoń Emily. – Dziękuję, że to wy mi to mówicie.
Osoby w tamtym pokoju były dla mnie rodziną, bardziej niż moi rodzice. Doceniałem troskę, jaką ujrzałem w ich oczach – ich troskę o mnie. W oczach mojej matki nigdy niczego takiego nie widziałem. Alkohol był dla niej ważniejszy niż syn.
Podniosłem się powoli.
– Chyba powinienem pójść… do domu.
Ale przecież nigdy nie miałem domu. To był mój dom. A tamten budynek po drugiej stronie ulicy? Nie bardzo.
Dylan i Logan również wstali, a ja spojrzałem na panią Taylor. Jej oczy były pełne łez. Miały taki sam odcień jak zielone oczy jej córki i były równie niezwykłe. Zawsze się uspokajałem, gdy na nie patrzyłem. Pochyliłem się i zaskakując samego siebie, pocałowałem ją delikatnie w policzek.
– Proszę, nie płacz, Emily. Wszystko w porządku. Wszystko będzie w porządku – zapewniłem ją, chociaż zabrzmiało to raczej jak pytanie.
Podniosła się powoli i otarła łzę, moją łzę. Nawet nie zdawałem sobie sprawy, że płaczę. Otuliła mój policzek dłonią i spojrzała mi w oczy.
– Oczywiście, że będzie w porządku, Jasonie. Masz nas.
Kiwnąłem głową.
Niespodziewanie