Zdobyć Rosie. Początek gry. Kirsty Moseley. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Kirsty Moseley
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Любовно-фантастические романы
Год издания: 0
isbn: 978-83-276-3118-3
Скачать книгу
Wyglądało na to, że nie przepadała za LA i będzie jej brakowało mamy, która mieszkała w Barstow. Mimo wszystko jednak ekscytowała ją perspektywa wykonywania wymarzonej pracy, a także bliskość Anny i młodszej siostry.

      Rozmawialiśmy trochę o mojej pracy i miejscu, gdzie mieszkałem. Nie przestawałem jej podrywać, a ona cały czas spuszczała mnie ze schodów. Rosie okazała się niesamowicie zabawna i mądra, a ja musiałem łykać jej upokarzające komentarze. Przez całe dwie godziny jazdy nie zapadła między nami nawet na chwilę krępująca cisza. Zwykle po niedługim czasie nie mam już dziewczynie nic do powiedzenia ‒ mój język jest dawno zajęty czym innym ‒ ale Rosie najzwyczajniej przykuwała moją uwagę.

      Zauważałem drobiazgi, które wywoływały mój uśmiech, jak choćby sposób, w jaki używała rąk, kiedy mówiła o czymś, co było jej pasją, albo jak zagryzała dolną wargę, kiedy się skupiała. Albo jak bawiła się kosmykami włosów, które opadały jej na twarz, bo były za krótkie, żeby zatknąć je za ucho. Albo jak jej piwne oczy zdawały się skrzyć w przyćmionym świetle wagonu.

      Kiedy wjechaliśmy na stację, uśmiechnęła się i wstała.

      ‒ Dzięki za odstawienie do domu.

      Tak naprawdę chciałem odprowadzić ją pod drzwi i upewnić się, że bezpiecznie dotarła na miejsce. Było już grubo po północy, dlatego nie powinna sama błądzić ulicami.

      ‒ Muszę jeszcze sprawdzić, o której mam powrotny pociąg ‒ wymamrotałem, gdy wysiedliśmy.

      Okazało się, że jeden pociąg odjeżdżał za pięć minut, a następny za godzinę.

      ‒ Jak daleko stąd mieszkasz? ‒ zapytałem, rozglądając się po pustej stacji.

      Rosie uśmiechnęła się i założyła torbę na ramię.

      ‒ Niecałe dziesięć minut drogi. Dzięki za kolację i dotrzymanie mi towarzystwa.

      ‒ Nie ma sprawy. ‒ Zdjąłem kurtkę i okryłem jej ramiona, obejmując ją jednocześnie niby od niechcenia i kierując w stronę głównego wejścia.

      Zatrzymała się i zmarszczyła czoło, patrząc na mnie.

      ‒ Nate, wsiadaj do pociągu, zanim odjedzie.

      ‒ Pojadę następnym, a teraz odprowadzę cię do domu. ‒ Objąłem ją mocniej ramieniem.

      ‒ Jesteś pewien? Bo tu jestem już całkiem bezpieczna.

      ‒ Ale i tak chcę cię odprowadzić.

      Nie strząsnęła mojej ręki. Niewielka postać Rosie idealnie wpasowywała się pod moje ramię.

      ‒ W porządku, dziękuję. ‒ Ciaśniej opatuliła się kurtką i uśmiechnęła z wdzięcznością, gdy owiał nas wiatr. ‒ O której musisz jutro być w pracy? ‒ zapytała, kiedy znaleźliśmy się na słabo oświetlonej ulicy.

      ‒ O piątej ‒ odpowiedziałem, krzywiąc się.

      Zatrzymała się i westchnęła głośno.

      ‒ O piątej rano? Nie będziesz miał czasu się przespać! Powinieneś pojechać wcześniejszym pociągiem. Mógłbyś przynajmniej pospać przez dwie godziny przed pracą.

      Na widok powagi i troski malujących się jej na twarzy poczułem ciepło w środku.

      ‒ Możemy iść dalej, Rosie? Jest późna noc, a na ciemnych ulicach mogą się czaić różni popaprańcy czekający tylko, żeby wykorzystać kogoś tak przystojnego jak ja ‒ zażartowałem, rozglądając się wokół z udawanym przerażeniem.

      Roześmiała się i pokręciła głową.

      ‒ Nie bój się, mały. Ja cię obronię.

      Tak jak powiedziała, do jej mieszkania nie było daleko. Po dotarciu do bloku wszedłem za nią i zatrzymaliśmy się przed drzwiami. Rosie popatrzyła na mnie i bawiła się kluczami w ręku, przestępując z nogi na nogę jakby skrępowana.

      ‒ Nie mogę cię zaprosić. Przepraszam.

      Nawet na to nie liczyłem.

      ‒ W porządku. Może kiedy przeniesiesz się do Los Angeles, jakoś się skontaktujemy i zorganizujemy coś? ‒ Zaproponowałem, siłą woli powstrzymując się od pocałunku. Dolna warga jej ust wyglądała niewiarygodnie kusząco, zwłaszcza gdy zagryzała ją, tak jak w tej chwili. Moje ciało marzyło, by przywrzeć do tej dziewczyny, przycisnąć ją do ściany, zerwać z niej ubranie i wędrować językiem po każdym centymetrze jej ciała. Przeczesałem jednak tylko ręką włosy i starałem się nie okazywać pożądania.

      ‒ Nie wydaje mi się, Nate ‒ odpowiedziała niemal przepraszająco.

      ‒ Bo masz już faceta? ‒ spytałem, omiatając wzrokiem jej twarz, czyhając na każdą oznakę niezdecydowania. Może jeśli ją pocałuję, odwzajemni pocałunek… A może po prostu da mi w pysk. Postanowiłem nie ryzykować. Najwyraźniej nie była mną zainteresowana, a ja nie umiałem zapanować nad zazdrością, która we mnie narastała. Przez ostatnie kilka godzin zdążyłem się zorientować, jaka świetna z niej dziewczyna. Jej chłopak to szczęściarz. Miałem nadzieję, że zdawał sobie z tego sprawę.

      ‒ Aha ‒ wyszeptała, kiwając głową.

      ‒ W porządku. Miło było cię poznać i prześladować przez parę godzin. Świetnie się bawiłem, dzięki. Pierwszego maila od prześladowcy powinnaś dostać w ciągu kilku dni ‒ zażartowałem, starając się zamaskować rozczarowanie.

      Rosie zachichotała i oddała mi kurtkę.

      ‒ Nie mogę się doczekać.

      Założyłem kurtkę, nagrzaną jej ciałem. Spojrzałem na nią ostatni raz, obróciłem się i wróciłem na stację. Kiedy tam siedziałem, sącząc lurowatą kawę z papierowego kubka, obsesyjnie zastanawiałem się, czy ta dziewczyna nie była moją Anną, idealną drugą połówką. Jednak to i tak bez znaczenia, bo równie dobrze mogłem dla niej nie istnieć.

      Wróciłem do domu na ostatnich nogach. Oczy mnie piekły. Dochodziła czwarta nad ranem. Miałem trochę ponad godzinę do rozpoczęcia pracy. Wziąłem gorący prysznic, żeby pobudzić jakoś mięśnie. Założyłem czysty mundur i stawiłem się w wydziale przed czasem, bo postanowiłem przeczytać instrukcje i rozkazy dotyczące akcji, którą przeprowadzaliśmy tego dnia.

      Razem z dziesięcioosobową drużyną mieliśmy wkroczyć do wieżowca w śródmieściu, w którym namierzono handlarza narkotyków. W jego otoczeniu działał podstawiony gliniarz ‒ to od niego przyszła informacja, że duża transakcja miała być finalizowana tego dnia o siódmej. Dowodziłem snajperami ‒ w sumie było nas czterech ‒ i mieliśmy zająć strategiczne pozycje po drugiej stronie ulicy. Plan przewidywał, że pozostałych sześciu agentów wejdzie do budynku i zabezpieczy cele już po uniemożliwieniu transakcji. Sekcja techniczna zawczasu rozmieściła w wieżowcu kamery, mikrofony i detektory ruchu, dzięki czemu mogliśmy oglądać dobijanie interesu, zanim wkroczymy do akcji. Zapowiadało się na standardową procedurę, bo mniej więcej tak wyglądała każda operacja, poza tym, że mieliśmy uważać na policjanta, który przeniknął do gangu. Zerknąłem na zdjęcie, żeby rozpoznać go podczas akcji.

      Po skończeniu lektury oparłem czoło na ramieniu i czekałem na zjawienie się pozostałych agentów. Musiałem zasnąć, bo podskoczyłem, kiedy ktoś uderzył mnie w tył głowy. Russell, kumpel z drużyny, zaśmiał się złośliwie, strasznie z siebie dumny.

      ‒ Dupek ‒ warknąłem zmęczonym głosem, kiedy rozparł się na krześle obok mnie.

      ‒ Kolejna dziewczyna męczyła cię całą noc? ‒ zapytał, kręcąc głową. Russell był żonaty i nigdy nie aprobował moich opowieści o dziewczynach.

      Uśmiechnąłem