Pierwsza Spowiedniczka. Terry Goodkind. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Terry Goodkind
Издательство: PDW
Серия: Fantasy
Жанр произведения: Героическая фантастика
Год издания: 0
isbn: 9788378183488
Скачать книгу
pełna ulgi, że straszliwa męczarnia się skończyła, osunęła się na podłogę, łkając z bólu i wdzięczności – wdzięczności za słowa Baraccusa „strzeż swego umysłu”.

      Właśnie ocaliły jej życie.

      Baraccus ocalił jej życie.

      Lord Rahl ocalił jej życie.

      ROZDZIAŁ 13

      Magda, uwolniona od obcej jaźni, lecz nadal cierpiąca, leżała w kałuży własnej krwi. Przeraźliwy ból głowy ciągle promieniował do uszu i żuchwy. Lecz choć tak obolała, była głęboko wdzięczna, że to inny rodzaj udręki niż ta, którą zadawał jej Nawiedzający Sny.

      Chociaż chciała uniknąć wywołującego ból dotyku, nie miała siły się opierać, kiedy lord Rahl i jego gwardziści delikatnie ją odwrócili. Krzyknęła. Czuła, jak przy każdym płytkim oddechu ocierają się o siebie końce połamanych żeber.

      – Spokojnie – powiedział zadziwiająco łagodnie lord Rahl, chwytając jej słabo młócące powietrze ramiona. – Wszystko będzie dobrze. Nie ruszaj się. Nie próbuj usiąść.

      Magda ledwo była świadoma tego, gdzie jest i co się dzieje. Jakby to dotyczyło kogoś innego, a ona się tylko przyglądała. Całe ciało pulsowało okropnym bólem. Lecz nawet to wydawało się dziwnie dalekie.

      – Przynajmniej ten sukinsyn już z niej uciekł – powiedział jeden z gwardzistów.

      Lord Rahl burknął potakująco, a potem spojrzał na nią.

      – Wszystko będzie dobrze, Magdo. Pomogę ci.

      Skinęła głową. Właściwie nie wiedziała dlaczego. Musiała połknąć wypełniającą usta krew.

      Lord Rahl jeszcze bardziej się nad nią pochylił. Jego oczy miały przedziwny wyraz. Magda uświadomiła sobie, że to strach.

      Widząc to i rozumiejąc, że to lęk o nią, zaczęła panikować. Lord Rahl mocno ją przytrzymał, zmusił, żeby leżała.

      – Wysłuchaj mnie, Magdo. Nie wolno ci się ruszać. Nie sprzeciwiaj się. Pozwól mi to zrobić.

      Usiłowała zapytać, co ma na myśli, lecz słowa tak się tłoczyły, że nawet ona nie mogła ich zrozumieć.

      Uśmiechnął się leciutko.

      – Słowa już nie są potrzebne. Wypowiedziałaś właściwe słowa wtedy, kiedy to było konieczne. – Poklepał ją po ramieniu. – Nawiedzający Sny już ci nie zagrażają.

      Magda poczuła ogromną ulgę. Przynajmniej ten potwór zniknął z jej umysłu. Krótko wyczuwała obecność owego zła, ale wiedziała, że nigdy tego nie zapomni. Płakała z radości, że nareszcie jest wolna od Nawiedzającego Sny. Chociaż nadal czuła skutki jego napaści, chociaż mogła umrzeć, przynajmniej pozbyła się go z umysłu.

      – Muszę się dostać do twojego umysłu, Magdo…

      Dopiero co się od czegoś takiego uwolniła. Nie chciała, żeby ktokolwiek znów się tam znalazł. I ją kontrolował. Zaczęła się rzucać, przerażona samą myślą, próbowała się wyrwać Rahlowi.

      – Wysłuchaj mnie – powiedział, trzymając jedną wielką dłonią nadgarstki Magdy. – To tylko po to, żeby cię uleczyć. Wciąż tracisz mnóstwo krwi. Muszę się pospieszyć. Powinnaś mi pozwolić, żebym ci pomógł. Leż spokojnie i nie opieraj się, dobrze? Możesz to zrobić? Możesz mi zaufać? Będzie łatwiej, jeśli tak.

      To była szansa na przeżycie. Szansa wydostania się z tej przerażającej mrocznej pustki. Musiała walczyć o życie. Nie wolno jej było przejść za zasłonę. W końcu się rozluźniła i skinęła głową.

      – Dziękuję, mistrzu Rahlu – wykrztusiła z największym wysiłkiem.

      Uśmiechnął się przelotnie, a potem ujął jej głowę w wielkie dłonie. Stłumiły odległe głosy świata, wyciszyły dźwięki będące – dopiero teraz to sobie uświadomiła – jej własnym szlochem.

      Patrząc w jego błękitne oczy, miała wrażenie, że spogląda w błękit nieba. Wpatrywała się w nie, nie mogąc zamrugać, i wtopiła się w tę kojącą barwę. Jego oczy stały się niebem. Czuła, jak pogrąża się w tym lazurze przechodzącym w szafir, zmieniającym się w kobalt, stający się granatem nocy i wreszcie czarną nocą.

      Wnikał w nią strumień magii Rahla, czuła, jak jego moc napiera na jej umysł.

      Baraccus już kiedyś tak ją uzdrawiał, ale z pomniejszych urazów – głęboka rana, skręcona kostka, okropny ból głowy – toteż rozpoznała charakterystyczny dotyk magii addytywnej. To, co wtedy było słabym strumyczkiem, stało się teraz przemożną falą mocy.

      Wyczuwała też palące muśnięcia czegoś, co musiało być magią subtraktywną. Pomyślała, że lord Rahl usuwa ślady obecności Nawiedzającego Sny.

      Zachłysnęła się oddechem, gdy pojawił się nagły piekący żar w uszach. Wzdrygnęła się, czując swąd przypiekanego ciała, i uświadomiła sobie, że lord Rahl przyżega rany, żeby powstrzymać krwawienie.

      Chociaż miała wrażenie, że zagubiła się w dziwnej pustce, wiedziała, że nie jest sama. Był tam z nią, trudząc się i starając się jej pomóc. Podobnego uczucia doznała wtedy, kiedy Nawiedzający Sny ujawnił swoją obecność w jej umyśle, a zarazem była to odwrotność tej obcej obecności. Nawiedzający Sny – wiedziała i czuła to – był zły i nikczemny, świadomie chciał szkodzić.

      To zaś była życzliwa obecność. Chociaż wciąż bolało, czuła, że Rahl wyłącznie chce jej pomóc, w końcu uwolnić ją od bólu.

      Czuła niteczki magii addytywnej spajające jej poszarpane mięśnie i połamane żebra. To właściwie nie bolało, tyle że to dziwaczne uczucie wywoływało mdłości. Chętnie by się od tego uwolniła, lecz wiedziała, że to jej jedyna szansa – i przystała na to. Równie niemiły był wnikający w głąb uszu palący strumień mocy.

      Czuła, że Rahl stara się na niej wymóc, żeby mu pozwoliła ukoić okropny ból. Magda stawiała stanowczy opór. Nie chciała, by ktokolwiek – a zwłaszcza mistrz Rahl – czuł tę samą udrękę, co ona. Ze wszystkich sił się jej uczepiła, próbując go osłonić przed okropieństwem tego cierpienia.

      Nic to nie dało. Był silniejszy od niej. Bojąc się o jego bezpieczeństwo, czuła, jak ból zanika. Usunął tę przeszkodę i jego moc mogła wreszcie wniknąć w głąb jej umysłu, w samo centrum jej jaźni i ją uleczyć.

      W końcu pozbyła się wszelkich śladów tej straszliwej udręki i – uradowana i wdzięczna – wreszcie poczuła, jak ogrzewa ją jego uzdrawiająca moc.

      Unosiła się w tym świetlistym cieple, ledwie świadoma istnienia czegokolwiek poza nim.

      Całkiem straciła poczucie czasu. Nie wiedziała, jak długo trwała w tym pełnym spokoju miejscu. Może parę chwil, a może kilka dni. W tej milczącej pustce czas stracił znaczenie. Przestał istnieć w tym osobliwym miejscu.

      Powoli docierało do niej, że to minęło.

      Wreszcie otworzyła oczy i zobaczyła komnatę. Stwierdziła, że leży na sofie. Obok stał lord Rahl, miał spocone czoło. Był wyczerpany.

      Świece niemal się wypaliły i Magda zrozumiała, że trwało to przez większość nocy.

      Dotknęła ucha, powiodła palcami po żuchwie. Już nie bolało.

      W piersi też nie czuła bólu. Położyła dłonie na żebrach, nacisnęła. Nie bolały, były całe i zdrowe.

      I stało się coś jeszcze. Nadal