Właśnie w takich chwilach żałowałem, że nie mam dziewczyny na stałe. Kogoś, kto zapytałby mnie, co poszło źle, i pozwolił zrzucić ciężar z serca. Dziewczyny, w której objęciach mógłbym zapomnieć o oczach tracących wszelki wyraz na chwilę przed tym, kiedy ciało upadało na podłogę. Dziewczyny, która chciałaby być ze mną dla mnie samego, a nie z powodu mojego wyglądu lub dlatego, że nosiłem mundur.
Moje półprzytomne myśli powędrowały w stronę Rosie. Zamknąłem oczy, odcinając się od popołudniowego światła, i wyobrażałem sobie, jak miło byłoby leżeć koło niej, gdy oplata mnie ramionami i szepcze, że postąpiłem słusznie. Złość i wyrzuty sumienia trochę złagodniały i zasnąłem spokojniejszy.
Rozdział czwarty
Tydzień minął w mgnieniu oka. Kurt został skierowany do prac biurowych na dwa tygodnie, a ja poczułem się trochę lepiej. Z drugiej strony tak naprawdę niewiele można było mu zrobić. Dostał naganę z wpisaniem do akt i ostrzeżenie, że następnym razem zostanie przeniesiony do drużyny, która nie działa w terenie. Chciałem, żeby znowu się wychylił, bo dzięki temu miałbym go z głowy.
Była sobota. Urodziny Setha, dlatego wszyscy szykowaliśmy się do świętowania. Prawdę mówiąc, nie mogłem się ich doczekać, bo przez cały tydzień ciężko pracowałem i to była pierwsza okazja, żeby się rozładować. Ku mojemu zaskoczeniu miał się pojawić Ashton. Po narodzinach Camerona odwołał swój udział, ale potem zadzwonił i powiedział, że Anna namawia go, żeby przyszedł. Umówił się w tajemnicy z innym agentem ochrony, który miał jej pilnować w ten wieczór. Nie wydawał się jednak zadowolony z tego rozwiązania.
Stałem przed drzwiami ich mieszkania i patrzyłem, jak Ashton całuje Annę na pożegnanie i szepcze coś, co wywołało jej uśmiech. Głośno odchrząknąłem.
– Nie możecie zaczekać, aż zniknę wam z oczu? Rzygać mi się chce, kiedy patrzę na takie sceny. – Zakasłałem teatralnie, udając, że się dławię. Marzyłem o napiciu się czegoś mocniejszego, a nie o patrzeniu, jak tych dwoje zachowuje się niczym zakochane nastolatki.
Anna roześmiała się i odepchnęła Ashtona od siebie.
– Nie pozwól mu wymiotować na dywan – zażartowała.
Skinąłem do niej głową na znak, że się z nią zgadzam, i skrzyżowałem ramiona na piersi.
– Zbieraj się, Ashton. Twoja kobieta chce mieć na wieczór wolną chatę, a poza tym marnujemy bezcenny czas, tkwiąc tu zamiast się napić.
Ashton popatrzył na mnie i Bradleya, agenta Secret Service, który miał czuwać nad Anną i Cameronem podczas jego nieobecności.
– Tak naprawdę wcale nie chcę iść – wymamrotał.
Anna westchnęła i zrobiła minę zbitego psa. W tej samej chwili było po nim. Nigdy nie widziałem, żeby nie postawiła na swoim, bo w jej rękach stawał się miękki jak wosk, o czym zresztą oboje wiedzieli. Złapała go za przód koszuli i wsunęła palec za kołnierzyk.
– Idź ze swoimi kumplami. Dziecku i mnie nic nie będzie, a ty potrzebujesz trochę luzu. Jesteś zbyt spięty, Ashtonie. – Obróciła się do mnie i uśmiechnęła. – Dopilnuj, żeby się dobrze bawił.
– Obaj spijemy się w trupa – zapewniłem ją, ignorując protesty Ashtona.
Anna wskazała frontowe drzwi.
– Wynoście się i nie wracajcie, dopóki nie będziecie pijani i w świetnych humorach.
Ashton potrzebował jeszcze kilku minut, żeby zostawić ją i nowo narodzonego synka pod opieką innego ochroniarza. Kiedy patrzyłem na niego, jak poważnym głosem instruował Bradleya, co miał robić na wypadek kryzysu, zastanawiałem się, czy kiedykolwiek znajdę się w sytuacji, gdy czyjeś bezpieczeństwo i szczęście będą dla mnie ważniejsze od własnego. Szczerze mówiąc, nie bardzo w to wierzyłem, bo przecież nie było na świecie dwóch dziewczyn tak niesamowitych jak Anna. Myślami wróciłem do Rosie – co ostatnio często mi się zdarzało i doprowadzało mnie do szału. Tego wieczoru jednak przysiągłem sobie skupić się jedynie na dwóch rzeczach: seksie i alkoholu. Zabroniłem Rosie i jej pięknemu uśmiechowi wdzierać się do moich snów dzisiejszej nocy, gdy znowu będę spał sam.
Kiedy dotarliśmy do baru, Seth był już pijany. Opierał się ciężko o kontuar i pił z naszymi dwoma innymi bliskimi kumplami, Wayne’em i Ryanem. Stanęliśmy przy barze, a ja zamówiłem osiem tequili. Ashton jęknął i zmarszczył czoło.
– Anna kazała mi cię dzisiaj upić, żeby mogła cię potem wykorzystać – ironizowałem.
Zaśmiał się.
– I tak by to zrobiła, niezależnie od tego, czy byłbym pijany, czy nie.
– Tak, tak, ale dodała, że jeśli naprawdę cię spiję, to mnie również wykorzysta, dlatego mam zamiar schlać cię tak, żebym musiał nieść cię do domu, a potem trochę się zabawię z twoją żoną. – Wykrzywiłem usta przekornie, wywołując tym jego śmiech. Wiedział, że żartowałem. Sama myśl o tym, że Anna mogłaby przespać się z kimś innym, była zupełnie niedorzeczna. Kiedy kieliszki zjawiły się na kontuarze, podałem chłopakom cztery, a Ashtonowi i sobie przysunąłem po dwa.
– Musimy nadgonić – wyjaśniłem, widząc przerażenie na jego twarzy. – Na trzy.
Po kilku kolejkach nadal staliśmy przy barze, gadając i śmiejąc się. Czułem się trochę wstawiony, ale jeszcze nie pijany. Kiedy mijała nas grupa dziewczyn, Ashton chwycił jedną z nich za rękę i zmusił do zatrzymania się.
– Hej! – krzyknęła ze złością, wyrywając dłoń z uścisku. Na jej widok zaparło mi dech w piersiach. To była ona. Dziewczyna, o której myślałem od pięciu dni. Jedyna dziewczyna, której nie udało mi się poderwać. Jej twarz złagodniała natychmiast, gdy spojrzała na mojego najlepszego przyjaciela.
– Och, Ashton! Przepraszam, nie wiedziałam, że to ty. – Podeszła bliżej i serdecznie go uściskała.
– Cześć, Rosie. Co ty tu robisz? Wydawało mi się, że miałaś dziś iść na kolację z siostrą. – Spojrzał ponad jej ramieniem i uśmiechnął się do grupy dziewczyn, z którymi przyszła.
– Aha. I byłyśmy na kolacji, ale potem dziewczynom zachciało się potańczyć.
Zerknęła na mnie przez sekundę, ale można było pomyśleć, że mnie nie poznała. Skuliłem się w sobie. Nie rozpoznała mnie? Musiałem zrobić jeszcze mniejsze wrażenie, niż mi się wydawało!
– A gdzie jest DJ? – zapytał Ashton.
Spojrzenie Rosie złagodniało na dźwięk tego imienia. Nastawiłem uszu. Czy DJ był facetem, z którym chodziła i którego kochała?
– Nadal jest w Barstow. Przyjedzie we wtorek, jak już się tu zagospodaruję. – Uśmiechnęła się, szczęśliwa.
Omiatałem ją spojrzeniem. Tego wieczoru wyglądała niesamowicie. W szpitalu, ubraną w dżinsy i trampki, uznałem za piękną, teraz jednak jej widok porażał. Obcisła czarna spódniczka sięgała do połowy ud, sprawiając, że jej nogi zapraszały do pieszczot. Granatowa bluzka dawała pojęcie o tym, co znajdowało się pod spodem. Włosy miała rozpuszczone – opadały na plecy luźnymi falami. Każdy centymetr jej postaci sprawiał, że ślinka napływała mi do ust. Mózg mi się gotował, bo gorączkowo kombinowałem, jak ją zagadnąć. Miałem tego wieczoru kolejną okazję, by sprawić, żeby zapomniała o swoim