To samo zrobiły z iPhone’em.
Sięgnęła do torebki po kluczyki. Na zewnątrz było już ciemno. Światła latarni nie wystarczały. A może potrzebowała okularów, ponieważ zaczynała się starzeć. Była wystarczająco stara, by mieć córkę, która już chciała wysyłać chłopcom zmysłowe sygnały. Za kilka lat mogła zostać babcią. Na samą myśl o tym poczuła nerwowe ściskanie w żołądku. Dlaczego nie kupiła wina?
Zerknęła na córkę, by się upewnić, czy w trakcie esemesowania Ashley nie wpadła na jakieś auto albo nie runęła z urwiska.
Otworzyła usta.
Obok jej córki zatrzymał się van. Boczne drzwi vana się otworzyły. Ze środka wyskoczył mężczyzna.
Michelle złapała kluczyki i rzuciła się pędem przed siebie, byle bliżej córki.
Zaczęła krzyczeć, ale było za późno.
Ashley zdążyła uciec, jak została tego nauczona.
Jednak mężczyzna nie nią był zainteresowany.
Chodziło mu o Michelle.
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Sara Linton odchyliła się na krześle, mamrocząc cicho:
– Tak, mamo. – Natomiast w duchu rozważała kwestię, czy wreszcie kiedyś nadejdzie taka chwila, kiedy będzie już za duża na mamine połajanki.
– Daruj sobie ten pojednawczy ton. I tak mnie nie udobruchasz – odparła Cathy, z irytacją rzucając pęk fasolki na rozłożoną gazetę. Jej gniew wisiał nad kuchennym stołem jak ciężka ołowiana chmura. – Nie jesteś podobna do swojej siostry, nie skaczesz z kwiatka na kwiatek. W liceum był Steve, potem Mason z powodów, których do dzisiaj nie mogę pojąć, no i wreszcie Jeffrey. – Zerknęła znad okularów. – Skoro zdecydowałaś się na Willa, to naprawdę się na niego zdecyduj. Wiesz, o czym mówię.
Sara czekała, aż ciotka Bella doda do listy kilka brakujących męskich imion, ale tylko bawiła się naszyjnikiem z pereł, popijając herbatę z lodem.
– Twój ojciec i ja jesteśmy małżeństwem od prawie czterdziestu lat – ciągnęła Cathy.
– Nigdy nie powiedziałam, że… – zaczęła Sara.
Bella wydała z siebie odgłos przypominający kaszel połączony z kichnięciem kota.
Sara zlekceważyła to ostrzeżenie.
– Mamo, rozwód Willa dopiero co został sfinalizowany. Ciągle próbuję się odnaleźć w nowej pracy. Cieszymy się życiem. Powinnaś być z tego zadowolona.
Cathy zaatakowała fasolkę, jakby chciała ją zamordować.
– Źle, że spotykałaś się z nim, gdy był jeszcze żonaty.
Sara wzięła głęboki wdech i zatrzymała powietrze w płucach.
Spojrzała na zegar w kuchence.
Godzina 13:37.
Miała wrażenie, że już jest północ, a ona nie jadła jeszcze lunchu.
Powoli wypuściła z płuc powietrze, koncentrując się na cudownych zapachach wypełniających kuchnię. Właśnie dla nich poświęciła swoje niedzielne popołudnie. Smażony kurczak na kontuarze. Ciasto z wiśniami w piekarniku. Masło topione na patelni do chleba kukurydzianego. Babeczki, groch, nakrapiana fasolka, suflet z batatów, ciasto czekoladowe, placek z orzechami pekan i lody tak twarde, że można złamać łyżkę.
Sześć godzin na siłowni dziennie przez cały następny tydzień nie naprawi szkód, jakie zamierzała wyrządzić swojemu ciału, mimo to Sara zamartwiała się tylko tym, żeby nie zapomnieć zabrać do domu wszystkich resztek.
Cathy obrała kolejną fasolkę, wyrywając Sarę z zadumy.
W szklance Belli zabrzęczały kostki lodu.
Sara wsłuchiwała się w odgłosy kosiarki dochodzące z ogrodu za domem. Z niezrozumiałych dla niej powodów Will sam zaoferował pomoc jej ciotce w charakterze weekendowego ogrodnika. Na myśl o tym, że mógłby przypadkowo usłyszeć jakiś fragment tej rozmowy, ścierpła jej skóra.
– Saro… – Cathy wciągnęła głośno powietrze, by kontynuować temat. – Praktycznie z nim mieszkasz. Jego rzeczy są w twojej szafie.
Jego przybory toaletowe są w twojej łazience.
– Och, skarbie. – Bella poklepała dłoń Sary. – Nigdy nie dziel łazienki z mężczyzną.
– Twojego ojca to zabije – dramatycznym tonem dodała Cathy.
Eddie oczywiście nie umrze od tego, ale gdy się dowie, nie będzie zadowolony, ponieważ nigdy nie akceptował żadnych chłopaków i mężczyzn kręcących się wokół jego córek.
Z tego powodu Sara zachowywała swoje związki w tajemnicy.
Przynajmniej do pewnego stopnia.
Chciała zyskać przewagę w tej rozmowie.
– Mamo, właśnie przyznałaś się do tego, że myszkujesz po moim domu. Mam prawo do prywatności.
Bella cmoknęła z dezaprobatą.
– Och, kochana, to takie urocze, że naprawdę tak myślisz.
Sara podjęła następną próbę.
– Will i ja wiemy, co robimy. Nie jesteśmy zadurzonymi nastolatkami zostawiającymi sobie liściki na korytarzu. Lubimy spędzać razem czas. To się liczy najbardziej.
Cathy chrząknęła, ale Sara była zbyt inteligentna, by uznać to za matczyną aprobatę.
– To ja jestem tu ekspertką – wtrąciła Bella. – Pięć razy wychodzi-łam za mąż i…
– Sześć – sprostowała Cathy.
– Dobrze wiesz, siostrzyczko, że tamto małżeństwo zostało unieważnione. Pozwól dziewczynie samej decydować o tym, czego chce, i samej dokonywać wyborów.
– Przecież jej nie mówię, co ma robić. Ja tylko radzę. Jeśli nie traktuje Willa poważnie, to powinna iść dalej i znaleźć kogoś, kogo będzie traktować poważnie. Jest zbyt rozsądna na luźne związki.
– Lepszy brak rozsądku niż uczucia.
– Charlotte Brontë jakoś mi nie pasuje mi na ekspertkę od uczuciowego dobrostanu mojej córki.
Sara potarła skronie, usiłując powstrzymać ból głowy. W brzuchu jej burczało, ale lunch miał być najwcześniej o drugiej, co i tak nie miało znaczenia, ponieważ jeśli ta rozmowa potrwa jeszcze chwilę, jedna z nich albo nawet wszystkie trzy zginą w tej kuchni.
– Skarbie, znasz tę historię, prawda? – zapytała Bella, a gdy Sara podnosiła wzrok, mówiła dalej: – Nie sądzisz, że zabiła swoją żonę, bo miała romans? To znaczy jedna z nich miała romans, więc żona ją zabiła. – Puściła oko do Sary. – Właśnie tego bali się konserwatyści.
Małżeństwa homoseksualne odebrały znaczenie zaimkom.
Sara nie nadążała za Bellą, póki nie zorientowała się, że ciotka nawiązuje do artykułu w gazecie. Cztery tygodnie temu z parkingu centrum handlowego została uprowadzona Michelle Spivey. Pracowała