Magda usiadła, przecierając oczy, zbierając myśli.
– Nadal jest noc?
Uśmiechnął się szerzej.
– Już nowy dzień, Magdo. I to od jakiegoś czasu.
– Musimy pójść do komnat rady. Będą obradować. Muszę ich przekonać, że zagraża nam niebezpieczeństwo. Powinni działać.
Lord Rahl popatrzył na jej suknię.
– Chyba powinnaś najpierw doprowadzić się do porządku.
Magda wstała, czując się zadziwiająco silna i opanowana. Spodziewała się, że będzie trochę osłabiona, ale nie. Była cała i zdrowa. Naprawdę zdrowa.
Popatrzyła na suknię. Miejscami nasiąknęła krwią. Alric miał rację, powinna się przebrać. Dotknęła włosów i stwierdziła, że i one są pozlepiane skrzepniętą krwią. Przyjrzała się swojemu odbiciu w niewielkim ściennym lustrze. Krew pokrywała twarz i szyję.
– Okropnie wyglądam. Powinnam się umyć i przebrać, zanim pójdziemy spotkać się z radą.
Alric Rahl potaknął i wskazał swoich dwóch gwardzistów.
– Poczekamy na zewnątrz.
Ruszył ku drzwiom, ale Magda chwyciła go za ramię.
– Nie.
Zmarszczył brwi.
– Nie?
– Nie. Chcę, żeby rada mnie taką zobaczyła. Muszą na własne oczy zobaczyć krew, którą Nawiedzający Sny utoczą naszym ludziom, jeżeli rada nie zgodzi się nas wysłuchać.
Lord Rahl się uśmiechnął.
– Coś mi się wydaje, że rada jeszcze nie poznała prawdziwej stanowczości i uporu Magdy Searus.
Odwzajemniła uśmiech.
– No to zaraz pozna.
ROZDZIAŁ 14
Magda patrzyła prosto przed siebie, mijając olbrzymie, lśniące, czarne marmurowe kolumny stojące po obu stronach galerii prowadzącej do komnat rady. Pozłacane gzymsy podtrzymywały architraw, na którym wyrzeźbiono postaci symbolizujące członków rady.
Wysoki, sklepiony sufit pokrywały złociste kwadraty. W każdym umieszczono medalion z brązu przedstawiający rozmaite obszary Midlandów. Miały one przypominać idącym tędy na sesję członkom rady o różnorodności Midlandów i o tym, że powinni mieć na uwadze wszystkie zamieszkujące te ziemie ludy. Z doświadczeń Magdy wynikało, że same brązowe medaliony nie wystarczają, by członkowie rady pamiętali o wszystkich odległych krainach.
Przeszła pod rzędem zwieszających się ze sklepionego sufitu długich, czerwonych, jedwabnych chorągwi. Miały symbolizować krew przelaną w obronie mieszkańców Midlandów. Dywan, po którym szła – nazwy miejsc bitew wyhaftowano na obrzeżach – również był czerwony, przypominając o stoczonych walkach i życiu oddanym po to, żeby inni mogli je zachować.
Magdę zawsze przygnębiało to miejsce. A dziś bardziej niż kiedykolwiek.
Czerwone chorągwie i szkarłatny dywan jeszcze bardziej uwydatniały plamiącą ją krew. Silniej niż kiedykolwiek czuła więź z tymi, którzy wykrwawiali się w obronie rodzinnej ziemi. Jeśli rada nie zechce jej wysłuchać, poleje się jeszcze więcej krwi.
Kiedy tak szła po długim dywanie, rozmawiający mężczyźni milkli i otwarcie się jej przyglądali. Kobiety się cofały. Gwar rozmów przeszedł w szept, a potem ludzie, których mijała, stopniowo cichli.
Magda, wchodząc do wielkiej rotundy w pobliżu komnat rady, zobaczyła stojące tu i tam grupki ludzi; na pewno omawiali sprawy, którymi miała się zająć rada. Rozmowy cichły, kiedy patrzyli, jak kroczy pomiędzy nimi, a za nią lord Rahl z D’Hary i jego dwaj olbrzymi gwardziści.
Blask wczesnego poranka wlewający się przez wysokie okna umieszczone wokół dolnego obrzeża złocistej kopuły kładł się na okalających komnatę ogromnych, czerwonych marmurowych kolumnach. Pomiędzy kolumnami stały okazałe pomniki dawnych wodzów.
Magda wiedziała, że pewnego dnia posąg Baraccusa także stanie w tej komnacie prowadzącej do sali rady.
Osobliwa myśl, napawająca dumą, a zarazem uświadamiająca, że Baraccus niepowstrzymanie odchodzi w przeszłość.
Wkrótce stanie się postacią historyczną. Nie będzie już tych, którzy go znali, ludziom zostaną tylko opowieści i zapiski. Zastanawiała się, czy przyszłe relacje o nim będą choć trochę podobne do znanej jej rzeczywistości. Mijający czas zniekształca wspomnienia i dzieje. Albo, co gorsza, fałszują je ci, którzy je spisują.
Magda, choć pragnęła tego z całej duszy, nie mogła zmienić przeszłości ani sprowadzić Baraccusa z powrotem. Przebywał teraz w krainie dobrych duchów. A życie toczyło się dalej. Chciał, żeby żyła.
Wielkie mahoniowe drzwi prowadzące do komnat rady były – jak zwykle – otwarte. Były trzykrotnie wyższe niż Magda, grubości jej uda. Wyrzeźbiono na nich zawiłe wzory symbolizujące uroki (chociaż właściwie nimi nie były). Jak Baraccus często jej powtarzał, rysowanie prawdziwych zaklęć jest niebezpieczne. Wzory na drzwiach miały wszystkim przypominać, że kieruje nimi dar.
Otwarte drzwi miały przekonywać o otwartości i jawności rady, lecz Magda wiedziała, że to tylko iluzja. To, co dotyczyło rady, nigdy nie było tak proste, jak się wydawało.
Wartownicy stojący po obu stronach wielkich drzwi zorientowali się, że Magda nie ma zamiaru się zatrzymać. Piki – dotąd trzymane prosto – pochyliły się, kiedy z wahaniem zeszli ze swych posterunków i stanęli na wielkiej pieczęci umieszczonej w marmurze przed drzwiami.
Jeden z nich wyciągnął ku niej rękę, sądząc, że potrzebuje pomocy.
– Jesteś ranna, lady Searus. Przywołam kogoś, żeby ci pomógł.
– Dziękuję, lecz teraz nam wszystkim mogą pomóc jedynie członkowie rady.
– Obradują – ostrzegł ją.
– To dobrze – powiedziała, odsuwając pikę.
– Lady Searus – odezwał się drugi wartownik. – Obawiam się, że porządek obrad jest już ustalony i że nie zajmą się żadnymi nowymi sprawami.
– Ależ tak – rzekła, mijając ich.
Wartownicy nie wiedzieli, co robić. Wiedzieli, że to żona Pierwszego Czarodzieja, często przemawiająca przed radą. Lecz chociaż ją znali, nie przywykli, by kobiety z krótkimi włosami wchodziły na posiedzenie rady. Co więcej, była zakrwawiona, a oni nie wiedzieli dlaczego. Jeżeli Wieżę zaatakowano, z pewnością powinni o tym wiedzieć – i rada także.
Zaczęli się zbliżać inni wartownicy, chcąc ją zatrzymać, póki się nie dowiedzą, co się dzieje. Zobaczyli idącego za nią lorda Rahla i jego dwóch gwardzistów. W końcu się cofnęli, speszeni widokiem zakrwawionej żony Pierwszego Czarodzieja, najwyraźniej uznając, że zatrzymanie jej narobi im więcej kłopotów niż przepuszczenie. Lord Rahl był dostojnikiem, a poza tym to rada decydowała, kogo wysłucha.
Magda była zadowolona, że poprosiła lorda Rahla, by zostawił swój oddziałek w korytarzu. Sprawy tylko by się skomplikowały, gdyby zbrojni spróbowali wejść do komnat rady.
Przeszła przez wielkie drzwi, minęła grupkę wartowników i odwróciła się ku Alricowi Rahlowi. Przyłożyła dłoń do jego piersi, zatrzymując go.
– Mógłbyś tutaj zaczekać? Kiedy będziesz obok mnie, pomyślą, że występuję w twoim imieniu.
Skrzywił