Annabelle potwierdziła.
– A tutaj się mówi, że zachowuje ją do zachodu słońca w Dzień Świętego Szczepana. – Po chwili dodała: – Przez półtorej godziny nikt nie będzie tu zaglądał, nawet żaden ze służących.
– Myślicie, że możemy zostawić jemiołę tam, gdzie jest? – Therese spojrzała na kosz.
– Nikt jej nie zauważy, dopóki będzie przykryta porządną warstwą ostrokrzewu – odparła Louisa. – Można by tak to urządzić, by kosz stał się elementem dekoracji.
– Uprzedzę lokajów – rzuciła Annabelle.
Juliet zerknęła na dwóch służących, którzy pracowali przy najbliższym wejściu.
– Musimy zwrócić uwagę, dokąd zabiorą drabiny.
– Zostawią je gdzieś w pobliżu – mruknęła Annabelle. – Zwykle są trzymane w schowkach w pobliżu stajni, ale nikomu nie będzie się chciało po nie iść, gdyby coś spadło, więc zostaną schowane w jakimś kącie. Wymyślę powód, aby o to spytać.
– Dobrze… zdecydowałyśmy gdzie i jak. Tyle że, gdy tu wrócimy, będziemy musiały działać szybko i sprawnie. – Louisa spojrzała w oczy reszcie dziewcząt i uśmiechnęła się lekko. – A na razie możemy kontynuować zabawę przy wieszaniu ostatnich dekoracji.
Pozostałe odpowiedziały uśmiechami.
Daniel zatrzymał się przy Claire i zlustrował efekty pracy dziewczynek – oraz lokajów.
– Nie przestanie mnie zdumiewać, ile mogą dokonać nasze uczennice.
– Jeśli sobie coś postanowią – zwróciła mu uwagę. – W tym przypadku naprawdę im się chciało i muszę przyznać, że rezultaty są wspaniałe.
Jeszcze niedawno dość ascetyczna Wielka Sala teraz wyglądała odświętnie, przystrojona ostrokrzewem i jedliną, z szyszkami i ze świecami ustawionymi na wszystkich czterech kominkach oraz pośrodku długich stołów. Na kominkach płonął ogień; panowało ciepło, a tańczące płomienie rzucały na ściany pogodny blask.
Daniel, który przyglądał się przez chwilę czterem dziewczętom kręcącym się pośrodku wielkiego pomieszczenia i wyraźnie zachwyconym swoim dziełem, mruknął:
– Rzeczywiście miały motywację.
On też był zmotywowany, ale nagle ogarnęła go niepewność. Skierował wzrok na Claire, która właśnie spoglądała na mały zegarek przypięty do kołnierzyka.
– Wielkie nieba! Już po południu. Ależ szybko minął ranek! – Podniosła głowę i spojrzała na dziewczęta, nie na niego. – Panienki! Chodźcie, pora umyć ręce i przygotować się do lunchu.
Daniel czekał w pobliżu, jak przystało na sumiennego guwernera, podczas gdy Claire zebrała dziewczęta, dopilnowała, by wzięły płaszcze, kapelusze i szaliki, a następnie wyprowadziła je z Wielkiej Sali… nawet na niego nie spojrzawszy.
Ani razu.
Miał wrażenie, że dobrze się ze sobą czują, że jej opór, z czegokolwiek wynikał, słabnie, znika, a jednak, kiedy wrócili do Wielkiej Sali, coś się zmieniło.
Wycofała się, zamknęła w sobie, i nagle wytworzył się pomiędzy nimi dystans, którego nie śmiał skrócić. Może ta jej nagła powściągliwość była spowodowana obecnością trójki obserwatorów na podwyższeniu.
Niepokój związany z niespodziewaną rezerwą Claire zbiegł się z inną refleksją – że chociaż ich pracodawcy mieli pozostać w Szkocji aż do drugiego dnia po Nowym Roku, nie mógł liczyć, że nie będą musieli wyjechać wcześniej. Choć wdowa przeżyła podróż na północ, nikt inny z jej pokolenia nie czuł się na tyle silny, by się na coś takiego odważyć. A co by było, gdyby ktoś – na przykład Celia albo Martin Cynster – nagle zachorował? Gdyby nastąpił jakiś kryzys w inwestycjach i Rupert Cynster zabrał rodzinę do Londynu, do domu? Albo gdyby Alasdair dostał wiadomość o jakimś antyku i wyjechał z rodziną z powrotem do Devon lub gdzie indziej?
Takie rzeczy już się zdarzały. A to oznaczało, że Daniel miał czas tylko do Dnia Świętego Szczepana. Istniało małe prawdopodobieństwo, że do tego czasu ich pracodawcy wyjadą, a co ważniejsze, że dotrą do nich jakieś wiadomości z zewnątrz, które ich stąd odwołają.
Tak więc, jeśli chciał przekonać Claire, aby związała z nim swój los, miał na to resztę Wigilii, dzień Bożego Narodzenia i Dzień Świętego Szczepana, lecz nie więcej.
Dwa dni i jeden wieczór.
Pod wpływem palącej potrzeby, by się upewnić, że Claire wytworzyła między nim dystans wyłącznie dla pozorów, że to tylko osłona dymna i nic więcej, Daniel ruszył za nią do frontowego holu.
Trajkocząc i śmiejąc się, dziewczęta weszły na koliste schody. Idąc ich śladem, Claire już miała postawić stopę na pierwszym stopniu, kiedy Daniel chwycił ją za rękę.
– Mogę panią prosić na frontowy ganek? – Bez żadnych wyjaśnień pociągnął ją ku drzwiom. – Chciałbym zamienić z panią słowo.
Stopy Claire zdawały się żyć własnym życiem i niosły ją tam, gdzie same chciały. Porozmawiać z nią? Serce zaczęło walić jej w piersi. Powinna się sprzeciwić – wymyślić zręczną wymówkę, lecz zanim zdążyła coś powiedzieć, Daniel wyjrzał na dwór, a potem wyszedł na zewnątrz i wyprowadził ją na ganek – i nie mogła już się wycofać, gdyż zamknął za sobą drzwi.
Stojąc naprzeciwko niego, znowu skryła się za maską, którą przybrała, gdy wrócili do domu i uświadomiła sobie, że jej bezpośredniość – swoboda, z jaką zachowywała się w towarzystwie Daniela, i rozbawienie, z jakim przyjmowała ironiczne uwagi, którymi ją zabawiał podczas drogi powrotnej – kłócą się z rezerwą, jaką chciała wobec niego zachować.
Mogła być dla Daniela Crosbiego tylko znajomą i nikim więcej, a jej dotychczasowa postawa była sprzeczna z tą wytyczną.
Postanowiła, że dla jego dobra w przyszłości będzie zachowywać się odpowiednio. Patrząc mu w oczy, usiłowała coś z nich wyczytać; były spokojne i dość poważne. Serce jej się ścisnęło; lekko uniosła brodę.
– O czym zamierza pan ze mną rozmawiać?
Конец ознакомительного фрагмента.
Текст предоставлен ООО «ЛитРес».
Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.
Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.