– Kulawiec też jest tam na dole? – zapytał Elmo.
Uśmiechnąłem się.
– Pomogłem go pochować.
– A Zmienny zniknął.
Zacząłem dostrzegać w tym niepokojący sens. Chciałem sprawdzić, czy jest to tylko moja wyobraźnia. Poruszyłem tę sprawę, gdy ludzie przygotowywali się do wyruszenia do Rozdania.
– Wiecie, tylko ci, którzy walczyli po naszej stronie, widzieli Zmiennego. Buntownicy i Kulawiec napatrzyli się na nas. Zwłaszcza na ciebie, Elmo. I na mnie oraz Kruka. Okaże się, że Kornelek nie żyje. Mam wrażenie, że machinacje Zmiennego nie miały wiele wspólnego z załatwieniem Zouada lub likwidacją miejscowej hierarchii buntowników. Myślę, że wystawiono nas Kulawcowi na strzał. W bardzo sprytny sposób.
Elmo lubi uchodzić za wielkiego, tępego chłopaka ze wsi, który wybrał zawód żołnierza, w rzeczywistości jednak jest bystry. Nie tylko zrozumiał, co miałem na myśli, lecz natychmiast połączył to z innymi faktami dotyczącymi rozgrywek pomiędzy Schwytanymi.
– Musimy stąd zmiatać w te pędy, zanim Kulawiec się wygrzebie. Nie tylko z Wiosła. Z Forsbergu. Duszołap wystawił nas na odstrzał. Możemy się znaleźć między młotem a kowadłem.
Przygryzał wargę przez sekundę, po czym wszedł w rolę sierżanta i zaczął wrzeszczeć na każdego, kto jego zdaniem nie poruszał się wystarczająco szybko. Był bliski paniki, choć zarazem był do szpiku kości żołnierzem. Nasz wymarsz nie przerodził się w bezładną ucieczkę. Wyruszyliśmy, eskortując wozy z prowiantem, po które przybył patrol Cukierka.
– Jak wrócimy, zwariuję – powiedział mi. – Pójdę gdzieś i pogryzę drzewo lub zrobię coś podobnego.
Po kilku kilometrach dodał w zamyśleniu:
– Próbowałem podjąć decyzję, kto powiadomi Pupilkę. Konował, właśnie zgłosiłeś się na ochotnika. Masz odpowiednie podejście.
Miałem więc o czym rozmyślać podczas jazdy. Niech szlag trafi Elma!
Wielka zadyma w Wiośle nie zamknęła sprawy. Fale rozeszły się wkoło, konsekwencje narastały. Los maczał w tym swoje brudne paluchy.
Podczas gdy Kulawiec wygrzebywał się spod gruzów, Zgarniacz rozpoczął wielką ofensywę. Zrobił to, nie zdając sobie sprawy, że jego nieprzyjaciel opuścił pole walki, lecz skutki były takie same. Armia Kulawca poszła w rozsypkę. Nasze zwycięstwo poszło na marne. Bandy buntowników wdarły się do Wiosła, polując na agentów Pani.
Dzięki przezorności Duszołapa w chwili klęski wycofywaliśmy się na południe, więc nie zostaliśmy w to wmieszani. Dotarliśmy do garnizonu w Wiązie opromienieni sławą kilku spektakularnych zwycięstw, Kulawiec zaś uciekł do Wcięcia z resztką swoich sił, napiętnowany jako nieudolny. Wiedział, kto go tak załatwił, nie mógł jednak nic w tej sprawie zrobić. Jego notowania u Pani były zbyt słabe. Musiał pozostawać jej wiernym pieskiem pokojowym. Dopiero gdy odniesie kilka efektownych zwycięstw, będzie mógł pomyśleć o policzeniu się z nami czy z Duszołapem.
Nie pocieszało mnie to zbytnio. Takich rzeczy się nie zapomina.
Zwycięstwo napełniło Zgarniacza takim entuzjazmem, że po podbiciu Forsbergu nie zatrzymał się nawet na chwilę, lecz skierował na południe. Duszołap rozkazał nam opuścić Wiąz zaledwie w tydzień po tym, jak tam dotarliśmy.
Czy Kapitana zaniepokoiło to, co się wydarzyło? Czy był niezadowolony, że tak wielu jego ludzi podjęło akcję na własną rękę, przekraczając lub naciągając jego instrukcje? Powiedzmy tylko, że wyznaczonych dodatkowo prac było tyle, że wół by nie uciągnął. Powiedzmy też, że nocne madonny z Wiązu były mocno rozczarowane Czarną Kompanią. Nie chcę o tym myśleć. Ten facet to diaboliczny geniusz.
Dokonano przeglądu plutonów. Wozy załadowano i przygotowano do drogi. Kapitan i Porucznik udali się na naradę z sierżantami. Jednooki i Goblin toczyli jakąś grę, posługując się widmowymi stworkami walczącymi ze sobą w kątach placu. Większość z nas obserwowała to, stawiając na tę lub tamtą stronę, zależnie od zmieniającej się sytuacji.
– Zbliża się jeździec – oznajmił wartownik.
Nikt nie zwrócił na to uwagi. Posłańcy przyjeżdżali i odjeżdżali przez cały dzień.
Brama otwarła się do wewnątrz. Pupilka zaczęła klaskać w dłonie i pobiegła w jej stronę.
Przez bramę wjechał Kruk. Wyglądał równie kiepsko jak w dniu, w którym go po raz pierwszy spotkaliśmy. Poderwał Pupilkę w górę i uścisnął ją mocno, po czym posadził dziewczynkę przed sobą na koniu i zameldował się Kapitanowi. Usłyszałem, jak mówił, że spłacił już wszystkie długi i nie ma żadnych zobowiązań poza Kompanią.
Kapitan przyglądał mu się przez dłuższy czas, po czym skinął głową i kazał mu zająć miejsce w szeregu.
Wykorzystał nas, lecz jednocześnie znalazł nowy dom. Z chęcią przyjęliśmy go do rodziny.
Wyruszyliśmy w drogę do nowego garnizonu we Wcięciu.
3. ZGARNIACZ
Wiatr świstał, gwizdał i zawodził w całym Mejstrikcie. Arktyczne chochliki wpuszczały z chichotem swój lodowaty dech przez szpary w ścianach mojego pokoju. Płomień lampy tańczył i migotał, omal nie gasnąc. Gdy palce mi zesztywniały, zbliżyłem je do ognia, by się ogrzały.
Ostry wicher z północy ciął śnieżnym puchem. Podczas nocy spadła go stopa, a miało spaść jeszcze więcej. Pomnoży to nasze cierpienia. Współczułem Elmowi i jego ekipie, która wyruszyła na połów buntowników.
Forteca Mejstrikt, perła systemu obronnego Wcięcia. W zimie mróz, wiosną błoto, latem gorąco jak w piecu. Prorocy Białej Róży i regularne oddziały buntowników to najmniejsze z naszych kłopotów.
Wcięcie to długie wypłaszczenie w kształcie grotu strzały, skierowanego na południe, pomiędzy łańcuchami gór. Mejstrikt leży na jego czubku. Dzięki temu tak zmiany pogody, jak i wrogowie zlewają się niczym przez lejek wprost ku twierdzy. Naszym zadaniem było utrzymać tę kotwicę północnego systemu umocnień Pani.
Dlaczego Czarna Kompania?
Jesteśmy najlepsi. Buntownicza zaraza zaczęła się przesączać wzdłuż Wcięcia wkrótce po upadku Forsbergu. Kulawiec próbował ją powstrzymać, lecz bez powodzenia. Pani wysłała nas, żebyśmy posprzątali bałagan, jakiego narobił. Jedyną alternatywą, jaka jej pozostała, była utrata następnej prowincji.
Strażnik u bramy zadął w trąbkę. Wracał Elmo.
Nikt nie wybiegł mu na spotkanie. Nasze zasady nakazują obojętność. Udajemy, że flaki nam się nie przewracają z niepokoju. Ludzie spoglądali tylko z ukrycia na braci, którzy wyruszyli na łowy. Czy ktoś zginął? Był ciężko ranny? Znasz ich lepiej niż własną rodzinę. Walczyłeś u ich boku od lat. Nie wszyscy byli przyjaciółmi, byli jednak rodziną. Jedyną, jaką miałeś.
Wartownik odkruszył sople lodu z kołowrotu. Krata bramy uniosła się, skrzypiąc na znak protestu. Jako historyk Kompanii mogłem przywitać Elma bez łamania niepisanych praw. Jak ostatni dureń wyszedłem na wiatr i mróz.
Poprzez sypiący śnieg dostrzegłem grupę wynędzniałych cieni. Kuce wlokły się z trudem. Jeźdźcy nachylali się nad ich pokrytymi lodem grzywami. Zwierzęta i ludzie skurczyli się w sobie, by skryć się przed ostrymi pazurami wichru. Obłoki pary buchały z ust wierzchowców