– Czy to mądre? – spytał Harry, odchylając krzesło do ściany, żeby odciąć drogę Ivarssonowi.
Naczelnik wydziału spojrzał na niego zdumiony.
– Czy to mądre? Nie mamy nic przeciwko temu, żeby ktoś zadzwonił i powiedział nam, kim jest osoba na filmie.
– Pamiętacie tę matkę – wtrącił Ola – która zadzwoniła z informacją, że to jej syn jest na filmie z napadu? A potem okazało się, że on już siedzi za inny napad.
Głośny śmiech. Ivarsson też się uśmiechnął.
– Nigdy nie odrzucamy żadnego nowego świadka, Hole.
– Ani papugi – Harry założył ręce za głowę.
– Naśladowcy? Przestań, Hole.
– Tak? Gdybym miał dzisiaj obrabować bank, to z całą pewnością skopiowałbym aktualnie najbardziej poszukiwanego bandytę w Norwegii, żeby skierować podejrzenia na niego. Wszystkie szczegóły napadu na Bogstadveien były dostępne w Internecie.
Ivarsson pokręcił głową.
– Obawiam się, że w świecie rzeczywistym, Hole, przeciętny przestępca, który napada na bank, nie jest aż tak wyrafinowany. Czy ktoś ma ochotę wyjaśnić Wydziałowi Zabójstw, jaka jest najbardziej typowa cecha bandyty seryjnie napadającego na banki? Widzę, że nikt. Ale chodzi mi o to, że taki ktoś z drobiazgową dokładnością powtarza wszystko, co robił podczas poprzedniego udanego napadu. Dopiero gdy napad się nie powiedzie, jeśli przestępca nie zdoła zabrać pieniędzy lub zostaje ujęty, zmienia schemat działania.
– To uprawdopodobnia twoje twierdzenie, lecz nie wyklucza mojego – odparł Harry.
Ivarsson omiótł stół zrezygnowanym spojrzeniem, jak gdyby prosił o pomoc.
– W porządku, Hole. Będziesz mógł przetestować swoje teorie. Właśnie postanowiłem, że wypróbujemy nową metodę pracy. A mianowicie niewielka jednostka będzie pracować niezależnie, lecz równolegle z całym zespołem śledczym. Pożyczyłem sobie ten pomysł od FBI, a chodzi o to, żeby nie zafiksować się w patrzeniu na sprawę pod jednym kątem, jak często bywa w wypadku większych grup, w których świadomie lub podświadomie pojawia się zgodność co do głównych linii działania. Ta mała grupa może nam zapewnić nowy punkt widzenia na sprawę, ponieważ będzie pracować niezależnie i nie będzie poddawana wpływom tej drugiej grupy. Metoda okazała się skuteczna w skomplikowanych śledztwach. Przypuszczam, że większość z tu obecnych zgodzi się, że Harry Hole posiada wrodzone kwalifikacje, by być członkiem takiej grupy.
Tu i ówdzie rozległ się chichot. Ivarsson przystanął za krzesłem Beate.
– Beate, ty dołączysz do Holego i razem stworzycie tę jednostkę.
Beate się zaczerwieniła. Ivarsson ojcowskim gestem położył jej rękę na ramieniu.
– Jeśli okaże się, że to nie działa, daj mi znać.
– Na pewno dam – obiecał Harry.
Harry już miał otworzyć bramę kluczem, kiedy zmienił zdanie i przeszedł dziesięć metrów do sklepiku spożywczego. Ali znosił z chodnika skrzynki z owocami i warzywami.
– Cześć, Harry. Już w lepszej formie? – Ali uśmiechnął się szeroko, a Harry na moment przymknął oczy. A więc było tak, jak się tego obawiał.
– Pomogłeś mi, Ali?
– Tylko wejść po schodach na górę. Kiedy otworzyliśmy drzwi do mieszkania, powiedziałeś, że już sam sobie dasz radę.
– A jak wróciłem? Piechotą czy…
– Taksówką. Winny mi jesteś sto dwadzieścia koron.
Harry jęknął i wszedł za Alim do sklepu.
– Przepraszam, Ali. Naprawdę. Możesz mi przedstawić skróconą wersję, nie wdając się w zbyt przykre szczegóły?
– Kłóciłeś się z kierowcą. A okna naszej sypialni wychodzą na ulicę. Cholernie niedobrze mieć okna na tę stronę – dodał z przepraszającym uśmiechem.
– A o której to było?
– W środku nocy.
– Ali, ty wstajesz o piątej. Nie wiem, co ludzie tacy jak ty uważają za środek nocy.
– Pół do dwunastej, co najmniej.
Harry obiecał, że to się już nigdy więcej nie powtórzy, a Ali pokiwał głową, jak się robi, kiedy słyszy się historie od dawna znane już na pamięć. Harry spytał, jak może się odwdzięczyć, na co Ali odparł, że mógłby mu wynająć pustą piwnicę. Harry obiecał, że pomyśli o tym jeszcze więcej niż do tej pory, oddał Alemu pieniądze i zapłacił za colę, paczkę makaronu i klopsiki.
– No to jesteśmy rozliczeni – powiedział Harry.
Ali jednak pokręcił głową.
– Jeszcze wspólne wydatki za trzy miesiące – oświadczył przewodniczący, kasjer i złota rączka wspólnoty.
– O cholera, zapomniałem.
– Jak Eriksen – uśmiechnął się Ali.
– Kto?
– Latem dostałem od niego list. Prosił mnie o podanie numeru konta, żeby mógł uregulować wspólne wydatki za maj i czerwiec tysiąc dziewięćset siedemdziesiąt dwa. Twierdził, że przez ten dług nie mógł spać przez ostatnie trzydzieści lat. Odpisałem, że nikt w kamienicy już go nie pamięta, więc właściwie może nie płacić. – Ali pogroził Harry’emu palcem. – Ale tobie nie daruję.
Harry podniósł ręce do góry.
– Jutro wypiszę przelew.
Po wejściu do mieszkania natychmiast znów zatelefonował do Anny. Odpowiedziała mu ta sama katarynka co poprzednio. Lecz gdy tylko wrzucił makaron do wrzątku, a klopsiki na patelnię, przez szum gotującej się wody przedarł się dzwonek telefonu. Wybiegł do przedpokoju i podniósł słuchawkę.
– Halo? – zawołał.
– Cześć – odparł znajomy kobiecy głos, lekko zaskoczony.
– A, to ty.
– A myślałeś, że kto?
Harry zamknął oczy.
– Koleżanka z pracy. Był nowy napad. – Słowa miały smak żółci i chili. Powrócił tępy ból za oczami.
– Próbowałam dodzwonić się do ciebie na komórkę – powiedziała Rakel.
– Zgubiłem.
– Zgubiłeś?
– Gdzieś ją zostawiłem albo mi ukradli. Nie wiem, Rakel.
– Coś się stało, Harry?
– Stało?
– Sprawiasz wrażenie… zestresowanego.
– Ja…
– Tak?
Harry nabrał powietrza.
– Co ze sprawą?
Słuchał jej wyjaśnień, ale nie potrafił ułożyć słów w zdania, które miałyby sens. Wychwycił „sytuacja finansowa”, „dobro dziecka”