– Obstawiam morderstwo na zamówienie – ciągnęła Bella. – Zwykle okazuje się, że tak właśnie było. Żonie zachciało się nowszego modelu i musiała pozbyć się starego.
Sara powinna zostawić ten temat, ponieważ Cathy coraz bardziej gotowała się ze złości. Ale właśnie dlatego, że Cathy gotowała się ze złości, Sara zwróciła się do Belli:
– Nie wiem. Była przy tym jej córka. Widziała, jak ciągną jej matkę do vana. To pewnie naiwne, ale nie wierzę, by druga matka zrobiła coś takiego ich dziecku.
– Fred Tokars wynajął płatnego zabójcę, który zastrzelił jego żonę w obecności dzieci.
– Tam chodziło o polisę na życie, prawda? Poza tym prowadził jakieś szemrane interesy i chyba miał związki z mafią.
– I był mężczyzną. A normalna kobieta zawsze woli zabić własnymi rękami, prawda?
– Na miłość boską! – wybuchnęła w końcu Cathy. – Czy naprawdę musimy rozmawiać o morderstwie w świętą niedzielę, w dzień pański? I siostro, akurat ty nie powinnaś dyskutować o niewiernych małżonkach.
Bella zabrzęczała kostkami lodu w pustej szklance.
– Och, myślę, że w tym skwarze mojito byłoby w sam raz, tak dla naszej przyjemności, prawda?
Cathy klasnęła w dłonie, gdyż obrała ostatnią fasolkę szparagową, po czym zwróciła się do Belli:
– Nie pomagasz, siostro.
Jednak Bella odparła rezolutnie:
– Och, siostro, w takich sprawach na siostrę Bellę nie należy liczyć.
Sara czekała z otarciem łez, aż Cathy odwróci się do niej plecami. Jej łzy nie umknęły jednak uwagi Belli, co oznaczało, że zaraz po wyjściu z kuchni Bella i Cathy wdadzą się w rozważania pod tytułem: Dlaczego? Sara nie umiałaby wyjaśnić swojej płaczliwości. Ostatnio wszystko, od smutnej reklamy po piosenkę o miłości zasłyszaną w radiu, przyprawiło ją o łzy.
Sięgnęła po gazetę i udawała, że czyta. Nie było żadnych nowych informacji o zniknięciu Michelle. Miesiąc to zbyt długo. Nawet żona Michelle przestała błagać o jej bezpieczny powrót i zaczęła apelować do sumienia sprawcy lub sprawców uprowadzenia Michelle o ujawnienie miejsca ukrycia ciała.
Sarze zaczęło lecieć z nosa, ale nie sięgnęła po serwetkę, tylko wytarła go wierzchem dłoni.
Nie znała Michelle Spivey, ale w zeszłym roku spotkała jej żonę Theresę Lee na spotkaniu absolwentów Emory Medical School. Lee była ortopedą i wykładowcą w Emory, Michelle epidemiologiem w Centrach Kontroli i Prewencji Chorób. Z artykułu wynikało, że pobrały się w dwa tysiące piętnastym roku, co znaczyło, że sformalizowały swój związek, kiedy tylko pojawiła się taka możliwość. Przed ślubem były ze sobą piętnaście lat. Sara założyła, że po dwóch dekadach znalazły swój sposób na dwie najczęstsze przyczyny rozwodów: akceptowalne dla obu stron ustawienie termostatu i przymykanie oczu na nieopróżnioną zmywarkę.
Ona jednak nie była największą ekspertką w kwestii małżeństwa w tym pokoju.
– Saro? – Cathy odwróciła się plecami do blatu kuchennego. – Powiem to otwarcie.
– Spróbuj – zachichotała Bella.
– Nie ma nic złego w pójściu naprzód – zaczęła Cathy. – Ułóż sobie życie na nowo z Willem. Jeśli naprawdę jesteś szczęśliwa, bądź naprawdę szczęśliwa. W przeciwnym wypadku na co czekasz, do cholery?
Sara starannie złożyła gazetę. Powędrowała wzrokiem w stronę zegara.
Godzina 13:43.
– Lubiłam Jeffreya, niech spoczywa w pokoju. Miał w sobie dumę. Ale Will jest taki miły. I kocha cię, skarbie. – Bella poklepała Sarę po ręce. – Naprawdę cię kocha.
Sara przygryzła wargi. Nie chciała, by niedzielne popołudnie stało się improwizowaną sesją terapeutyczną. Nie musiała analizować swoich uczuć. Miała odwrotny problem niż bohaterowie w pierwszym akcie każdej komedii romantycznej: zdążyła zakochać się w Willu, ale nie miała pewności, jak go kochać.
Ze społecznym nieprzystosowaniem Willa umiała sobie radzić, ale jego koszmarne braki w komunikacji międzyludzkiej omal nie doprowadziły do ich rozstania. Nie raz, nie dwa, lecz wiele razy. Początkowo tłumaczyła sobie, że Will usiłuje pokazać się z jak najlepszej strony. To naturalne. Ona dopiero po pół roku związku zaczęła ubierać się do łóżka w swoją prawdziwą piżamę.
Po upływie roku Will nadal pozostawał skryty. W mało istotnych sprawach, gdy nie uprzedzał jej telefonicznie, że musi zostać dłużej w pracy; że mecz bejsbolowy się przedłuża; że rower mu się zepsuł w połowie drogi; że w ten weekend zaoferował koledze pomoc w przeprowadzce. Za każdym razem wyglądał na zszokowanego, gdy Sara wściekała się na niego, że nie informuje jej o takich rzeczach. Przy tym Sarze wcale nie chodziło o to, by kontrolować Willa. Po prostu chciała zaplanować, co zamówić na kolację.
Te drobiazgi były wprawdzie irytujące, ale o wiele bardziej liczyło się coś innego. Will nie tyle ją okłamywał, ile znajdował sprytne sposoby na niemówienie prawdy, czy miało to coś wspólnego z groźnymi sytuacjami w pracy, drastycznymi szczegółami z jego dzieciństwa czy, co gorsza, z ostatnimi potwornościami popełnionymi przez jego irytującą i narcystyczną byłą żonę.
Sara teoretycznie rozumiała przyczyny takiego zachowania Willa. Dzieciństwo przeżył w rodzinach zastępczych, gdzie albo był zaniedbywany, albo bardzo krzywdzony. Była żona używała jego emocji jako broni przeciwko niemu. Will nigdy nie funkcjonował w normalnym zdrowym związku. W jego przeszłości czaiły się demony. Może zachowywał się tak, bo czuł, że w ten sposób chroni Sarę. A może podskórnie czuł, że tak chroni siebie. Sęk w tym, że Sara nie miała pojęcia, które z jej przypuszczeń jest prawdziwe, ponieważ Will w ogóle nie przyjmował do wiadomości, że to problem.
– Saro, skarbie – zagadnęła Bella – niedawno wspominałam czasy, kiedy chodziłaś do szkoły i mieszkałaś w tym domu. Pamiętasz to, kochanie?
Sara uśmiechnęła się na wspomnienie lat nauki w college’u, ale na widok spojrzenia, jakie wymieniły jej matka i ciotka, uśmiech zgasł.
Coś wisiało w powietrzu.
Zwabiły ją tu obietnicą pieczonego kurczaka na obiad.
– Skarbie, będę z tobą szczera – ciągnęła Bella. – Ten stary dom jest zdecydowanie za duży dla twojej ukochanej cioteczki Belli. Co myślisz o powrocie tutaj?
Sara zaśmiała się, ale śmiech uwiązł jej w gardle, gdy zorientowała się, że ciotka mówi poważnie.
– Mogłabyś wyremontować ten budynek, uczynić go swoim domem.Sara czuła, że porusza ustami, ale nie wydobyła z siebie ani słowa.
– Skarbie – ciągnęła Bella, ujmując jej dłoń. – Zawsze chciałam zapisać ci ten dom w testamencie, ale mój księgowy twierdzi, że ze względów podatkowych lepiej przekazać ci nieruchomość poprzez fundusz powierniczy. Wpłaciłam już zaliczkę na mieszkanie w centrum. Ty i Will możecie wprowadzić się tutaj przed Bożym Narodzeniem. Hol pomieści pięciometrową choinkę, jest tu mnóstwo miejsca na… Słowa ciotki przestały docierać do Sary.
Zawsze uwielbiała ten wielki dom w stylu georgiańskim wzniesiony tuż przed Wielkim Kryzysem. Sześć sypialni, pięć łazienek, powozownia na dwie karety, ogrodowa altana, półtora hektara ziemi w jednej z najbogatszych dzielnic Atlanty. Dziesięć minut jazdy od centrum. Dziesięć minut piechotą od kampusu Emory