O tym właśnie napisałem. Przeczytałem moją pracę na głos i ku mojemu zadowoleniu w klasie rozległy się śmiechy. Wyszedłem z klasy zafascynowany tym, że można być bystrzakiem i siłaczem jednocześnie.
Wraz z zainteresowaniem dziewczynami przyszła świadomość własnego ciała. Zacząłem jeszcze bardziej pasjonować się sportem: przyglądałem się sportowcom, obserwowałem, jak ćwiczą, co robią ze swoimi ciałami. Rok wcześniej nic to dla mnie nie znaczyło, teraz znaczyło wszystko.
Gdy tylko skończył się rok szkolny, ja i wszyscy moi koledzy pojechaliśmy do Thalersee, naszego letniego miejsca spotkań; pływaliśmy w jeziorze, uprawialiśmy zapasy w błocie i graliśmy w nogę. Szybko zaprzyjaźniłem się z bokserami, zapaśnikami i innymi sportowcami. Poprzedniego lata poznałem jednego z ratowników, Willego Richtera, który miał już ponad dwadzieścia lat. Pozwolił mi zostać swoim przybocznym i pomocnikiem. Willi był dobrym, wszechstronnym sportowcem. Po pracy włóczyłem się za nim i patrzyłem, jak ćwiczy. Park traktował jak salę gimnastyczną, podciągał się na gałęziach, robił na ziemi pompki i przysiady, biegał po ścieżkach i wykonywał skoki z miejsca. Od czasu do czasu prężył przede mną muskuły, wprawiając mnie w niekłamany podziw.
Willi przyjaźnił się z dwoma braćmi – oni to dopiero byli wysportowani. Starszy z nich studiował na uniwersytecie. Obaj podnosili ciężary, uprawiali kulturystykę, a w dniu, w którym ich poznałem, trenowali pchnięcie kulą. Spytali, czy chciałbym spróbować, i zaczęli mnie uczyć postawy i kroków. Potem poszliśmy pod drzewo, na którym Willi się podciągał. On także nagle zapytał: „Może spróbujesz?”. Ledwo mogłem się utrzymać, bo do tego trzeba mieć naprawdę silne palce, a gałąź była gruba. Udało mi się podciągnąć raz czy dwa, ale potem dałem za wygraną.
– Wiesz co, jeśli będziesz ćwiczył przez całe lato, gwarantuję ci, że zdołasz podciągnąć się dziesięć razy, a to nie byle co. I założę się, że po obu stronach najszerszych grzbietu przybędzie ci po centymetrze.
– Miał na myśli mięśnie najszersze grzbietu, latissimi dorsi.
Pomyślałem: O rany, to niesamowite, tylko od jednego ćwiczenia! Potem poszliśmy za nim na szczyt pagórka i towarzyszyliśmy mu podczas dalszego treningu. Od tamtej pory ćwiczyłem z nim codziennie.
Poprzedniego lata Willi zabrał mnie do Wiednia na mistrzostwa świata w podnoszeniu ciężarów. Wybraliśmy się samochodem z kilkoma facetami i jechaliśmy cztery godziny. Podróż trwała dłużej, niż przypuszczaliśmy, i zdążyliśmy dopiero na ostatnią kategorię, czyli wagę superciężką. Zwyciężył wielki Rosjanin, Jurij Własow. Tysiące ludzi na widowni krzyczały i wyły, gdy wycisnął nad głowę sto dziewięćdziesiąt i pół kilo. Po mistrzostwach w podnoszeniu ciężarów odbywały się zawody kulturystyczne i wtedy pierwszy raz zobaczyłem wysmarowanych oliwą facetów, prężących mięśnie w kulturystycznych pozach. Później poszliśmy za kulisy i zobaczyłem Własowa z bliska. Nie wiem, jak się tam dostaliśmy – może ktoś miał znajomości w klubie sztangistów w Grazu.
To była przygoda i wspaniale się bawiłem, ale mając trzynaście lat, nie sądziłem, że to będzie moja przyszłość. Jednak rok później coś zaczęło do mnie docierać i uświadomiłem sobie, że chcę być silny i muskularny. Obejrzałem film Hercules and the Captive Women i bardzo mi się spodobał. Ciało bohatera zrobiło na mnie wielkie wrażenie.
– Wiesz chyba, kim jest ten aktor? – zapytał Willi. – To Mister Universe, Reg Park. – Opowiedziałem Willemu o moim wypracowaniu. Okazało się, że był przy tym, jak Kurt Marnul ustanawiał swój rekord.
– To mój kolega – oznajmił Willi.
Kilka dni później powiedział:
– Kurt Marnul przyjedzie dziś wieczorem nad jezioro. No wiesz, ten facet, którego widziałeś na zdjęciu.
– To wspaniale! – wykrzyknąłem.
Czekałem na niego z kolegą z klasy. Pływaliśmy i jak zwykle siłowaliśmy się w błocie, gdy wreszcie pojawił się Marnul z piękną dziewczyną.
Miał na sobie obcisłą koszulkę, ciemne spodnie i te same przyciemnione okulary. Przebrał się w budce ratownika i wyszedł z niej w skąpych kąpielówkach. Szczęki nam opadły. Wyglądał niesamowicie! Słynął z gigantycznych mięśni naramiennych oraz czworobocznych i rzeczywiście był potężny w ramionach. Miał wąską talię i wypracowane mięśnie brzucha – wyglądał fantastycznie.
Dziewczyna, która z nim była, też przebrała się w kostium kąpielowy – bikini – i również wyglądała olśniewająco. Przywitaliśmy się z nimi, a potem kręciliśmy się w pobliżu i patrzyliśmy, jak pływają.
Wtedy już naprawdę mnie wzięło. Marnul regularnie przyjeżdżał nad jezioro, często z fantastycznymi dziewczynami. Był miły dla mnie i mojego kumpla, Karla Gerstla, bo wiedział, że jest naszym idolem. Karl był jasnowłosym chłopakiem mojego wzrostu, parę lat starszym ode mnie, któremu sam się przedstawiłem, gdy zauważyłem, że ma wyrobione mięśnie.
– Ćwiczysz? – zagadnąłem go.
– Uhm – mruknął. – Zacząłem od podciągań i stu brzuszków dziennie, ale nie wiem, co dalej. – Zaproponowałem mu więc, żeby trenował codziennie z Willim i ze mną. Ćwiczenia zadawał nam Marnul.
Wkrótce dołączyli do nas inni: koledzy Willego i faceci z siłowni, w której ćwiczył Kurt, wszyscy starsi ode mnie. Najstarszym z nich był osiłek po czterdziestce, który nazywał się Mui. Zawodowy zapaśnik u szczytu formy, teraz trenował tylko ze sztangą. Tak jak Marnul trwał w kawalerskim stanie. Utrzymywał się z rządowego stypendium i był wiecznym studentem na uniwersytecie. Równy gość, bystry i znający się na polityce, mówił płynnie po angielsku i odgrywał ważną rolę w naszej grupie, ponieważ tłumaczył nam angielskie i amerykańskie czasopisma kulturystyczne. No i „Playboya”.
Stale otaczały nas dziewczyny – takie, które chciały z nami ćwiczyć albo po prostu się z nami prowadzać. Europa zawsze była mniej purytańska niż Stany Zjednoczone. Do spraw cielesnych podchodziło się w sposób bardziej otwarty, nie tak wstydliwie, z mniejszym skrępowaniem. W ustronnych miejscach nad jeziorem widywało się nagich plażowiczów. Moi koledzy spędzali wakacje w koloniach nudystów w Jugosławii i we Francji, czuli się wolni. A z pagórkami, zaroślami i ustronnymi ścieżkami Thalersee było idealnym miejscem spotkań zakochanych. Gdy miałem dziesięć czy jedenaście lat i sprzedawałem tam lody, nie bardzo wiedziałem, dlaczego prawie wszyscy rozkładają się na wielkich kocach w krzakach, ale później zrozumiałem. Tamtego lata wymyśliliśmy, że będziemy żyli jak gladiatorzy, jakbyśmy cofnęli się w czasie. Piliśmy wodę i czerwone wino, jedliśmy mięso, uprawialiśmy miłość, biegaliśmy po lesie i ćwiczyliśmy. Co tydzień rozpalaliśmy ognisko nad jeziorem i piekliśmy shish kebab z pomidorami i cebulą. Leżeliśmy pod gwiazdami i obracaliśmy rożny nad ogniem, aż mięso było idealne.
Mięso na te uczty kupował ojciec Karla, Fredi Gerstl. Był jedynym prawdziwym mózgowcem w grupie, mocno zbudowanym facetem w grubych okularach, który sprawiał wrażenie raczej kumpla niż ojca. Interesował się polityką i razem z żoną prowadził dwa największe kioski z prasą i papierosami w Grazu. Stał na czele stowarzyszenia sprzedawców wyrobów tytoniowych, ale najbardziej