Prudence – pierworodna Demona i Felicity Cynsterów, najbliższa kuzynka Lucilli, jej przyjaciółka i czasami powiernica – nachyliła się i kiedy Marcus przerwał, by odpowiedzieć na pytanie Aidana, zagadnęła:
– Wybrałabym się z nimi… a ty?
To, że Prudence chciała zabrać się z chłopcami, nie zaskakiwało; uwielbiała konie od zawsze. Biorąc pod uwagę, że jej rodzice przepadali za zwierzętami, trudno się było temu dziwić.
Lucilla zastanowiła się nad jej propozycją. Spojrzała wzdłuż stołu na Louisę – o czarnych błyszczących włosach, jasnozielonych oczach i nieskazitelnych manierach. Pomyślała, że jeśli zostanie w domu, Louisa nie będzie odstępować jej na krok, a ta perspektywa wcale nie kusiła. Nie dlatego, że nie potrafiły znaleźć wspólnego języka – mimo płomiennych włosów Lucilli pod względem temperamentu były jak dwie krople wody – ale ponieważ za sprawą Pani Lucilla wiedziała, że Louisa miała któregoś dnia stać się kobietą o wielkiej władzy.
Gdy tylko były razem, Lucilla czuła silną potrzebę kierowania Louisą czy też doradzania jej – a jednocześnie wiedziała, że powinna się od tego powstrzymywać. Louisa musiała sama znaleźć drogę, bez niczyjej pomocy; przeszkody i wyzwania, które miała napotkać, były nie bez znaczenia, gdyż stanowiły przygotowanie do jej przyszłej roli.
Nie dało się tego wyjaśnić komuś, kto nie był przez Panią naznaczony. Dlatego…
Udział w wyprawie pozwoliłby jej zniknąć z domu na prawie cały dzień. Lucilla skinęła więc głową.
– Tak, chętnie pojadę – odrzekła.
Jak to miała w zwyczaju, zasięgnęła rady Pani – swego wewnętrznego kompasu – i jej oczy rozszerzyły się ze zdumienia.
Powinna pojechać z kuzynami. Ale po co…? Tego jak zwykle nie wiedziała.
Tymczasem na podwyższeniu, na końcu długiego stołu, w cieple dochodzącym z kominka, Helena, wdowa po poprzednim księciu St. Ives, spojrzała z pobłażliwością na zgromadzonych w sali. Uśmiechnęła się, bardziej do siebie niż kogokolwiek innego, na widok swoich wnucząt oraz wnucząt braci i sióstr.
– Dorastają – zauważyła.
W jej głosie brzmiała wielka satysfakcja.
Siedząca przy niej Algaria poprawiła szal na ramionach.
– Rosną, owszem. Są coraz starsi, niewątpliwie. Czy mądrzeją? Tego nie wiem.
Trzeci z ich grona, stary McArdle, zaśmiał się cicho.
– Są jak wszystkie młode istoty… nabiorą mądrości z czasem.
Algaria zamilkła, a potem mruknęła:
– Masz rację… każde z nich napotka przeszkody i problemy, lecz co z tego wyniknie… Możemy tylko zgadywać.
Helena nie pozwoliła, by niejasne sugestie Algarii zepsuły jej humor.
– Prawdę mówiąc, ostatnio, gdy tak patrzę, jak się potykają i przewracają, a potem wstają, najbardziej zdumiewa mnie to… jak ich życie się zmienia.
Algaria i McArdle spojrzeli na dzieci. Chociaż się nie odezwali, oboje skłonili głowy.
Helena uśmiechnęła się jeszcze szerzej, zadowolona, że przynajmniej z filozoficznego punktu widzenia ostatnie słowo należało do niej.
– Więc! – Prudence złożyła jasnowłosą głowę, całą w lokach, na poduszce, którą umieściła w nogach łóżka Lucilli. Miały spać na waleta, podczas gdy młodsze dziewczynki – siostra Prudence, Margaret, i ich kuzynki, Lydia i Amarantha – zajęły sienniki przed kominkiem. – Jutro jedziemy na wyprawę konną z innymi, a pojutrze, w dzień Bożego Narodzenia, będziemy jak zwykle jeść, pić i się weselić. – Przybrawszy wygodniejszą pozycję, ciągnęła: – Nie pamiętam… czy wy tu obchodzicie Dzień Świętego Szczepana? Z upominkami i tak dalej?
– Oczywiście, że obchodzimy. – Ułożona już pod kołdrą Lucilla uniosła głowę, aby spojrzeć na Prudence. – Ale tutaj nazywamy to święto Ucztą Świętego Szczepana, nie bez powodu ostrzegam. Jutro wieczorem albo w bożonarodzeniowy ranek mama prawie na pewno będzie oczekiwała od nas pomocy przy pakowaniu prezentów. To mniej więcej tak samo jak u stryja Sylvestra i cioci Honorii w Somersham… prezenty dla służących i ich rodzin. U nas, rzecz jasna, jest łatwiej, bo nawet nasi pasterze mieszkają we dworze, więc wszyscy będą na miejscu… a w każdym razie w Wielkiej Sali.
Prudence skinęła głową.
– Mamy więc co robić przez całą Gwiazdkę i dwa następne dni. A co później?
– Trzy dni na odpoczynek, przygotowania… i przyjdzie Hogmanay… koniec tego roku i początek następnego.
Prudence przez kilka minut milczała, a potem, mrużąc oczy, spojrzała ku głowie łóżka i pochwyciła spojrzenie Lucilli.
– Cieszę się na przyszły rok, a wiesz dlaczego? Bo to jeszcze nie będzie rok naszego debiutu.
Lucilla zrozumiała, co kuzynka ma na myśli.
– W pewnym sensie to ostatni rok naszego dzieciństwa, by się tak wyrazić.
– Powinnyśmy się postarać, aby był znaczący – zauważyła Prudence. Podekscytowana tą myślą, kontynuowała: – Róbmy to, co zawsze chciałyśmy zrobić, i nie pomijajmy niczego, co możemy wyprawiać jako dziewczynki, a co nie przystoi młodym damom.
Lucilla parsknęła śmiechem.
– Jak przejażdżka po St. James otwartym powozem?
– Otóż to! Czy jazda na łeb, na szyję przez park. Czyż to nie jest niedorzeczne, że jeszcze w przyszłym roku będę mogła robić to wszystko… codziennie przed południem, gdy będziemy w Londynie, jeśli tylko zechcę… a w następnym takie samo zachowanie zostanie uznane za nieprzyzwoite i gorszące?
– Społeczeństwo uwielbia zasady, choćby najgłupsze. – Lucilla urwała. – Hm, jeśli się nad tym zastanowić, przyszły rok będzie rzeczywiście doskonałą okazją, aby zrobić te wszystkie ryzykowne rzeczy. Lepsza część towarzystwa skupi się na koronacji i towarzyszącym jej wydarzeniom, tak że nikt nie zwróci na nas uwagi i nie będzie patrzeć na nas krytycznie.
– Słuszna uwaga – oznajmiła Prudence. Po chwili podjęła: – Muszę powiedzieć, że żal mi tych dziewcząt, które w przyszłym roku czeka debiut. Słyszałam, jak mama mówiła, że będzie szaleństwo z tymi wszystkimi przygotowaniami do koronacji: każdy, kto nie jest obcym monarchą, zginie w tłumie.
– Uhm.
Aczkolwiek nigdy nie powiedziałaby tego na głos, Lucilla wcale nie czekała na rok swojego debiutu, kiedy to razem z Prudence i Antonią Rawlings miały oficjalnie wejść w wielki świat. Spodziewała się, że to będzie strasznie nudne – i całkowicie pozbawione sensu. Podejrzewała, że jej matce to właśnie najbardziej się w tym wszystkim podoba, ale wątpiła, czy tak jest w przypadku ojca, niezależnie od tego,