Magda spojrzała kolejno na każdego z nich, widząc kątem oka, jak tłum się przybliża, żeby nie uronić ani słowa z tego, co miała do powiedzenia. Wyprostowała się i przeszła na środek półkola radnych, chcąc mieć pewność, że wszyscy ją usłyszą.
– Chociaż nie wiem, jak długo Nawiedzający Sny krył się w moim umyśle, obserwując i nasłuchując, to jego obecność stała się aż nadto oczywista, kiedy postanowił od wewnątrz rozerwać mnie na strzępy. – Z wolna pokręciła głową, odwróciła się plecami do rady i spojrzała w wystraszone oczy milczących, wpatrzonych w nią ludzi. – Nie macie pojęcia, jak to boli.
Wpatrywali się w nią w pełnym niepokoju milczeniu. Ciszę przerwał Weston.
– Spodziewasz się, że uwierzymy…
– Nie – powiedziała, nie patrząc na niego. – Oczekuję, że na własne oczy ujrzycie skutki tego, co mi zrobił Nawiedzający Sny, który wśliznął się do mojego umysłu tu, w Wieży, gdzie uważaliśmy się za bezpiecznych. Nie jesteśmy bezpieczni. – Dotknęła sukni. – Kiedy osunęłam się na kolana, umierając, krwawiąc z uszu, krztusząc się krwią, czułam, jak Nawiedzający Sny łamie mi żebra, jedno po drugim. – Niektórzy w tłumie zachłysnęli się oddechem. – Ból był nie do wytrzymania, a nie można było go uniknąć.
Powoli przeszła podwyższeniem, żeby wszyscy – ci w tłumie i ci za stołem – mogli zobaczyć zakrzepłą krew. Odgłos jej kroków na drewnianej podłodze rozbrzmiewał echem w komnacie.
– Krew, którą na mnie widzicie, świadczy o mękach, jakie mi zadawał. To szokujący widok, lecz zapewniam was, że wolelibyście nie słyszeć, jak krzyczałam, leżąc w kałuży własnej krwi, bliska śmierci.
– Jak zgaduję, zjawiły się dobre duchy i ocaliły cię w ostatniej chwili? – zapytał radny Guymer, wywołując krótki śmiech.
– Nie – odrzekła spokojnie, patrząc na tłum. – Choć się o to modliłam, dobre duchy nie przybyły mi z pomocą. Sama się ocaliłam.
– Czy wolno mi spytać, jak tego dokonałaś, skoro Nawiedzający Sny są tak groźni? – zapytał Sadler, unosząc palec.
– Masz rację. Są przerażający. Mają też wielką moc. Lecz przyzwałam jeszcze potężniejszą magię i teraz ona mnie ochrania przed Nawiedzającymi Sny.
– Nie masz daru – burknął Guymer.
– Nie trzeba mieć daru, żeby być chronionym – powiedziała, zwracając się bardziej do obserwującego ją tłumu niż do członków rady. – Musicie jednak świadomie wybrać tę drogę. Zrozumiałam to w ostatnich chwilach życia i postanowiłam uczynić, co trzeba, żeby się ratować. Dlatego tutaj jestem. Chcę, żeby wszyscy nasi krajanie wiedzieli, że jest dla nich ochrona. Uwierzcie, Nawiedzający Sny mogą się zakraść do umysłu każdego i nie okażą litości. Lecz nikt nie musi się ich obawiać. Nikt nie musi cierpieć i umierać.
– Skąd wiesz, że naprawdę jesteś chroniona? – zapytał Guymer.
– Gdybym nie była, Nawiedzający Sny by mnie rozszarpał, żebym nie mogła tutaj przyjść i powiedzieć wam, jak można przed nimi chronić i siebie, i nasz lud.
W komnacie zapanował gwar. Niektórzy przekrzykiwali hałas, chcąc się dowiedzieć, co daje ochronę przed Nawiedzającymi Sny.
Magda pozwoliła, żeby niepokój narastał, a potem uniosła rękę, wskazując ku wielkim drzwiom. Odwrócili się, żeby tam spojrzeć.
– Tam stoi lord Rahl, gwarant naszego życia – powiedziała na tyle głośno, żeby wszyscy ją usłyszeli. – On jeden znalazł sposób ochronienia się przed Nawiedzającymi Sny. Ta magiczna osłona jest na tyle potężna, by obronić każdego, który się z nim zwiąże.
– Lord Rahl! – wykrzyknął Guymer. – Tylko znowu nie te bzdury! Lord Rahl już nam przedstawił swoje plany zawładnięcia światem.
Magda popatrzyła na niego gniewnie.
– A od kiedyż to trud chronienia życia twojego i wszystkich niewinnych ludzi w Midlandach i w D’Harze uważa się za chęć władania światem?
– Chodzi o tę przysięgę, którą wedle niego musimy mu złożyć, nieprawdaż? – zapytał starszy Calder.
Magda rozpostarła ręce.
– W tej sprawie wszyscy jesteśmy po tej samej stronie. Midlandy i D’Harę łączą interesy i zagrożenia. Ci ze Starego Świata chcą sobie podporządkować cały Nowy Świat. Nie przejmują się naszymi granicami. Chcą rządzić nami wszystkimi. Jeżeli zwyciężą, nie będzie Midlandów, D’Hary. Wszyscy będziemy albo martwi, albo ich niewolnikami. Chodzi o nasze przetrwanie, nie o błahe kwestie władzy.
– Błahe? – zapytał Sadler. – Nie nazwałbym błahostką podporządkowania się lordowi Rahlowi.
– Uznasz to za całkiem nieistotne – powiedziała Magda – gdy Nawiedzający Sny chyłkiem wśliźnie się do twojego umysłu i stanie się twoim panem, gdy cię zmusi, byś robił to, co ci każe. Mogą cię zmusić, żebyś zdradził najbliższych, a nawet zabił tych, których kochasz. Jeśli będziesz mieć szczęście, twój pan tylko rozszarpie cię od wewnątrz.
Sadler oblizał wargi, ale się nie odezwał.
Szepty w tłumie ucichły, kiedy w smugi światła wszedł człowiek dotąd obserwujący wszystko z głębi komnaty, zza kręgu członków rady.
Prokurator Lothain. Groźny wzrok utkwił w Magdzie Searus.
ROZDZIAŁ 16
Uśmiech Lothaina mroził krew w żyłach niczym szczerząca zęby czaszka.
– A skąd wiesz, lady Searus, że to nie magia Alrica Rahla rozdzierała cię od wewnątrz na strzępy?
– Magia lorda Rahla? – Magda patrzyła na niego z osłupieniem. – Dlaczego miałby robić coś takiego?
Lothain uniósł brew. Jego drwiący uśmieszek zniknął.
– Może dokładnie z tego samego powodu, dla którego stanęłaś przed nami: żeby twój wygląd tak przeraził ludzi, by przystali na jego plan przejęcia władzy i zapanowania nad całym Nowym Światem.
Stał niewzruszony jak głaz, prowokując ją, żeby temu zaprzeczyła.
– Wcale nie o to chodzi. – Magda żałowała, że mówi takim obronnym tonem.
– Bo twój mąż cię przekonał, że Alricowi Rahlowi można ufać?
Magda przymknęła oczy. Nie miała ochoty przyznawać mu racji, lecz musiała coś powiedzieć. Wyprostowała się.
– Mój mąż opowiedział mi o jakże realnym zagrożeniu ze strony Nawiedzających Sny. Jako czarodziej wojny aż za dobrze wiedział, do czego są zdolni. Przez wiele lat, tak jak wszyscy, podziwiałam wiedzę i mądrość Baraccusa. W końcu obwołano go Pierwszym Czarodziejem przez wzgląd na szacunek, jakim go darzono. Jako Pierwszy Czarodziej pokładał wielką ufność w Alricu Rahlu. Obaj walczyli w tej wojnie po tej samej stronie. Obaj od początku się starali ocalić wszystkich naszych krajan przed rzezią.
Lothain leciutko się uśmiechnął, jakby ją przyłapał na przejęzyczeniu.
– Z twoich słów wynika, że mąż starannie ukształtował twoje poglądy na wiele spraw.