Gdy otworzył drzwi, dudniące w klubie basy wprawiły w drgania bębenki w uszach.
Dash uniósł rękę, by osłonić oczy przed słońcem, po czym oznajmił:
– Michelle, dołącz do mnie.
Posłusznie przelazła przez tylne siedzenie i z odrazą odsunęła się od Cartera. Unikając pytającego spojrzenia Sary, wyskoczyła z auta. Wciąż rozpięte spodnie żałośnie na niej wisiały, a żwir musiał kłuć ją w bose stopy, ale niczego nie dała po sobie poznać.
Co jej zrobili, że zachowywała się tak ulegle?
– Idziemy. – Dash dał jej znać, żeby ruszyła w stronę furgonetki. Wsunął dłoń w przestrzeń między guzikami, tworząc prowizoryczny temblak. Kula ominęła kość ramienną, tylko uszkodziła mięsień, co powodowało ból przy każdym poruszeniu ręki, ale nie uniemożliwiało ruchów.
– Co on robi? – wymruczał Carter.
Sara wiedziała, co robi Dash, chociaż modliła się w duchu, by do tego nie doszło.
Dostawca wyszedł z budynku z pustym wózkiem. Zamykając drzwi furgonetki, stanął plecami do Dasha i Michelle. Dash wyjął z kabury broń Willa. Dostawca odwrócił się i to był ostatni świadomy ruch w jego życiu.
Dash dwukrotnie strzelił mu w twarz.
Sara obserwowała zamknięte drzwi na tyłach budynku. Nikt stamtąd nie wyszedł. Nie słyszeli strzałów, bo zagłuszyła je dudniąca muzyka. A może słyszeli, ale w tej okolicy odgłosy strzałów nie były niczym nadzwyczajnym.
– Jeśli mu powiesz, co się tam wydarzyło, gorzko pożałujesz – powiedział Carter.
Sara spojrzała w lusterko.
– O czym? Że zostawiłeś Hurleya? Czy że twój kumpel Hurley pró-bował cię zabić?
Carter spojrzał przez przednią szybę. W milczeniu obserwował, jak Dash i Michelle pakują ciało martwego dostawcy do furgonetki.
– Potrzebuję mniej niż dziesięciu minut, żeby zmienić to twoje złe nastawienie. Przez usta.
Sara poczuła, jak gardło jej się zaciska. Spojrzała na swoje palce kurczowo obejmujące kierownicę pokrytą skórą. Przeniosła na nią krew z rany na ramieniu Dasha. Krew Merle’a też musiała na niej być. Sara dotknęła jego rany na głowie na miejscu wypadku. Krew z nogi Cartera musiała wsiąknąć w tylne siedzenie jej auta, a Vale zostawił swoje DNA na przednim siedzeniu.
– Ciesz się tym uczuciem pieczenia w jajach – zwróciła się do Cartera, krzyżując z nim spojrzenia we wstecznym lusterku. – To ostatni raz, kiedy czujesz swoją mosznę. Po wyjęciu noża przestaniesz czuć cokolwiek.
Vale wciągnął ze świstem powietrze.
– Za…zamknij się! – Wymierzył w Sarę rewolwer. Ręka mu nie drżała. Trzymał broń pewnie. – Wysiadaj.
Sara wyciągnęła rękę w stronę klamki i spojrzała na zegarek.
Godzina 14:17.
Nie pociągnęła klamki.
Jej apple watch.
Carter otworzył tylne drzwi. Ostrożnie zsunął się z siedzenia i wysiadł. Zamknął drzwi. Stanął przy aucie i czekał.
Sara gorączkowo analizowała wszystkie możliwości, gdy powoli pociągała dwukrotnie za klamkę. Jej inteligentny zegarek miał funkcję telefonu i nawigacji GPS. Mogła zadzwonić, ale z mikrofonu byłoby słychać głos dzwoniącego, a wysłanie wiadomości było zbyt kłopotliwe. Miała w smartwatchu aplikację walkietalkie, ale musiałby wybrać ikonkę, przewinąć ekran z kontaktami, odnaleźć właściwą osobę i przytrzymać żółty przycisk wystarczająco długo, by wysłać powiadomienie.
Wysiadła z auta. Poruszała się powoli, by zyskać trochę czasu.
– Idź na przód auta i pomóż Vale’owi. – Carter pokazał jej glocka na wypadek, gdyby zapomniała o jego istnieniu. – Nie opieprzaj się, bo wpakuję ci kulkę w łeb.
Sara próbowała grać na zwłokę.
– Powinieneś go zostawić. On i tak umrze.
– Nie zostawiamy swoich.
– Czy Hurley o tym wie?
Carter uderzył ją w żołądek. Przeszywający ból dotarł do najdalszych zakamarów ciała. Sara zgięła się wpół i opadła na kolana. Dostała zawrotów głowy, nie mogła złapać powietrza.
– Wstań, suko.
Przycisnęła czoło do ziemi. Ślina poleciała jej z ust, ręce automatycznie powędrowały na brzuch. Kurcz mięśni potęgował ból. Zamrugała. Wyświetlacz zegarka się jarzył. Wybrała przycisk „walkietalkie”. Pierwszą na liście kontaktów była Faith. Wcisnęła żółte kółko, przytrzymała i powiedziała:
– Carterze, naprawdę uważasz, że gliny nie zauważą białej furgonetki z chipsami na dwieście osiemdziesiątej piątej?
– To nie twoje zmartwienie.
Pod kołami zachrzęścił żwir. Furgonetka zatrzymała się przed nimi.
Sara uniosła głowę. Świat dokoła niej wirował. Z trudem dźwignęła się z ziemi. Ból brzucha nie pozwolił jej się wyprostować. Starała się nie myśleć o Willu, który doświadczał tego samego, ale jeszcze intensywniej. Skulona dowlokła się do auta, przytrzymała się go i przeszła na drugą stronę.
Vale już otworzył drzwi. Jego wargi były sine, powieki opadły. Dekompensacja następowała szybciej, niż Sara się spodziewała.
– Daj mi to – powiedział Carter, odbierając rewolwer Vale’owi.
Sara nie miała wyjścia, musiała pomóc rannemu wysiąść z auta. Vale objął ją ramieniem, a drugą rękę wciąż trzymał przy tułowiu, zatykając palcem ranę postrzałową.
– Pośpiesz się. – Carter machnął rewolwerem w stronę Sary.
Vale usiłował podnieść się z siedzenia i stanąć na własnych nogach. Był muskularny, o wiele cięższy, niż się wydawało. Sara cofnęła się o krok, podczas gdy on spodziewał się, że postąpi krok naprzód. Instynktownie próbowała uratować go przed upadkiem, ale nie zdążyła.
Vale wylądował na plecach. Resztka powietrza, jaką jeszcze miał w płucach, uszła z niego jak z przebitego balonu. Z trudem łapał oddech szeroko otwartymi ustami. Miał błędny wzrok.
Sara opadła na kolana. Miała gdzieś rannego, po prostu chciała uniknąć następnego ciosu. Udawała, że bada Vale’a, czyli sprawdziła źrenice i przyłożyła ucho do serca. Miał podwiniętą koszulę. Z rany ciekła strużka krwi. Była jasnoczerwona, a więc tętnicza. Kula weszła przez pachę, gdzie spotykają się nerwy i tętnice.
Dash wysiadł z furgonetki, pomógł Vale’owi usiąść i zwrócił się do Sary:
– Zechce pani podać pomocną dłoń mojemu przyjacielowi?
W jego uprzejmym i spokojnym tonie było coś wręcz upiornie władczego. Dash nie był spanikowany jak Vale ani zaślepiony wściekłością jak Carter. Sara zaliczyła go do tego typu ludzi, którzy używają swojego gniewu jak niosącego zagładę miecza. Nigdy nie chciałaby tak bardzo mu się narazić, by ten miecz skierował przeciwko niej.
Podtrzymując Vale’a ramieniem, wraz z Dashem pomogła mu wstać i zaprowadzili go do furgonetki. Na tylne siedzenie Vale wdrapał się sam.
Sara poczuła