Trzeci klucz. Ю Несбё. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Ю Несбё
Издательство: PDW
Серия: Harry Hole
Жанр произведения: Современные детективы
Год издания: 0
isbn: 9788324593279
Скачать книгу
najlepszym świadkiem oskarżenia, zmieniał się w najlepszego przyjaciela obrony, gdyż zasiane przez niego wątpliwości z reguły świadczyły na korzyść oskarżonego. Harry jako policjant korzystał z ekspertyz Aunego w sprawach zabójstw od tak dawna, że zaczął go traktować jak kolegę z pracy. Jako alkoholik zaś do tego stopnia się odsłonił przed tym ciepłym, mądrym i twarzowo aroganckim mężczyzną, że – w trudnych chwilach – potrafił nazwać go przyjacielem.

      – A więc to jest twoja kryjówka – powiedział Aune.

      – Tak. – Harry uniósł brew, dając tym samym znak Mai przy ladzie, która zareagowała natychmiast, znikając w drzwiach do kuchni.

      – A co tam masz?

      – Japone. Chili.

      Kropla potu stoczyła się po grzbiecie nosa Harry’ego, na moment zatrzymała się na czubku i spadła na obrus. Zdumiony Aune popatrzył na mokrą plamę.

      – Opóźniony termostat – wyjaśnił Harry. – Ćwiczyłem.

      Aune zmarszczył nos.

      – Jako lekarz powinienem zapewne to pochwalić, lecz jako filozof stawiam znak zapytania przy narażaniu organizmu na tego rodzaju nieprzyjemności.

      Przed Harrym stanął stalowy dzbanek i kubek.

      – Dziękuję, Maju.

      – Poczucie winy – powiedział Aune. – Niektórzy potrafią sobie z nim radzić wyłącznie przez karanie siebie samych. Jak wtedy, gdy pękasz, Harry. W twoim wypadku alkohol nie jest ucieczką, lecz ostatecznym sposobem ukarania samego siebie.

      – Dziękuję. Tę diagnozę słyszałem już wcześniej z twoich ust.

      – To dlatego tak ciężko trenujesz? Masz wyrzuty sumienia?

      Harry wzruszył ramionami.

      Aune zniżył głos:

      – Ciągle myślisz o Ellen?

      Harry popatrzył Aunemu w oczy. Potem wolno podniósł do ust kubek z kawą i długo pił, nim wreszcie go odstawił, krzywiąc się.

      – Nie, nie chodzi o sprawę Ellen. Do niczego nie doszliśmy, ale nie dlatego, że źle pracowaliśmy. Ja to wiem. Coś się jeszcze pojawi, prędzej czy później. Musimy być po prostu cierpliwi.

      – To dobrze – powiedział Aune. – To nie twoja wina, że Ellen zginęła. Trzymaj się tej myśli. I nie zapominaj, że w opinii twoich kolegów złapany został właściwy człowiek.

      – Może tak, może nie. On już nie żyje i nie może odpowiedzieć.

      – Nie pozwól, żeby to się zmieniło w ideé fixe, Harry. – Aune wsunął dwa palce do kieszonki tweedowej kamizelki i dyskretnie zerknął na srebrny zegarek. – Ale chyba nie o poczuciu winy chciałeś porozmawiać.

      – Rzeczywiście. – Harry wyjął z kieszeni plik zdjęć. – Chciałbym wiedzieć, co o tym myślisz.

      Doktor Aune zaczął przeglądać fotografie.

      – Wygląda na napad na bank. Nie sądziłem, że Wydział Zabójstw zajmuje się takimi sprawami.

      – Na kolejnym zdjęciu znajdziesz wyjaśnienie.

      – Tak? Wyciągnął palec do kamery?

      – Przepraszam, na jeszcze następnym.

      – Oj, czy ona…?

      – Tak. Prawie nie widać płomienia z lufy, ponieważ to AG3, ale właśnie nacisnął spust. Jak widzisz, kula akurat weszła w czoło kobiety. Na następnym zdjęciu widoczne jest, że wyleciała z tyłu głowy i wbiła się w drewno obok szyby w okienku.

      Aune odłożył zdjęcia.

      – Dlaczego zawsze musicie mi pokazywać te okropne fotografie?

      – Żebyś wiedział, o czym mówimy. Spójrz na następne zdjęcie.

      Psycholog westchnął.

      – Bandyta dostał swoje pieniądze. – Harry pokazał palcem. – Pozostaje mu jedynie ucieczka. To profesjonalista. Jest spokojny i zdecydowany, nie ma już powodów, żeby kogoś straszyć czy do czegoś zmuszać. A mimo to decyduje się na opóźnienie ucieczki jeszcze o kilka sekund, żeby zastrzelić pracownicę banku. Tylko dlatego, że kierownik potrzebował sześciu sekund więcej na opróżnienie bankomatu.

      Aune łyżeczką kreślił w herbacie powolne ósemki.

      – A ty się zastanawiasz, jaki motyw nim kierował?

      – No cóż, zawsze istnieje motyw, ale trudno przewidzieć, po której stronie rozumu trzeba go szukać. Jakieś pierwsze skojarzenia?

      – Poważne zaburzenia osobowości.

      – Ale on we wszystkim innym, co robi, sprawia wrażenie bardzo racjonalnego.

      – Zaburzenia osobowości nie oznaczają wcale, że ktoś jest głupi. Ludzie z takimi zaburzeniami są równie sprawni umysłowo, a często nawet sprawniejsi w osiąganiu tego, czego pragną. Od nas różni ich to, że pragną czego innego.

      – A co z narkotykami? Czy jakaś substancja może wzbudzić w normalnej osobie agresję do tego stopnia, że zechce zabić?

      Aune pokręcił głową.

      – Oszołomienie jedynie wzmacnia lub osłabia już istniejące skłonności. Ktoś, kto bije żonę po pijanemu, z reguły również na trzeźwo miewał ochotę ją uderzyć. Ludzie, którzy popełniają morderstwo z premedytacją, jak w tym wypadku, niemal zawsze mają ku temu szczególne predyspozycje.

      – Chcesz powiedzieć, że ten człowiek jest szaleńcem?

      – Albo został odpowiednio zaprogramowany.

      – Zaprogramowany?

      Aune kiwnął głową.

      – Pamiętasz tego bandytę, którego nigdy nie złapano? Raskola Baxheta?

      Harry pokręcił głową.

      – To Cygan – powiedział Aune. – Przez wiele lat krążyły plotki o tajemniczej figurze, będącej jakoby mózgiem stojącym za wszystkimi wielkimi napadami na transporty pieniędzy i na centrale depozytowe w Oslo w latach osiemdziesiątych. Upłynęło wiele lat, zanim policja zrozumiała, że on naprawdę istnieje, lecz nawet wówczas nie zdołano zebrać przeciwko niemu żadnych dowodów.

      – Coś mi świta – powiedział Harry. – Ale mam wrażenie, że został ujęty.

      – Mylisz się. Największym osiągnięciem policji było przesłuchanie dwóch bandytów, którzy obiecali, że będą świadczyć przeciwko Raskolowi w zamian za zmniejszenie kary, lecz nieoczekiwanie zniknęli w tajemniczych okolicznościach.

      – Nic w tym niezwykłego – stwierdził Harry, wyjmując paczkę cameli.

      – Owszem, kiedy znikają z więzienia.

      Harry cicho gwizdnął.

      – Mam jednak mimo wszystko wrażenie, że trafił do pudła.

      – Owszem – przyznał Aune. – Ale nie został ujęty. Raskol sam się zgłosił. Pewnego dnia nagle zjawił się w recepcji w Budynku Policji i powiedział, że chce się przyznać do wielu dawnych napadów. Naturalnie zapanowała wielka wrzawa, nikt niczego nie rozumiał, a Raskol odmówił wyjaśnień. Zanim sprawa trafiła do sądu, wezwano mnie, bym sprawdził, czy z jego głową wszystko w porządku, czy przyznanie się do winy będzie miało wagę na sali sądowej. Raskol zgodził się na rozmowę ze mną pod dwoma warunkami: po pierwsze, że rozegramy partię szachów. Nie pytaj mnie, skąd