– Nie! – krzyknął Vale. Złapał za uchwyt przy drzwiach. Przez jego zaciśnięte zęby z sykiem wydostało się powietrze. – Rozkazy – powiedział. – Nie możemy… – Urwał wstrząsany paroksyzmem bólu.
– Cholera. – Carter starł krew z oczu i zwrócił się do Sary: – Jedź cały czas prosto. Do międzystanowej.
Czyli drogą dwieście osiemdziesiąt pięć. Było oczywiste, że jechali poza granice miasta, a kierunek nie wyglądał na przypadkowy. Jeśli ci mężczyźni naprawdę byli gliniarzami albo wojskowymi, na pewno mieli plan B, na przykład inny samochód, umówione miejsce spotkania, bezpieczną kryjówkę, w której mogli przeczekać, aż sprawa ucichnie.
Sara usilnie myślała nad sposobem zatrzymania auta przed wyjazdem na drogę międzystanową. Radiowóz policyjny, który skręcił w Lullwater, był jej jedyną nadzieją. Jeśli Will nie będzie w stanie tego zrobić, to Cathy poda policjantowi szczegóły, a policjant zawiadomi dowództwo, które roześle komunikat na wszystkie telefony i komputery na obszarze trzech sąsiadujących stanów.
Trzech podejrzanych rodzimych terrorystów. Uzbrojeni. Dwie zakładniczki.
Bmw było w pełni wyposażone. Radio satelitarne. Nawigacja GPS. Nad lusterkiem wstecznym przycisk SOS. Sara nigdy dotąd go nie używała. Wiedziała, że to element telemetrycznego systemu wspomagania, nie miała jednak pojęcia, czy wysyłał sygnał bezgłośnie, czy też po naciśnięciu rozlegnie się głos zadający pytanie: „W czym mogę pomóc?”.
– Dash? – Carter próbował ocucić mężczyznę na tylnym siedzeniu.
Nie Dwight.
Dash.
– Stary, obudź się. – Sięgnął ręką ponad Michelle i poklepał Dasha po policzku. – No już, otwórz oczy. Obudź się.
Dash poruszył ustami i zaczął coś mamrotać. Sara znowu zmieniła położenie wstecznego lusterka. Widziała, jak gałki oczne Dasha poruszają się w lewo i w prawo pod zamkniętymi powiekami.
Spojrzała na drogę, ale nie w poszukiwaniu wybojów i dziur w jezdni. Im bardziej oddalali się od Emory, tym więcej było aut na ulicach. Może powinna mrugać reflektorami? Może powinna jechać wężykiem? Czy naraziłaby na niebezpieczeństwo człowieka, który próbowałby przyjść z pomocą?
– Dlaczego on się nie budzi? – Carter odwracał głowę Dasha raz w prawo, raz w lewo. – Vale, podaj apteczkę ze schowka.
Vale się nie ruszył, ale Sara zobaczyła, że kluczyk ciągle jest w zamku. Broń.
– Dash! – krzyknął Carter, bijąc go po policzkach. – Niech to szlag!
– Powinien znaleźć się w szpitalu – powiedziała Sara, odrywając wzrok od kluczyka. – W apteczce mam tylko plastry i płyn do dezynfekcji.
– Cholera! – Carter huknął pięścią w tył jej siedzenia. – Dash, obudź się, stary!
Sara znowu odchrząknęła. Przycisnęła dłoń do piersi. Serce łomotało jej w tempie kliknięć stopera.
Myślmyślmyślmyśl.
– Jest nieprzytomny od prawie piętnastu minut – zwróciła się do Cartera. – Pewnie jest w śpiączce. – Kolejne kłamstwo, bo mózg Dasha właśnie próbował się zresetować. – Powinniśmy zostawić go w pobliżu jakiejś remizy, gdzie strażacy mu pomogą.
– Cholera, mówimy o Dashu! Nigdzie go nie zostawimy. – Carter znowu wyciągnął rękę ponad Michelle.
– Nie! – krzyknęła, usuwając mu się z drogi, to znaczy gramoląc się przez oparcie fotela do przestrzeni ładunkowej. Przywarła plecami do szyby, rozpostarła ramiona i spojrzała na Sarę z paniką w oczach.
Sara popatrzyła na Michelle we wstecznym lusterku. Potem jej wzrok powędrował na prawo.
Jej torba medyczna leżała w pojemniku.
Skalpele. Igły. Środki uspokajające.
Michelle zerwała kontakt wzrokowy. Zwinęła się w kłębek, przyciągnęła nogi do klatki piersiowej i oparła głowę na kolanach.
– Co z nim? – Carter pstryknął palcami tuż przed twarzą Dasha.
Powieki mu drgnęły i uniosły się lekko, ale Dash nie reagował.
– Dash? No, stary, ocknij się.
Sara zerknęła na zegarek.
Godzina 14:08.
Cathy zajmie się Willem. Dopilnuje, by zabrali go do szpitala. Wypyta lekarzy. Będzie przy nim, gdy obudzi się po operacji. Będzie go broniła jak Jeffreya.
Czy aby na pewno?
– Pani doktor?
Sara zerknęła w lusterko. To była Michelle.
– Niech mu pani pomoże. Dash nie jest… Jest zły, ale nie tak jak…
– Stul pysk! – warknął Carter. Jedyne, co powstrzymało go przed przeskoczeniem siedzenia, był nóż tkwiący w nodze po rękojeść.
Sara przesyłała Michelle bezgłośną prośbę: „Spójrz w prawo, otwórz czarną torbę”.
Michelle wpatrywała się w odbicie Sary. Potrząsnęła głową jeden raz. Wiedziała o torbie, ale nie zamierzała niczego zrobić.
Sara poczuła gorzki zawód. Została zupełnie sama.
– Ej! – Carter znowu uderzył Dasha w policzek na tyle mocno, że donośne plaśnięcie wypełniło całe auto. – Mów, co robić, suko.
Sara musiała szybko zapomnieć o rozczarowaniu.
– Potrzebny mu bodziec – powiedziała.
Carter powtórzył policzek.
– Przecież go stymuluję, do cholery.
– Wsadź palec do otworu po kuli w ramieniu.
– Tak, na niego zadziałało świetnie.
Sara popatrzyła na Vale’a beznamiętnym wzrokiem. Jego świszczący oddech spowolnił, wargi nabrały niebieskiego odcienia, a nozdrza kurczyły się i rozszerzały, gdy desperacko usiłował nabierać powietrza w zapadające się płuca.
– Ej, chyba się budzi – zauważył Carter.
Dash zamrugał, z jego gardła wydobył się bulgot. Podniósł ręce, prawą wyżej niż lewą, i rozcapierzył palce jak marionetka.
– Co on robi? – zapytał zaniepokojony Carter.
Sara milczała. Próbowała odszukać wzrokiem Michelle, ale znowu się skuliła i ukryła twarz.
– Co się dzieje? Co mu jest? – dopytywał Carter.
Dash otworzył oczy. Gulgotanie w gardle przeszło w serię pomruków. Mrugnął raz, potem drugi, i powoli potoczył wzrokiem po wnętrzu samochodu, spoglądając na pasażerów. Michelle. Carter. Vale. Potem ze zdumieniem spojrzał na Sarę.
– Kto to? – wybełkotał. – Co to za jedna?
– Z…zabraliśmy lekarkę – zająknął się Carter. Był wyraźnie przestraszony, co oznaczało, że Dash jest kimś ważnym. – Straciliśmy Hurleya i Morgana.
– Co… – zaczął Dash – Co…
– Zabraliśmy lekarkę – powtórzył Carter, nie odpowiadając na niedopowiedziane pytanie. – Mam w pachwinie nóż, z Vale’em jest źle.
Dash znowu zamrugał. Nadal był zdezorientowany, ale zaczynał dochodzić do siebie.
– Ma nieruchome źrenice