Ostatnia wdowa. Karin Slaughter. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Karin Slaughter
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Крутой детектив
Год издания: 0
isbn: 978-83-276-4454-1
Скачать книгу
właśnie dostałam wideo.

      Will nie zapytał, o jakim wideo mowa. Najwyraźniej robiły coś za jego plecami.

      – Chodźmy gdzie indziej. – Amanda ruszyła ku schodom zlokalizowanym naprzeciwko tych, którymi schodzili. Wskazała Willowi stopień. – Siadaj – zarządziła.

      Posłuchał jej, ponieważ i tak musiał usiąść.

      Amanda wyjęła z torebki kawałek gumy w papierku. Usłyszał cichy trzask, potem Amanda podsunęła mu to pod nos.

      Cofnął się gwałtownie. Serce załomotało mu w piersi. Umysł odzyskał jasność. Wszystko stało się wyraźniejsze. Nagle zobaczył spoinę między betonowymi blokami.

      Amanda pokazała mu paczuszkę, którą wziął za gumę do żucia.

      – Ampułka z amoniakiem – wyjaśniła.

      – Odurzyłaś mnie? – Will wpadł w panikę.

      – Nie bądź dzieckiem. To sole trzeźwiące. Obudziłam cię, bo musisz się skupić.

      Leciało mu z nosa, więc Amanda podała mu chusteczkę higieniczną, a potem usiadła obok niego.

      Faith stanęła po drugiej stronie barierki i wyciągnęła rękę z telefonem, by wszyscy mogli obejrzeć nagranie.

      Było czarnobiałe, ale wyraźne. Will zobaczył parking. Kobieta szła z córką w stronę subaru.

      Ciemne włosy, drobna budowa ciała. Will rozpoznał w niej kobietę z relacji medialnych sprzed miesiąca, nie tę, którą widział dzisiaj.

      Michelle Spivey.

      Jej córka szła przed nią. Patrzyła w ekran telefonu. Machała torbami z zakupami. Michelle grzebała w torebce, najwyraźniej w poszukiwaniu kluczyków, kiedy ciemna nieoznaczona furgonetka zatrzymała się przy córce. Przez szybę nie było widać twarzy kierowcy. Boczne drzwi się otworzyły. Ze środka wyskoczył mężczyzna. Córka uciekła.

      Mężczyzna rzucił się na Michelle.

      Faith zatrzymała nagranie i powiększyła twarz napastnika.

      – To on – powiedział Will. Był to kierowca chevroleta malibu. – Clinton. Tak się do niego zwracali, ale to na pewno fałszywe imię. – Gdy Faith mruknęła coś pod nosem, spytał: – Kto to?

      – Nie ma go w systemie. – Amanda dała znak Faith, żeby zamknęła plik. – Pracujemy nad sprawą. To kolejny kawałek układanki.

      Will potrząsnął głową. Amanda popełniła błąd, używając soli trzeźwiących. Stan przymulenia minął.

      – Okłamujesz mnie – powiedział.

      W tej samej chwili zadzwonił telefon satelitarny Amandy. Gestem nakazała im milczenie i odebrała.

      – Tak?

      Will wstrzymał oddech.

      Amanda pokręciła głową.

      Nic.

      Weszła do holu. Drzwi zamknęły się za nią.

      Will nie patrzył na Faith, gdy zapytał:

      – Znasz jego nazwisko, prawda?

      Faith westchnęła ciężko.

      – Adam Humphrey Carter. Siedział parę razy za kradzież mienia o dużej wartości, kradzież z włamaniem, przemoc domową, groźby karalne.

      – I gwałt – dopowiedział Will.

      Faith wzięła głęboki wdech.

      – I gwałt – potwierdziła.

      To słowo zawisło między nimi, przejmując Willa grozą.

      Drzwi na klatkę się otworzyły.

      – Faith. – Amanda przywołała ją do siebie, po czym szepnęła jej coś na ucho.

      Faith ruszyła schodami w górę. Położyła Willowi dłoń na ramieniu, ale ten gest wcale nie dodał mu otuchy.

      – Windy są za wolne – powiedziała Amanda. – Dasz radę pokonać sześć pięter?

      Will chwycił się poręczy i dźwignął na nogi.

      – Mówiłaś, że powiesz mi wszystko.

      – Powiedziałam, że usłyszysz wszystko, co ja usłyszę. Chcesz mi towarzyszyć w rozmowie z Hureleyem czy nie? – Amanda nie czekała na niego, tylko zaczęła wspinać się po schodach. Jej wysokie obcasy stukały głośno na każdym stopniu. Na półpiętrze zakręciła, nie oglądając się za siebie.

      Will mozolnie piął się za nią. Mózg podsuwał mu wydobyte z pamięci obrazy. Sara w drzwiach szopy. Sara biegnąca przed nim do chevroleta. Przerażenie na jej twarzy, kiedy podawała mu kluczyki z breloczkiem. Wiedziała, że coś jest nie tak, zanim on to wiedział. Dała temu wyraz już przy porsche. Powinien był odciągnąć ją do bmw i zabrać do domu.

      Spojrzał na zegarek.

      Godzina 15:06.

      Minęła ponad godzina od zniknięcia Sary. W tej chwili mogła już przekraczać granicę Alabamy. Mogła leżeć gdzieś w lesie związana i rozrywana przez Adama Humphreya Cartera na pół.

      Ścisnęło go w żołądku. Znowu zbierało mu się na wymioty.

      „Pozwoliłeś zabrać moją córkę”.

      – Stańmy. – Amanda zatrzymała się na podeście schodów czwartego piętra. – Na minutkę.

      – Nie potrzebuję minuty.

      – To może spróbuj wejść w tych obcasach. – Amanda zdjęła but i pomasowała stopę. – Muszę złapać oddech.

      Will spoglądał w dół schodów. Starał się odsunąć od siebie wszystkie czarne myśli. Znowu zerknął na zegarek.

      – Jest siedem po trzeciej. Sara zniknęła ponad…

      – Dziękuję, Captain Kangaroo. Znam się na zegarku. – Amanda wsunęła nogę do buta. Zamiast kontynuować wchodzenie, rozpięła zamek w torebce i zaczęła w niej grzebać.

      – Ten facet… Ten Carter to gwałciciel.

      – Nie tylko.

      – Ma Sarę.

      – Wiem.

      – Może ją skrzywdzić.

      – Może ratować swoje życie.

      – Nie jesteś ze mną całkiem szczera.

      – Wilburze, nigdy nie jestem całkiem jakakolwiek.

      Will nie miał siły kręcić się w kółko. Oparł się o ścianę. Zacisnął dłonie na poręczy. Spojrzał na swoje sportowe buty. Miały zielone plamy od koszenia trawy. Na łydkach zobaczył smugi zaschniętej krwi zmieszanej z ziemią. Nadal czuł na kolanach dotyk zimnej kamiennej podłogi szopy. Zamknął oczy. Próbował przywołać na pamięć ten szczęśliwy moment sprzed chwili, w której wszystko poszło źle, lecz wspomnienia zamierały w dręczącym poczuciu winy.

      – Siedziała za kierownicą – powiedział, a gdy Amanda spojrzała na niego znad torebki, mówił dalej: – Kiedy odjechali, to Sara prowadziła. Nie musieli jej ogłuszyć ani… – Potrząsnął głową. – Powiedziała, żeby ją zabili. Nie chciała z nimi jechać. Ale pojechała. Sama ich stamtąd wywiozła.

      Opuścił wzrok. Amanda ścisnęła go za rękę. Miała chłodną skórę i szczupłe palce. Zawsze zapominał, że jest taka drobna.

      – Od dziecka tak się… – Był idiotą, że jej to wyznaje, ale desperacko pragnął rozgrzeszenia. – Od dziecka tak się nie bałem. – Amanda pogładziła kciukiem jego nadgarstek. – Ciągle