Nie był to pierwszy raz, kiedy Janek głośno opowiadał dowcipy o Niemcach i Hitlerze albo złorzeczył na „szwabskich skurczybyków”. Walter nie zwracał na to uwagi, udając, że nie słyszy, póki byli we własnym gronie i raczej było mało prawdopodobne, żeby ktoś ich usłyszał, miał to w nosie. Teraz jednak Janek zachowywał się po prostu nieodpowiedzialnie.
– Zamknij się, jasne? – warknął Walter po polsku z nieco twardym akcentem.
– Bo co? – odpyskował mu chłopak. – Polecisz z pyskiem na posterunek?
– Bo żreć dzisiaj nie dostaniesz. W swojej oborze możesz gadać, co ci się podoba, ale jak ludzie obcy łażą, masz mordę zamknąć. – Walter zdenerwował się bezczelnością Janka.
– Szwabska menda. Żeby was wszystkich Ruskie jak wszy na kołnierzu wybili – mruknął pod nosem Janek i powrócił do pracy. Na szczęście posłuchał Waltera i w ogóle przestał się odzywać.
Kilka minut później, gdy Walter wrzucał ostatnie snopki na wóz, podeszła do niego Brygide. Podparła dłonie na swoich rozłożystych biodrach i wysyczała:
– Nie taka była umowa, panie dezerterze.
– Nie bardzo rozumiem, o czym mówisz.
Walter zdenerwował się kolejną interwencją Brygide. „Nie każ mu nosić wody, bo doniosę”, „Puść go wcześniej z pola, bo matce powiem” i tym podobne historie. Już to kiedyś przerabiał. Z Renate Zoll. Być może gdyby wtedy ostro zareagował, nie musiałby spędzić wielu miesięcy na froncie wschodnim. Dlatego postanowił, że Brygide Lagendorf ostatni raz potraktowała go w ten sposób.
– Idź! – warknął. – Leć i rozgadaj wszystkim, że nie stawiłem się na komisję. Dadzą mi może pakę, może znowu wyślą na front, ale jeśli powiem komu trzeba, że twój kochaś kombinuje z partyzantami, to postawią go pod ścianą i będzie po kochasiu. Nie mówiąc już o tym, co będzie, jak się matka dowie.
Zarumieniona twarz Brygide zrobiła się jeszcze bardziej czerwona. Nie tego spodziewała się po kulturalnym, nieco wystraszonym najemniku. Dotychczas spełniał jej życzenia dotyczące Janka, a teraz nagle postawił się i odpłacił jej pięknym za nadobne.
– A może tyś zazdrosny jest o niego, co? Że to on mnie ma, a nie ty? – zapytała złośliwie.
– Posłuchaj, Brygide. Nie wiem, co ty masz w głowie, ale zastanów się, czy pobłażając Jankowi nie narażasz go bardziej ode mnie. Sądzisz, że jeśli ten twój kawaler będzie chlapał, co mu ślina na język przyniesie i któryś z twoich sąsiadów to usłyszy, będzie równie wyrozumiały, co ja? – Walter próbował po dobroci przetłumaczyć oczywiste, zdawałoby się, kwestie.
– Ale straszysz go, że mu jeść nie dasz – burknęła.
– W porządku, już nie będę. Po prostu następnym razem skopię mu dupsko – warknął Walter i powrócił do swojego zajęcia, uznając, że powiedział już wszystko w tym temacie.
Brygide chciała jeszcze coś dodać, ale zobaczyli na polu Lilly, narzeczoną po poległym bracie Brygide, Rudolfie. W przeciwieństwie do swojej przyjaciółki Lilly była drobna, niewysoka, miała długie jasne włosy i delikatną urodę. Dziewczyna podeszła do nich i zapytała:
– Dzisiaj przy jeziorze Gąski robią ognisko. Przyjdziecie?
– Oczywiście, Lilly. – Walter uśmiechnął się, bo dziewczyna budziła w nim niemal ojcowskie instynkty i chyba nie mógłby jej niczego odmówić.
– Ty, oczywiście, też będziesz? – zwróciła się do Brygide i puściła do niej oko.
– Na początku na pewno. – Zachichotała Brygide, dając przyjaciółce do zrozumienia, że później wymknie się z imprezy, by pobyć w towarzystwie Janka.
– Dopiero dzisiaj dostrzegłem, że Lilly jest taką śliczną kobietą – powiedział z westchnieniem Walter, gdy dziewczyna oddaliła się w stronę piaszczystej drogi.
– Widzę, że tobie to się każda podoba – mruknęła Brygide, co było zapewne przytykiem do jego propozycji sprzed kilku tygodni.
Walter już nic nie odpowiedział, tylko wsiadł na kozioł i wolno ruszył wozem w kierunku stodoły Lagendorfów.
Pod wieczór ubrał się w białą, płócienną koszulę, która należała niegdyś do Rudolfa, syna Gertrude, oraz skropił się kilkoma kroplami wody kolońskiej. Brygide również postarała się, aby wyglądać tego wieczoru ponętnie. Gertrude popatrzyła na nich, gdy opuszczali domostwo i stwierdziła:
– Piękna z was para. A ty, Franz, jak z gazety wycięty. Moja Brygidka to pracowita dziewczyna. I ugotować potrafi, i w polu zasuwa jak chłop. Ale jak się wymaluje i kieckę porządną założy, to jak prawdziwa dama się prezentuje.
Brygide odwróciła wzrok i Walter zauważył, że ostatkiem sił powstrzymuje śmiech. Jego też bawiły zabiegi Gertrude. A może po prostu dała im do zrozumienia, że w pełni zaakceptuje ich zażyłość? Zapewne najchętniej od razu pobiegłaby do kościółka w Seehag, by dać na zapowiedzi. Nie miała pojęcia, że na związek tej dwójki szans nie ma żadnych. Brygide była wręcz nieprzytomnie zakochana w Janku, a Walter po okresie przykrych doświadczeń nagle ożywił się, gdy spotkał na swojej drodze kruchą Lilly Berg, niedoszłą żonę Rudolfa, którego koszulę tak starannie odprasowała mu Gertrude.
By jeszcze bardziej zmylić matkę, Brygide wsunęła dłoń pod ramię Waltera i uśmiechnęła się do niego czule. Walterowi nie przeszkadzałyby z pewnością te aktorskie popisy dziewczyny, ale jeśli uda mu się uwieść Lilly, jak to później wytłumaczy dobrodusznej gospodyni?
Dotarli na niewielką plażę, gdzie miejscowi chłopcy, najczęściej nieco poturbowani na wojnie, dzięki czemu mogli powrócić z frontu, strugali patyki do pieczenia kiełbasek. Pośrodku plaży płonęło ognisko, wyrzucając w niebo iskry. Jezioro spowiła mgła, zapowiadająca, że kolejny dzień będzie równie słoneczny i bezchmurny, jak poprzedni.
Walter niemal od razu dostrzegł Lilly. Stała oświetlona przez płomienie i w różowej sukience prezentowała się naprawdę słodko. Włosy związała w koński ogon i przypominała raczej małą dziewczynkę aniżeli dorosłą kobietę. Już miał do niej podejść, gdy dostrzegł kulejącego chłopaka ze zmierzwioną fryzurą i kuflem piwa robionego domowymi sposobami. Wziął Lilly pod rękę, ale ta delikatnie odsunęła się od niego i zmieniła wyraz twarzy z radosnego na nieco przygnębiony. Walter momentalnie znalazł się przy parze i udając, że niczego szczególnego nie zauważył, ukłonił się dziewczynie, a potem wyciągnął dłoń w kierunku chłopaka.
– Nazywam się Franz – powiedział, uśmiechając się sztucznie.
– Hans – mruknął chłopak i dodał, marszcząc czoło: – Jestem przyjacielem Rudolfa, narzeczonego Lilly. Zanim umarł w lazarecie, poprosił mnie, żebym zaopiekował się jego ukochaną.
„To chyba niezbyt dobrze się nią zaopiekowałeś, jeśli chciała utopić się w jeziorze” – pomyślał z przekąsem Walter.
– Jak dobrze, że przyszedłeś, Franz. – Lilly uśmiechnęła się i dodała: – Zaostrzysz mi patyk na kiełbaskę?
– Oczywiście, Lilly. Będziesz miała najpiękniejszy patyk do kiełbasek w całej Seedorf. – Również się uśmiechnął, dając tym samym do zrozumienia, że tego wieczoru to on wystąpi w roli opiekuna Lilly.
Jednak Hans nie dawał za wygraną. Zapewne wypił