Pierwsza Spowiedniczka. Terry Goodkind. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Terry Goodkind
Издательство: PDW
Серия: Fantasy
Жанр произведения: Героическая фантастика
Год издания: 0
isbn: 9788378183488
Скачать книгу
rady postanowili nie widzieć straszliwej prawdy, którą mają przed oczami, ich sprytny Naczelny Prokurator zaś ściga duchy, które tylko on widzi. Jeżeli wybierzecie plan rady i korzystną jedynie dla Lothaina paplaninę o spiskach, grozi wam to, co ja wycierpiałam. Wiedzcie, że bez ochrony możecie umrzeć w niewyobrażalnej męce. Choć rada mogła podjąć decyzję w jak najlepszej wierze, zapłacicie okropną cenę za ich błąd.

      Znów rozległy się pełne niepokoju szepty. Niektórzy przekrzykiwali gwar, chcąc się dowiedzieć, co właściwie powinni zrobić. Magda uniosła ręce, prosząc o ciszę, żeby mogła odpowiedzieć.

      – Niech rada postępuje, jak chce. Lecz jeśli pragniecie żyć, uklęknijcie, pochylcie się w pokłonie, dotknijcie czołem podłogi i wymówcie modlitwę do lorda Rahla: „Prowadź nas, mistrzu Rahlu. Nauczaj nas, mistrzu Rahlu. Chroń nas, mistrzu Rahlu. Osłania nas twoje miłosierdzie. Twoja mądrość przerasta nasze zrozumienie. Żyjemy tylko po to, żeby ci służyć. Nasze życie należy do ciebie”. Powtórzcie te słowa trzy razy, by mieć pewność, że stworzyliście więź z magią lorda Rahla mającą chronić wasz umysł przed Nawiedzającymi Sny. Zróbcie to na osobności, jeśli nie chcecie wyjaśniać nikomu swoich motywów lub jeżeli obawiacie się represji. Wiedzcie, że przysięgając posłuszeństwo lordowi Rahlowi, nie stajecie się zdrajcami Midlandów. Po prostu jesteście lojalni wobec własnego życia. Lord Rahl nie jest wrogiem Midlandów, walczy w obronie wszystkich mieszkańców Nowego Świata. Tworzymy jedność. Wszyscy walczymy o prawo do życia, o prawo do wolności od krwawej tyranii. Martwi nie pomożecie Midlandom. – Magda gniewnie wyrzuciła w górę pięść. – Wybierzcie życie! Przysięgnijcie posłuszeństwo lordowi Rahlowi, a będziecie chronieni przed Nawiedzającymi Sny!

      Zauważyła, że radni gwałtownie dają znaki strażnikom, żeby ją wyprowadzili.

      Zanim zdążyli zareagować, dumnie uniosła głowę i pomaszerowała ku drzwiom. Tłum się rozstępował, robiąc jej przejście niczym osobie mającej władzę i posłuch.

      Niektórzy szeptali podziękowania, kiedy ich mijała.

      Magda, idąc, patrzyła prosto przed siebie i nie okazywała żadnych emocji.

      ROZDZIAŁ 17

      Magda zobaczyła lorda Rahla stojącego nieruchomo tuż za wielkimi drzwiami i obserwującego jej długi marsz. Jego dwaj wielcy, ponurzy gwardziści stali w pobliżu. Mijając wielkie, mahoniowe drzwi, obejrzała się przez ramię i spostrzegła strażników rady – szli za nią, a teraz się zatrzymali, pewni, że naprawdę odchodzi i nie ma zamiaru wrócić.

      W głębi rotundy ujrzała oddziałek lorda Rahla, gotowy bronić go w razie potrzeby. Uświadomiła sobie, że pewnie nie są w dobrym nastroju po tych wszystkich gniewnych wypowiedziach i oskarżeniach przeciwko lordowi Rahlowi, jakie usłyszeli. Żołnierze musieli uznać, że to potencjalnie nieprzyjazne miejsce. Co więcej, już trzech z nich po przybyciu do Wieży zmarło tajemniczą śmiercią. Na znak lorda Rahla opuścili jednak broń.

      W komnatach rady – pomimo nawoływań do spokoju – sytuacja nie wracała do normy. Tłum nie chciał zachowania porządku obrad. Domagał się odpowiedzi na dociekliwe pytania o zagrożeniu ze strony Nawiedzających Sny.

      Magda miała nadzieję, że rada przemyśli sprawę i zrozumie sensowność skorzystania ze sposobu lorda Rahla na ochronę ludzi. Z doświadczenia wiedziała, że rada często dopiero po dalszych namysłach uznawała, że jej sugestie mają sens. Liczyła, że tak będzie i tym razem.

      – Muszę cię przeprosić, lady Searus – powiedział lord Rahl, nisko się kłaniając. – Ogromnie się myliłem.

      – Co do czego? – zapytała, wciąż jeszcze rozgorączkowana, ruszając w dalszą drogę.

      Poszedł razem z nią, czyniąc gest w stronę komnaty rady, w której wrzało. Ludzie pokrzykiwali, domagając się, żeby ich wysłuchano, chcąc wiedzieć, czy niebezpieczeństwo naprawdę jest tak realne.

      – Muszę cię prosić o przebaczenie. Myliłem się, a ty miałaś rację. – Nieco się ku niej nachylił, unosząc brew. – Przekonałem się, że przez te krótkie włosy nie masz żadnego statusu i że stałaś się łagodna jak owieczka.

      Ta kpiąca uwaga rozładowała gniew Magdy. Nie mogła się nie uśmiechnąć.

      – Cóż, prawda jest prawdą bez względu na status.

      Obejrzał się przelotnie ku komnatom rady.

      – Myślę, niestety, że to wygarnięcie prawdy przysporzyło ci wrogów.

      Magda przestała się uśmiechać.

      – Dzisiaj omal dwa razy nie umarłam. Za drugim razem ty mnie sprowadziłeś z powrotem, kiedy już przechodziłam przez zasłonę do świata umarłych. Prawie byłam w objęciach dobrych duchów. Umarłabym, gdybyś mnie nie ściągnął do świata żywych. Teraz każda przeżyta chwila jest darem. A inni mogliby mnie tylko zawrócić tam, gdzie powinnam się znaleźć… Skoro mam żyć, będzie to życie skromne, pozbawione blichtru.

      – Mylisz się, Magdo, twierdząc, że powinnaś była umrzeć. Wybrałaś życie. I to się liczy. Nie możemy żyć, kierując się tym, co by mogło być. Musimy brać życie takim, jakie jest. Żyjesz i tylko to ma znaczenie.

      Magdzie jednak życie bez Baraccusa wydawało się puste i ponure. Choć wtedy tak cierpiała, myślała, że wkrótce znów się z nim spotka. I chociaż pragnęła żyć, to zarazem żałowała, że wyrwano ją śmierci.

      – Przeżyłaś i podarowałaś innym możliwość wybrania ochrony, żeby i oni mogli żyć – powiedział jeden z gwardzistów lorda Rahla.

      Alric Rahl obejrzał się na niego i skinął głową.

      – Teraz decyzja należy do nich, nie do rady.

      Znów spojrzał na Magdę.

      – Lecz pomagając ludziom dokonać samodzielnego wyboru, sama wpakowałaś się w tarapaty. Może powinnaś pojechać ze mną do Pałacu Ludu. Będziesz tam bezpieczniejsza.

      Magda się zastanawiała, czy w ogarniętym wojną świecie w ogóle istnieje bezpieczne miejsce. Jeżeli jakaś twierdza padnie, kolejna zostanie oblężona. I na koniec nie będzie żadnego bezpiecznego schronienia, do którego można by uciec. Albo przetrwa cały Nowy Świat, albo cały wpadnie w łapy najeźdźców.

      Ludzie przyglądali się lordowi Rahlowi, kiedy ich mijał, chociaż nie odwzajemniał ich spojrzeń. Ich oczy zdradzały lęk przed dumnym lordem Rahlem, człowiekiem, którego niewielu w Wieży widziało. Lecz z pewnością słyszeli opowieści o nim.

      Kiedy szli przez ogromną rotundę, Magda dostrzegła innych, stojących z tyłu, w mroku – zatroskanych ludzi popatrujących ku niej i cicho rozmawiających. W zwróconych na nią oczach widziała lęk.

      Uświadomiła sobie, że choć niektórzy bali się lorda Rahla, większość nie na niego patrzyła – to ją obserwowali. Patrzyli na nią w jakimś celu, szukając odpowiedzi, ratunku lub może tylko iskierki nadziei. Nie zauważali jej krótkich włosów. Widzieli Magdę Searus, okrwawioną kobietę, która oznajmiła, że nie musi tak być.

      Potrząsnęła głową.

      – Dorastałam w Aydindril. Po ślubie z Baraccusem mieszkałam w Wieży. To mój dom. Toczymy wojnę i mój dom jest zagrożony. Muszę tu zostać i walczyć o niego. To są moi krajanie. Muszę zostać dla nich. Ludzie są przyzwyczajeni robić to, co nakaże rada. Nie wiem, czy ktoś wybierze więź z tobą i twoją ochronę, ale przynajmniej ja jestem chroniona przed Nawiedzającymi Sny. To oznacza, że łatwiej mi będzie walczyć. Może uda mi się przekonać innych, żeby przyjęli tę samą ochronę. Poza tym Nawiedzający Sny nie są jedynym zagrożeniem.