13. Warszawa, 1943
– Zrąbany jestem jak po świniobiciu – mruknął Franek, gdy ciężarówka wypełniona wiktuałami dojeżdżała do Warszawy.
– A mnie się ten typek, Gruber, wcale nie podoba. Jakiś taki opryskliwy był, a przecież zarabia na nas kupę forsy – odpowiedział zdegustowany Lewin.
– Dajże spokój, Emil. My im śmierdzimy jak onuce ruskiego żołdaka. Tylko szmal nie śmierdzi, to sprzedaje nam towar. Zresztą w białku stoi napisane, że to dla jego rodaków w stolicy wieziemy. Inaczej od razu by nas zakapował. – Franek machnął ręką.
– Lepiej kierownicę trzymaj, bo na koniec to do jakiego rowu się wpakujemy i będzie po interesie. A widzisz, tak narzekasz na moją Renatkę, a to dzięki niej te wszystkie legalne dokumenta mamy. – Emil uśmiechnął się, zapominając na chwilę o nieprzyjemnym partnerze w interesach, Gruberze, i zaczął liczyć w myślach pieniądze, jakie uda mu się zarobić.
– Ja tam ci już rzekłem kiedyś: folksdojczki bym nie chędożył i nie nawijaj mi tu makaronu na uszy, że ona taka akuratna. Ale co tam, mnie ganc pomada, byle tylko ta szantrapa nam parku sztywnych nie załatwiła. Ostatnio jakaś taka wazelina była, że mucha nie siada. Tutaj niby kawka, ciasteczko, a tak mnie na spytki brała, żem cykora zawiaczył, aż mi to jej ciasteczko w cherchelu się zaklinowało. Ty coś wiesz, co ona taka? – zapytał „Diamentowa Rączka”.
– Miła chciała być dla ciebie, no co chcesz. I Szymkowi zaczęła matkować. A że o Hankę pyta… Pewnie martwi się o przyszłą bratową. Ale ty jej lepiej nie mów, że Hanka w tym Magnuszewie mieszka, a wiadomo, czy nie chlapnie czego w robocie albo gdzieś. Baby to co w głowie, to na języku, a ty potem się martw, chłopie.
Nie podejrzewał Renate o żadne złe intencje, Szymek nawet mu wygadał, że chciała Hankę zaprosić do ich mieszkania. Jednak w istocie już raz przez niego siostra na Pawiaku wylądowała, więc wbił sobie do głowy, że nikomu słowa nie powie, gdzie Hanka zakotwiczyła na czas wojny. Teraz bywało różnie. Wścibscy sąsiedzi, ploteczki i już mogłoby to stanowić publiczną tajemnicę. I jeszcze Hanka miała dwójkę małych dzieci na karku. Gdy widział ją ostatni raz, była w zaawansowanej ciąży, a przecież Nadia też ledwo co z pieluch wyrosła.
Dziwił się jedynie, że Renate wypytywała Franka o cokolwiek, bo z reguły wyrażała się o nim mało pochlebnie. Nie lubiła Polaków, ale lubiła jego, i sądził, że być może dlatego starała się być miła dla jego przyjaciół. Mylił się. Renate lubiła jedynie siebie. I robiła wszystko, żeby zadowalać własną próżność, karmić siebie uczuciem władzy i brakowało jej do szczęścia tylko majątku i dobrze sytuowanego małżonka. Panna Zoll przeszła kolejną przemianę, zmieniając się z kobiety ceniącej sobie wolność i święty spokój na krwiożerczą lwicę, gotową rozszarpać każdego, kto stanie jej na drodze, po to tylko, by mogła osiągnąć to, czego pragnęła. Miłość okazała się tylko frazesem, a droga ku władzy i bogactwu mogła wieść jedynie poprzez małżeństwo. Nie chciała więc zadowalać się byle czym, jeśli to, od czego niegdyś tak pragnęła uciec, okazało się nieuniknione.
Kiedy kolejny raz przekraczała próg biura Vadera, już oczami wyobraźni widziała go siedzącego w gabinecie ich przepastnego domu, gdy tymczasem ona będzie plotkowała w salonie z koleżankami, które będą zazdrościły jej wszystkiego.
– I cóż, panno Zoll? Wciąż jesteśmy w punkcie wyjścia – mruknął Vader, nawet nie podnosząc głowy znad papierów.
– Niestety… – bąknęła, nieco zmieszana chłodnym przywitaniem.
– Ale… doceniam starania. – W końcu podniósł głowę i obdarzył Renate uśmiechem.
– Dziękuję – powiedziała cicho, bo ów uśmiech na ustach szefa gestapo niekoniecznie musiał oznaczać sympatię i aprobatę, a na przykład złośliwość.
Erich wstał zza biurka, podszedł do Renate, po czym złożył pocałunek na jej dłoni i oznajmił:
– Pojedziemy za miasto. Na porządny obiad. Znam pewną cichą gospodę z pokojami gościnnymi na piętrze.
– Teraz? – zdziwiła się.
– Tak. Zaraz wydam odpowiednie dyspozycje i ktoś będzie musiał dzisiaj zastąpić cię w pracy na dłużej niż na godzinę… – Vader uwodzicielsko przeciągał sylaby.
„A więc to tak się sprawy mają” – pomyślała Renate. Jeszcze nie dalej jak rok temu zapewne nie miałaby żadnych obiekcji, by zjeść dobry obiad z przystojnym mężczyzną, a potem pójść z nim do zacisznego pokoju, by uprawiać seks. Jednak w związku z Vaderem miała inne plany. Nie mogła sobie pozwolić, by traktował ją jedynie jako zabawkę do łóżka.
„Gospoda” – jak to określił szef gestapo – była uroczą, klimatyczną restauracją, znajdującą się w barokowym pałacyku położonym kilkanaście kilometrów od Warszawy. Niegdyś ów obiekt należał do znamienitej polskiej arystokratycznej rodziny, jednak wraz z wybuchem wojny zmienił nie tylko nazwę na niemiecką, ale także właściciela. Przyjeżdżali tu na krótki odpoczynek ważni oficerowie, zwłaszcza ci, którzy mieli ochotę na szybki i niezobowiązujący romans. Jedzenie było wyśmienite, pokoje schludne, a wokół rozciągał się park, w którym stały fikuśne ławeczki. Gdzieniegdzie połyskiwała w słońcu niewielka sadzawka albo wkomponowana była w krajobraz ozdobna fontanna. Prowadzący ten przybytek Ulrich Mainz twierdził jednak, że ów park jest jedynie ozdobą pałacu, wszak nie widział jeszcze, aby któryś z oficerów ciągnął do niego swoją wybrankę na spacer.
Usiedli przy oknie wychodzącym na dziedziniec pałacu i zamówili posiłek oraz butelkę wina. O tej porze dnia było prawie pusto, na kamienistym podjeździe stał jedynie samochód służbowy Vadera, a obok, na niewielkim parkingu, zaledwie trzy auta. Ten środek lokomocji był w zasadzie jedynym, jakim można było przybyć w to miejsce. Chyba że ktoś miał ochotę przyjechać pociągiem i zrobić sobie kilkunastokilometrowy spacer, jednak tacy śmiałkowie raczej się nie zdarzali.
– Jesteś taką atrakcyjną kobietą, Renate… Dlaczego jeszcze żaden mężczyzna cię nie usidlił? Wybacz mi śmiałość, ale trochę się już znamy, atmosfera jest taka przyjemna i niezręcznie mi mówić do ciebie „panno Zoll”. Ja również nie będę miał nic przeciwko temu, abyś zwracała się do mnie po imieniu – zaproponował niskim głosem Vader.
– Oczywiście, Erichu, będzie mi bardzo miło. Mogłabym zadać ci podobne pytanie… – Spuściła wzrok, odgrywając rolę spłoszonej dziewicy.
– Całkowicie poświęciłem się pracy i karierze. Przed wojną mieszkałem w Berlinie. Mój ojciec był komisarzem w policji kryminalnej, najlepszym… Bardzo chciałem mu dorównać i wciąż mi się zdawało, że to nigdy nie nastąpi. Nie były mi w głowie kobiety, a potem nadeszła wojna, oddelegowano mnie do Polski i teraz tylko patrzę, żeby bandyci nie odstrzelili mi łba. To wciągająca gra. Czy oni mnie, czy ja ich… Keniga zgubiło to wszystko, co wiąże się z wysokim stanowiskiem. Pochwały, luksus i przeświadczenie, że może wszystko, a i tak nikt mu nic nie zrobi. Ja jestem inny. Ja jestem ambitny i nie odpuszczę. Czy wiesz, że udało mi się zatrzymać najważniejszych ludzi z warszawskiego ruchu oporu i tego całego ich komendanta? Dokonałem tego… Jednak nie było wśród nich ani Juliana Chełmickiego, ani Alicji Ross. I chociaż powinienem być dumny, ta dwójka uwiera mnie jak za ciasne buty. Zamordowali niemieckiego oficera i powinni za to zawisnąć na stryczku. Dlatego jestem cierpliwy, jak myśliwy ukryty