Pierwsza Spowiedniczka. Terry Goodkind. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Terry Goodkind
Издательство: PDW
Серия: Fantasy
Жанр произведения: Героическая фантастика
Год издания: 0
isbn: 9788378183488
Скачать книгу
ich ujęto i skazano na śmierć.

      Magda zaczynała myśleć, że cała ta historia jest zbyt prosta, zbyt uładzona. Zaczynała się zastanawiać, czy naprawdę byli zdrajcami.

      – Jak tacy ludzie mogliby się zwrócić przeciwko nam? Czy ludzkość cierpi pod tyranią magii? Drogie duchy, byli czarodziejami, magicznymi istotami, a nie tyranami. No i przeraża to, że cała grupa Świątyni, sto osób, mogło pracować dla wroga. Nikt, nawet Baraccus, nie podejrzewał czegoś takiego. Jeśli nikt nie żywił podejrzeń, to czy naprawdę uważasz, że Lothain zdołał wyłapać i zabić wszystkich zdrajców?

      – Trudno sobie wyobrazić tak masowy spisek w Wieży, a już zwłaszcza wśród tak zaufanych ludzi. Jestem przekonany, że Lothain przed egzekucją wymuszał torturami zeznania i że dopadłby także innych, gdyby tacy byli.

      – Mówiłeś, że od waszego przybycia trzech twoich żołnierzy zmarło tajemniczą śmiercią – przypomniała mu.

      – Istotnie.

      – Baraccus zostawił mi liścik. Ostatnie słowa dla mnie. Napisał, że tutaj jest moje przeznaczenie. Prosił, żebym miała odwagę znaleźć prawdę.

      – Prawdę? O czym?

      Magda głęboko westchnęła.

      – Nie wiem.

      – Skąd wiesz, że ten liścik naprawdę mówi o czymś konkretnym? Może Baraccus, znając twój charakter, chciał ci tylko powiedzieć, że jesteś w jego sercu.

      – Nakazał mi też strzec umysłu.

      Lord Rahl zmylił krok.

      – Strzec umysłu? Uważasz, że przed Nawiedzającymi Sny?

      Spojrzała na niego z ukosa.

      – Ty mi powiedz.

      Odwrócił ku niej głowę i pasma blond włosów zsunęły się z ramienia.

      – Zatem sądzisz, że chciał, abyś tu została?

      – Tak. Napisał, że moje przeznaczenie jest tutaj. Baraccus był czarodziejem wojny. Miał dar prorokowania. Myślę, że wiedział, iż dzieje się tu coś złego, i chciał, żebym to wykryła.

      Lord Rahl przemyślał to, kiedy szli pomiędzy olbrzymimi marmurowymi kolumnami podtrzymującymi łukowaty strop z wymalowanymi pomiędzy żebrowaniem scenami z ważnych wydarzeń.

      – Baraccus był czarodziejem wojny. A ty… hmm… nie jesteś. Jak mogłabyś zrobić coś, czego on nie potrafił?

      – Spróbuj zgadnąć, ile razy starałam się to zrozumieć.

      Lord Rahl pomrukiem zasygnalizował, że ją rozumie.

      – I nie wiesz, czego miałabyś szukać?

      – Pewnie prawdy.

      – Ale jakiej prawdy?

      – Może prawdy o tym, dlaczego Baraccus się zabił.

      Lord Rahl chwilę się nad tym zamyślił. Wreszcie sfrustrowany machnął ręką.

      – Może po prostu ta wyprawa do świata zmarłych tak go przytłoczyła, że stracił wszelką nadzieję?

      Magda spojrzała na niego.

      – Nikt z grupy Świątyni nie odebrał sobie życia po powrocie. Żaden z nich nie wydawał się przytłoczony. Baraccus był od nich silniejszy.

      Lord Rahl splótł dłonie za plecami i w milczeniu szedł obok niej, zamyślony.

      – Baraccus nigdy nie robił nic bez ważnego powodu – powiedział w końcu.

      – Otóż to. Uważam, że miał powód, żeby się zabić. Myślę, że tylko w ten sposób mógł dokonać czegoś niesłychanie ważnego. Uważam, że Baraccus poświęcił życie z bardzo ważnego powodu. Muszę go poznać. Sądzę, że chciał, żebym poszukała odpowiedzi na to pytanie. Muszę zostać i znaleźć prawdę kryjącą się za tym wszystkim, co się wydarzyło. Wygląda na to, że mnie jedną obchodzi, dlaczego się zabił. I być może tylko ja mogę znaleźć odpowiedź. Tak czy inaczej, Baraccus chyba w to wierzył. Właściwie obarczył mnie tą misją, swoją ostatnią prośbą. Napisał, żebym przeżyła życie, które może być wyłącznie moje.

      Weszli do długiej galerii i lord Rahl spojrzał na czerwone chorągwie wiszące nad nimi.

      – Od czego zaczniesz?

      – Jeszcze nie wiem.

      Przez chwilę szedł w milczeniu po purpurowym dywanie, na którym wyhaftowano nazwy bitew, a potem spojrzał na Magdę i uśmiechnął się. Nie był to radosny, raczej smutny i posępny uśmiech.

      – Rozumiem. Tutejsi ludzie mają szczęście, że jesteś po ich stronie. Lecz wiedz jedno: nie ty jedna jesteś tutaj chroniona przed Nawiedzającymi Sny.

      Magda spojrzała na niego, marszcząc brwi. Mijali olbrzymie czarne kolumny.

      – Co masz na myśli? Rada odrzuciła twoją pomoc.

      Splótł dłonie za plecami i poczekał, aż minęli grupkę gapiów i znaleźli się poza zasięgiem słuchu.

      – Spodziewałem się, że mogą to zrobić, więc zaraz po przybyciu poszedłem do pracujących tu oficerów i czarodziejów i przedstawiłem im całą sytuację. Wojskowi aż za dobrze wiedzą, czym jest zagrożenie, i cenią sobie sposoby skutecznej obrony.

      – Jesteś szczwany, lordzie Rahlu.

      Uśmiechnął się, zadowolony z siebie.

      – Za mądry jestem, żeby składać życie nas wszystkich w łapska rady. I dlatego najpierw poszedłem do niektórych ważnych ludzi w Wieży.

      – I przysięgli ci wierność?

      – Nie wszyscy. Ale niektórzy zrozumieli wagę zagrożenia i wypowiedzieli modły, tak jak ty. – Zaśmiał się cicho. – Chociaż żaden z nich nie musiał się najpierw zalać krwią.

      Uśmiechnęła się z zażenowaniem.

      – Baraccus mówił, że jestem uparta.

      – Są z nami oficerowie Rendall i Morgan – powiedział. – Dowodzą oddziałami w samym Aydindril i wokół miasta. Grundwall też. Dowodzi Strażą Obywatelską.

      Magda kiwnęła głową.

      – Znam ich. To zacni ludzie. A czarodzieje?

      – Ponieważ wiąże się to z magią, starali się pojąć prawdziwą skalę zagrożenia oraz sensowność remedium. Niektórzy nie przyjęli mojej propozycji, lecz wielu to zrobiło. To oznacza, że mamy sporo sprzymierzeńców mogących działać bez obawy, że Nawiedzający Sny ich podpatrzą.

      Magda westchnęła.

      – Nie wszyscy przystali na ochronę poprzez więź z tobą. Może uda mi się ich namówić.

      Kiedy dotarli do muskularnych żołnierzy lorda czekających na końcu długiej galerii, Alric Rahl odwrócił się ku Magdzie.

      – Na mnie już pora. Tu zrobiłem, co mogłem, i teraz muszę się zająć pilnymi sprawami.

      Magda spojrzała w jego błękitne oczy.

      – Powiedz mi coś, zanim odejdziesz.

      – Jeśli mogę.

      – Czy rada i prokurator mają rację? Chodzi ci o władzę? Kieruje tobą chęć zdobycia władzy? Dlatego stworzyłeś tak działającą więź, żeby ludzie musieli przysiąc ci wierność? Mów prawdę.

      Zatknął kciuki za pas i przez jakiś czas patrzył jej w oczy. Nie stracił rezonu.

      – Wiedz jedno, lady Searus.