Jednak ludzkość wkrótce odkryła zniechęcający fakt – jeśli uprawnienia do zrealizowania groźby będzie posiadała ludzkość jako całość, to stopień odstraszania będzie bliski zeru.
Trudno jest prosić ludzkość o podjęcie działań, które doprowadziłyby do zniszczenia dwóch światów, ponieważ zgoda na to byłaby równoznaczna z pogwałceniem jej najbardziej podstawowych zasad moralnych i największych wartości. Fakt, że dzieje się to w warunkach ciemnego lasu, sprawia, iż zadanie to jest jeszcze trudniejsze. Gdyby strategia odstraszania zawiodła, przetrwałoby jeszcze co najmniej jedno pokolenie. W pewnym sensie nie wywarłoby to żadnego wpływu na tych, którzy by wtedy żyli. Ale w takim przypadku spełnienie groźby i wysłanie wiadomości o współrzędnych obu układów oznaczałoby, że w każdej chwili mogą zostać zgładzone, co byłoby dużo gorszym rozwiązaniem niż niespełnienie groźby. A więc łatwo przewidzieć, jaka byłaby reakcja całej ludzkości, gdyby strategia odstraszania zawiodła.
Ale reakcji jednostki nie da się przewidzieć. Sukces strategii odstraszania zasadzał się na nieprzewidywalności Luo Ji. Gdyby ta strategia nie podziałała, zachowałby się zgodnie ze swoją osobowością i psychiką. Nawet gdyby działał racjonalnie, jego interesy nie musiałyby się dokładnie pokrywać z interesami całej ludzkości. Na początku ery odstraszania oba światy dokładnie przeanalizowały osobowość Luo Ji i stworzyły jej szczegółowe matematyczne modele. Zarówno ziemscy, jak i trisolariańscy teoretycy gier odstraszania doszli do zadziwiająco podobnego wniosku: w zależności od jego stanu psychicznego w chwili załamania się obecnego sposobu odstraszania jego zdolność do spełnienia groźby wahała się od 91,9 do 98,4 procent. Trisolarianie nie podjęliby takiego ryzyka.
Oczywiście dokonanie tak dokładnej analizy nie było możliwe od razu po stworzeniu doktryny odstraszania groźbą wysłania informacji do ciemnego lasu, ale ludzkość szybko, choć intuicyjnie, doszła do tego rozwiązania i ONZ oraz Flota Słoneczna przerzuciły niczym gorący kartofel uprawnienia do spełnienia tej groźby z powrotem w ręce Luo Ji. Cały ten proces potrwał raptem osiemnaście godzin. Mimo że trwało to tak krótko, czas ten wystarczyłby, by krople zniszczyły otaczający Słońce pierścień bomb jądrowych i na zawsze uniemożliwiły ludzkości wysłanie informacji o położeniu obu układów. Uznano, że był to największy błąd strategiczny popełniony przez Trisolarian podczas tej wojny. Okryci zimnym potem ludzie odetchnęli z ulgą.
Od tamtej pory prawo uaktywnienia systemu odstraszania należało do Luo Ji. Najpierw trzymał palec na detonatorze pierścienia bomb, potem na guziku uruchamiającym transmisję na falach grawitacyjnych.
Odstraszanie groźbą wysłania wiadomości do ciemnego lasu wisiało nad oboma światami jak miecz Damoklesa, a Luo Ji był włoskiem, na którym trzymał się ten miecz. Dlatego zaczęto go nazywać Dzierżycielem Miecza. Tak więc mimo wszystko program Wpatrujących się w Ścianę nie odszedł do lamusa. Jego duch nadal nawiedzał ludzkość.
Program Wpatrujących się w Ścianę był bezprecedensową anomalią w dziejach ludzkości, ale doktryna odstraszania i pozycja Dzierżyciela Miecza miały poprzedniczki. Przykładem krańcowego odstraszania była praktykowana podczas zimnej wojny przez NATO i Układ Warszawski groźba wzajemnego zagwarantowanego zniszczenia. W 1974 roku Związek Radziecki wprowadził w życie system „Perymetr” (sistiema „Pierimietr”), zwany też „martwą ręką”. W przypadku przeprowadzenia przez Amerykanów ataku jądrowego, który unicestwiłby rząd i główne ośrodki dowódcze sił zbrojnych Związku Radzieckiego, miał on zapewnić mu możliwość zadania ciosu odwetowego. System ten opierał się na sieci czujników, które zbierały informacje o wybuchach jądrowych w Związku Radzieckim; wszystkie dane były przekazywane do komputera głównego, który je interpretował i decydował o tym, czy uruchomić arsenał nuklearny ZSRR.
Sercem tego systemu była ukryta gdzieś głęboko pod ziemią komora kontrolna. Gdyby system zdecydował, że trzeba przeprowadzić kontratak, rozkaz wystrzelenia rakiet wydałby oficer dyżurny.
W 2009 roku oficer, który kilkadziesiąt lat wcześniej pełnił tę funkcję, powiedział dziennikarzowi, że w owym czasie był dwudziestopięcioletnim podporucznikiem świeżo po ukończeniu Akademii Wojskowej imienia Frunzego. Gdyby system ostrzegania zdecydował, że trzeba przejść do kontrataku, on byłby ostatnim zabezpieczeniem przed całkowitym zniszczeniem świata. W takiej chwili cały Związek Radziecki i Europa Wschodnia byłyby morzem ognia, a wszyscy jego ukochani na powierzchni już by nie żyli. Gdyby wcisnął guzik, za pół godziny również Ameryka Północna stałaby się piekłem na Ziemi, a zima, która nastąpiłaby po tych uderzeniach jądrowych, doprowadziłaby do śmierci reszty ludzkości. W jego rękach spoczywałby los całej ludzkiej cywilizacji.
Później wielokrotnie zadawano mu pytanie: Czy gdyby naprawdę nadeszła ta chwila, nacisnąłby guzik?
Pierwszy Dzierżyciel Miecza w historii ludzkości niezmiennie odpowiadał: „Nie wiem”.
Ludzie wierzyli, że podobnie jak wzajemne zagwarantowane zniszczenie w dwudziestym wieku, strategia ciemnego lasu będzie miała szczęśliwe zakończenie.
Czas płynął, a ta dziwna równowaga się utrzymywała. Strategia odstraszania działała już od sześćdziesięciu lat, a guzik włączający transmisję nadal znajdował się w rękach Luo Ji, który miał już ponad sto lat. Stopniowo zmieniał się też jego publiczny wizerunek.
Luo Ji nie podobał się jastrzębiom, którzy chcieli przyjąć twardą linię wobec Trisolarian. Tuż przed początkiem ery odstraszania nawoływali do narzucenia im surowszych warunków, które doprowadziłyby do ich całkowitego rozbrojenia. Niektóre z tych propozycji były absurdalne. Według jednej z nich, zwanej programem „nagiego przesiedlenia”, wszyscy Trisolarianie musieliby się odwodnić i pozwolić się przetransportować statkami towarowymi do Obłoku Oorta, gdzie przejęłyby ich statki ludzi, przewiozły do Układu Słonecznego i umieściły w odwadnialniach na Marsie. Potem, po spełnieniu przez nich pewnych warunków, nawadniano by ich małymi partiami.
Luo Ji nie podobał się też gołębiom. Ich głównym zmartwieniem było to, czy wokół gwiazdy 187J3X1, której współrzędne przesłał w kosmos Luo Ji, znajdowały się planety, gdzie istniały życie i cywilizacja. Na to pytanie nie potrafił dać zdecydowanej odpowiedzi żaden astronom z Ziemi i Trisolaris. Było jednak pewne, że Luo Ji można postawić zarzut celowego światobójstwa. Gołębie były przekonane, że podstawą pokojowej koegzystencji między ludźmi i Trisolarianami muszą być uniwersalne „ludzkie” prawa, innymi słowy zasada, że wszystkie cywilizowane istoty we Wszechświecie mają takie same nienaruszalne, podstawowe prawa. By zrealizować ten ideał, trzeba było wytoczyć proces Luo Ji.
Ale on wszystko to ignorował. Przez ponad pół wieku trzymał rękę na włączniku fal grawitacyjnych i spokojnie piastował stanowisko Dzierżyciela Miecza.
Ludzkość uświadomiła sobie, że w polityce prowadzonej wobec Trisolarian zawsze trzeba mieć na uwadze Dzierżyciela Miecza. Bez jego zgody nie można było nic zrobić w tej dziedzinie. Tak oto Dzierżyciel Miecza stał się wszechmocnym dyktatorem, bardzo podobnym do dawnych Wpatrujących się w Ścianę.
Z upływem czasu zaczęto powoli postrzegać Luo Ji jako irracjonalnego potwora i despotę o światobójczych skłonnościach.
Ludzkość zdawała sobie sprawę, że era odstraszania jest dziwną epoką. Z jednej strony ziemska cywilizacja osiągnęła bezprecedensowo wysoki poziom – wszędzie panowała demokracja i przestrzegano praw człowieka. Z drugiej strony na cały ten układ kładł się cień dyktatora. Eksperci uważali, że chociaż nauka i technologia zazwyczaj przyczyniały