– Mieliście jakiś problem z kamerami? – zapytał porucznik, bo chyba po raz pierwszy zwęszył jakiś trop.
– Niby są kamery, ale nie działają – powiedziała pani Bożena. – Nie są też specjalnie potrzebne, bo ochrona i tak chodzi.
I natychmiastowa reakcja z głębi mieszkania:
– Jak jest napisane w umowie, że osiedle jest monitorowane, to powinno być monitorowane! A oni monitorują tak, jak rząd moje dobro!
Porucznik Natan nie miał zamiaru wdawać się w jakiekolwiek polityczne dyskusje.
Sprawę kamer natychmiast wyjaśnić, wziąć nagrania z ostatnich paru dni – zanotował w myślach. I na miłość boską, wrócić do przesłuchania!
– Kiedy ostatni raz widziała pani pana Cedra-Cedrowskiego?
– No, chyba będzie w kwietniu… – Cichutka odpowiedź zdziwiła porucznika.
– Ja go widziałem trzy dni temu! Nie wyglądał na martwego! – odezwał się znowu pokój obok.
– Czy mąż może do nas dołączyć? – odważył się w końcu zapytać porucznik.
– Jak wrócę z Wiednia, to się zastanowię! – padła natychmiastowa odpowiedź.
– On ma takie poczucie humoru, wie pan, nie jest łatwo. Cierpi.
– Cierpię, jak mi dajesz to cholerstwo do picia! Cierpię, jak oglądam telewizję! Cierpię, że nie mam dwóch glapek koło siebie, tylko ciebie! – Jasno z tego wynikało, że mąż sąsiadki był zazdrosny o piękne biuściaste blondynki, które kręcą się obok mało atrakcyjnych panów za dobre państwowe pensje.
– Klapki masz koło łóżka! – sprostowała natychmiast.
– Ogłuchłaś, kobieto, czy co?
– To chodź tu i sam rozmawiaj z panem porucznikiem – zdecydowała pani Bożena i zamilkła.
Porucznik milczał również.
W pokoju obok coś zaszurało, trzasnęło, zadźwięczało i jęknęło.
Po chwili w drzwiach pojawił się potężny mężczyzna w bordowym szlafroku z miękkiego materiału, na oko za drogim i za krótkim. Lekko rozchełstanym na brzuchu w dodatku. Brzuch był pokaźny, owłosiony i bardzo męski.
Pan Rój we własnej osobie stanął naprzeciwko porucznika. Wymierzył w jego stronę wskazujący palec, również tłuściutki, i ostrym tonem zaczął wygłaszać przemówienie, nie mówiąc nawet dzień dobry.
– Ja tylko słowo, proszę pana. Tylko na słowo. Ja miałem w środę ważne spotkanie. Akurat przełożyli z wtorku, bo szef LPGranit przyleciał później z Sofii, a mnie to było na rękę. Nie przerywaj – warknął w stronę żony, która już, już chciała coś wtrącić. – No to nie ma problemu, może być środa, nie powiem, nawet mi to było na rękę. I się zgodziłem. W środę rano wyprowadzam samochód z garażu, bo my tu garaże podziemne mamy, winda prosto do garażu zjeżdża, a wóz mam dobry, nie przerywaj, kiedy mówię!
Pani Bożena zwinęła się prawie w kłębek.
– I jak wspomniałem, na rękę mi to nawet było. Podjeżdżam pod bramę, naciskam pilota, brama się otwiera, a ja wyjechać nie mogę! Jakiś dureń mi zastawił! Dostawczym jakimś! I zostawił na awaryjnych! Dzwonię na dziewięćset jedenaście, a tam nikt nie odbiera!
– Sto dwanaście – sprostowała pani Bożena.
– Czy tam sto dwanaście, czy jakiś inny numer, pies go trącał! I nikt nie odbiera! I ja się pytam, kogo to obchodzi, że ja nie mogę wyjechać? Was to nigdy nie ma, jak człowiek potrzebuje. Jak bramę zastawili w zeszłym tygodniu, to ani jednego z was nie było. Do Białegostoku was oddelegowali, żeby komendanta pilnować? Wszystkich? Musiałem z nią siedzieć do piętnastej! – Wskazujący palec przemierzył pokój i wycelował oskarżycielsko w żonę.
– Taksówkę mogłeś wziąć! – pani Bożena się zezłościła i nie wyglądała już teraz na przerażoną.
– Teraz mi to mówisz? – Szlafrok odwrócił się do żony wściekły. I ponownie zwrócił się do porucznika: – Ja wiem, że wy wszyscy macie w dupie suwerena!
Porucznika wbiło w fotel.
– Jerzyku, nie mów tak brzydko – pouczyła męża pani Rój i nachyliła się do Natana, ściszając głos: – A kto to jest suweren?
Zanim porucznik Natan zdążył odpowiedzieć, szlafrok się zagotował.
– Ja! Ja jestem! We własnej osobie! I ja sobie nie życzę, żeby mnie tak traktować! – Tłuściutkiemu brzuchowi udało się wyjrzeć spod fałd szlafroka nieco bardziej. Porucznik starał się nie śledzić wzrokiem dalszych części ciała pana Jerzego.
– On, proszę pana, nie jest żadnym suwerenem. – Pani Bożena wzięła sprawy w swoje ręce, a jej ton nabrał powagi. – My jesteśmy porządni ludzie. On jest tylko chorobą zdenerwowany. Wszystko go boli.
– A właśnie, że ja jestem, włącz telewizor, idiotko!
I tu, ku zdumieniu Natana, pani Bożena kompletnie zlekceważyła męża.
– Niech pan mu nie wierzy. On naprawdę nie ma nic wspólnego z żadnym suwerenem. Nikt taki tu nie bywa! – I ostro zwróciła się do męża: – Nie gadaj głupstw!
Porucznikowi Natanowi odebrało mowę.
Widać taki dzień.
A potem odpowiedział całkowicie szczerze:
– Wierzę pani.
I szczęśliwie w tym momencie odezwał się jego telefon, i Beka służbowym tonem zawiadomił:
– Jest tu pani Zofia.
– Bardzo państwu dziękuję za informacje, ale muszę już iść.
– O, chwileczkę, proszę pana – próbował go zatrzymać rozchylający się szlafrok.
– To nie jest żaden pan, to jest porucznik Natan – poprawiła męża dumnie pani Rój.
– Poruczniku, na zakończenie. Krótko – odezwał się pan Rój. – Niech pan tam powtórzy komu trzeba, swoim władzom, a oni niech powiedzą tym wyżej. Że naród jest cierpliwy, naród dużo zniesie, naród dużo rzeczy rozumie. Ale jak się naród obudzi, to pieniędzmi strzelby nie zatkasz. Ona wystrzeli, jak będzie trzeba! I jak brama będzie zastawiana, to się naród obudzi prędzej czy później!
Porucznik przez sekundę zastanawiał się, czy ten wywód zakwalifikować jako groźbę i czy jakoś powinien zareagować, ale nadał wyraz powagi, a przynajmniej tak mu się wydawało, swojej twarzy i postawie:
– Przekażę komu trzeba – odrzekł i ruszył w kierunku drzwi.
– Miło było pana poznać! – krzyknął za nim pan Jerzy.
– Do zobaczenia! Jakby pan czegoś potrzebował, to służymy pomocą! – przyłączyła się do męża bardzo zgodnie i pogodnie pani Bożena.
Zatrzasnął za sobą drzwi i zbiegł na dół po marmurowych schodach. Po dwa stopnie, szybko, żeby ochłonąć.
Przeczytała już chyba wszystko, co znalazła w tej głupiej gazecie. Wszystko poza programem kinowym, ale to chyba ojca nie interesowało zanadto. Jak zresztą cała reszta zapewne. Na kina ostatnio była zagotowana: wielkie sieci BIGCINEMA wymyśliły miejsca VIP-owskie, te, które najchętniej ludzie kupowali, w środkowych rzędach. Nagle wpadli na taki światły pomysł, żeby dopisać