Pod wieczór była już pewna swojej decyzji. Wyjedzie do Warszawy z dziećmi, zaś inwentarz i psa pozostawi pod opieką Ireny. Przez moment przyszła jej do głowy myśl, żeby na jakiś czas powierzyć dzieci Irenie, przygotować w Warszawie miejsce do życia, a potem po nie wrócić, jednak nie potrafiła sobie wyobrazić, że mogłaby je stracić z oczu nawet na kilka dni. Już kiedyś przeżyła rozstanie z Nadią i przypłaciła to załamaniem nerwowym. Drugi raz do tego nie dopuści. Dzieci były dla niej najważniejsze.
Wyciągnęła z szuflady papier i zaczęła pisać list do Hermanna. Napisała prawdę. Nigdy nie słyszała o Ottonie Kriegem i jest pełna trwogi, że znowu ktoś ją szuka. Dodała także, że w ciągu dwóch lub trzech tygodni opuści dom koło Magnuszewa, uda się do Warszawy, a on, jeśli ma taką moc sprawczą, niech przez ten czas zwodzi tego niemieckiego oficera i broń Boże nie zdradza jej miejsca pobytu. A najlepiej niech wymyśli jakiś fikcyjny adres, dzięki czemu zyska na czasie.
Po tygodniu, gdy Hanka przez cały poranek wypatrywała listonosza, niczym czułego kochanka, nieoczekiwanie późnym wieczorem zjawił się Hermann Ritz we własnej osobie. Hanka szykowała się już do snu, miała na sobie koszulę nocną i rozpuszczone włosy, gdy poznała odgłos zatrzymującego się samochodu. Wyjrzała przez okno, nieco wystraszona, ale gdy ujrzała wysiadającego Hermanna, odetchnęła z ulgą. Otworzyła zasuwę drzwi i stanęła w progu, czekając na człowieka, który teraz był jej jedyną nadzieją.
– Haniu, kochana moja… – powiedział, niemal wbiegając po schodkach do sieni.
Przytulił ją mocno i zaczął wodzić palcami po delikatnym batyście jej koszuli nocnej, którą miała jeszcze z czasów przedwojennych i która przypominała Hance, że kiedyś żyła w luksusie i dostatku. Nie w głowie jej były jednak czułości, była kompletnie rozbita i przerażona. Wtuliła twarz w mundur Hermanna i rozpłakała się. Już tak dawno nie wylewała łez, żyjąc w przeświadczeniu, że to, co najgorsze, już za nią, a teraz kolejny raz przekonała się, iż nic nie jest dane na zawsze.
– Haniu, nie płacz – pocieszająco szeptał Hermann. – Nie pozwolę ci zrobić krzywdy. Coś wymyślę. Moja Anne, pisałem ci o niej, już szuka dla ciebie jakiegoś lokum. To szalony pomysł, byś miała teraz powrócić do Warszawy. Tam nie będziesz bezpieczna. Ani w Zamościu. W grę wchodzi tylko jakieś odludne miejsce. Kochana moja, wiem, że wolisz miasto, że chciałabyś być na scenie, ale jeśli coś ci się stanie, żadne z tych marzeń się nie ziści. Ten Kriege to jakiś podejrzany typ. I należy do formacji, która nauczona jest, by nie mieć skrupułów. Niby taki przyjazny i uprzejmy, ale nie od dziś wiadomo, że na wschodzie to każdy dziczeje. A on podobno spod Kurska przyjechał, gdzie naszym wcale nie jest łatwo i obawiam się, że powtórzy się Stalingrad. Może w istocie nasze władze są zdesperowane i próbują odnaleźć tego całego Łyszkina. A że gestapo nie popisało się w tym względzie, to wysłali prawdziwych morderców. Nie wiem, naprawdę nie wiem, a boję się wypytywać o niego zbyt mocno, bo nie chcę, by ktoś zaczął węszyć. – Hermann mówił spokojnie, ani na chwilę nie wypuszczając Hanki z objęć.
– Boże, dlaczego ja? Hermannie, żebym miała jutra nie dożyć, nigdy nie pakowałam się w żadne podejrzane historie. Dlaczego wciąż na mnie polują? Nie mam pojęcia, gdzie jest Igor Łyszkin ani Alicja Ross i przysięgam ci na swoje dzieci, nie wiem, kim jest Otton Kriege. Tak się ucieszyłam, gdy napisałeś mi, że już nie jestem poszukiwana, sądziłam, iż za miesiąc, dwa powrócę do normalnego życia i własnego nazwiska – łkała Hanka.
Tak, nareszcie mogła wyrzucić z siebie swoje żale. Starała się być silna, przez ostatnie dwa lata nie robiła nic innego, tylko była silna, ale miała wrażenie, że doszła do ściany i nie może już bardziej się starać. Teraz był przy niej Hermann, wróg, ale i człowiek, dzięki któremu trzymała się jakoś, oraz osoba, która pomogła jej w chwili, gdy zdawało się, że znowu skończy na gestapo.
Ritz odsunął Hankę od siebie, wyciągnął chusteczkę i zaczął wycierać jej łzy. Pozwalał, by łkała i wyrzucała z siebie całą złość na wojnę, Niemców i los, który nie chciał okazać jej żadnej łaskawości. Nie mówił nic, gdy wyzywała jego nację od najgorszych barbarzyńców i gdy życzyła wszystkim Niemcom, aby smażyli się w ogniu piekielnym. Cóż miał jej powiedzieć? On też nie chciał tej wojny i starał się, mimo nasilonej propagandy, po prostu pozostać człowiekiem. Wiedział, że ludzie na niego pluli, tak jak w Magnuszewie, ale co z tego? Nie był ani święty, ani tak podły, jak niektórzy jego rodacy, ale tak jak i oni, miał ludzką krew na rękach.
Tej nocy nie kochali się. Leżeli przytuleni aż do świtu i niewiele mówili, a jedynie chłonęli swoją obecność. Gdy wzeszło słońce i nadszedł czas odjazdu Hermanna, ten powiedział rzeczowo do Hanki:
– Czekaj na mój list. Znajdziesz w nim nowy adres zamieszkania. I proszę, wybij sobie z głowy Warszawę. Tam na pewno cię dopadną.
– Dobrze – zgodziła się cicho i z niejaką ulgą, że kolejny raz Ritz zajął się jej sprawami.
– Haniu… – zaczął niepewnie Hermann, gdy stał już w drzwiach wyjściowych. – Chciałbym ci coś powiedzieć.
– Mów… – wyszeptała.
– Kocham cię, Haniu. Wiem, że nigdy nie będziemy razem, bo ty masz męża, a ja nie zdobyłbym się na to, by porzucić swoją rodzinę, ale chciałbym, żebyś to wiedziała. Być może pewnego dnia to minie, ale teraz po prostu tak jest. Wiem, że ty mnie nie kochasz, ale to nieważne. Cieszę się, że jesteś. To pozwala mi wiele znieść. Sama świadomość, że mogę się tobą zaopiekować, napisać do ciebie list i powiedzieć ci, że po prostu cię kocham… – Hermann spuścił głowę, jakby wstydził się własnych uczuć, a jednocześnie tego, że mimo miłości niczego jej nie może obiecać.
Hanka nie mogła powiedzieć Ritzowi tego samego. Owszem, bardzo go lubiła, szanowała i pociągał ją, ale nie było w niej uczuć, jakimi on darzył ją. Nie chciała go okłamywać.
– Wiesz, to piękna rzecz być kochaną przez takiego mężczyznę. – Uśmiechnęła się delikatnie i pocałowała Hermanna w policzek. Po chwili dodała: – To dobrze, że nie chcesz porzucić swojej rodziny, byłoby mi bardzo przykro, gdybyś to uczynił.
Kiedy tylko samochód Ritza odjechał sprzed domu, Hanka poczuła ogromną pustkę i samotność. Ale bała się już znacznie mniej. Jeśli Hermann ją kochał, to na pewno nie pozwoli, aby ktoś ją skrzywdził. Zajęła się codziennymi obowiązkami i już do końca dnia myślała jedynie o tym, jak zareaguje Irena na wieść, że tym razem Hanka wyprowadzi się znacznie dalej niż kilka kilometrów od Magnuszewa.
11. Kleine Seedorf/Natać Mała, 1943
Czas żniw był wyjątkowo męczący dla Waltera von Lossowa. Nigdy nie pracował w polu, właściwie fizyczne zajęcia były mu obce, może oprócz rutynowych ćwiczeń wojskowych dla oficerów. Nie były to jednak uciążliwe i męczące treningi, ponieważ od oficerów propagandy nie wymagano ani żelaznej kondycji, ani stalowych mięśni. Walczący na froncie żołnierze często z pogardą patrzyli na kompanię propagandową, nazywając ich „złotoustymi specjalistami do spraw paniki i entuzjazmu”. Dlatego gdy Walterowi przyszło posługiwać się kosą, wiązać snopki i wrzucać je na wóz, czuł każdy mięsień, pot lał się z niego strumieniami i chwilami miał wrażenie, że to kara boska za wszystkie złe uczynki, jakich się dopuścił.
– A wiesz, kto jest prawdziwie niemieckim człowiekiem? – Walter usłyszał głos Janka.
– No mów –