Jacek Stefański wziął na siebie milicyjne razy 2 sierpnia 1983 roku. Jego ciało, rozgrzane skocznymi uderzeniami, jeszcze tydzień tańcowało ze śmiercią, nim ostatecznie uległo, zaczęło stygnąć, wreszcie odeszło z gorącego lata w zimę grobu. Stefański pozostawił rodzinę, w tym dwóch braci, z którymi muzykował w zespole Braci Stefańskich. Jan i Zbigniew od tamtej pory występowali jako zespół Bez Jacka. Śpiewali i grali poezję.
Jacek zmarł 9 sierpnia 1983 roku, ponieważ tydzień wcześniej na jednej z ulic gdańskiego Głównego Miasta, wieczorem, grał na fujarce poezję. Melodia tej poezji była prosta – i piękna. A leciała tak: la-la-la-la, la-la, la-la, la-la-la-la, la-la, la-la… Rzecz w tym, że melodia ta była sygnałem gdańskiej rozgłośni nielegalnego Radia Solidarność, działającego w imieniu ruchu, który narodził się innego gorącego lata, w 1980 roku. Jacek był bodaj jedyną w Polsce, a może wręcz na świecie, śmiertelną ofiarą nienawiści, jaką wzbudziła ta prosta melodia. Czy raczej nie tyle melodia, ile jej popularność.
Oczywiście, nie chwytliwe dźwięki, układające się w łatwy do zapamiętania motyw, były powodem, że agenci komunistycznego aparatu chwycili za pały. Za tą melodią, jak Europa szeroka, szło przesłanie. Melodia była czytelnym znakiem przynależności do wspólnoty, która nie zgadza się na kneblowanie wolności słowa i na krępowanie obywatelskiej inicjatywy – niezależnie, jakiej barwy byli ci, co kneblowali i krępowali. „Sama melodia bez słów niosła ze sobą starą treść”.
Oto przyczynek do historii tej melodii. Historii, która najpierw objęła pewien śródziemnomorski naród, potem przekroczyła granice i stała się historią międzynarodową. Ale przy okazji, jak to bywa z wielkimi dziejami, splotła się też z niejedną historią osobistą – bo bez osób nie ma przecież historii. Pierwszą z tych osób był pewien fryzjer.
1
„L’estaca! Zaśpiewaj L’estaca!” – krzyczał tłum zgromadzony w starym kinie Cal Tronc w miasteczku Besalú u podnóża Pirenejów, nieopodal granicy z Francją. Adresatem okrzyków był dwudziestodwuletni młodzieniec z gitarą, siedzący na estradzie pod ekranem. „Wiecie dobrze, że nie mogę – odrzekł muzyk – cenzura zakazała wykonywania tego tekstu. Ale za to powiem wam, że na sali jest człowiek, który zainspirował mnie do napisania tej piosenki”. Chwilę później po schodkach wdrapał się na podest znany wszystkim w Besalú miejscowy fryzjer-filozof, osiemdziesięciotrzyletni Narcís Llansa i Tubau, zwany przez wszystkich dziadkiem Llansą. Od tego momentu nawet najbliżsi jęli nazywać go starym Sisetem.
Młodzieniec z gitarą zwał się Lluís Llach i Grande. Pierwszy człon to imię, dwa pozostałe to nazwiska – zgodnie z hiszpańskim obyczajem, pierwsze po ojcu, drugie po matce. By niezorientowanym Czytelnikom ułatwić życie, w dalszej części będziemy używać tylko nazwiska paternalnego. A ponieważ literatura zaczęła się od ustnej opowieści, Czytelnicy winni usłyszeć imię i nazwisko bohatera. Podwójne L po katalońsku – jak i po hiszpańsku – czyta się miękko, podobnie do rosyjskiego ЛЬ, choć nieco głębiej, bardziej gardłowo. W imieniu akcentowana jest ostatnia sylaba -IS. Końcowe CH w nazwisku brzmi jak polskie K. Zatem młodzieńca na estradzie kina w Besalú wołamy „lju-IS ljak”.
Ta dygresja służy nie tylko temu, by Czytelnicy wiedzieli, jak czyta się to niecodzienne nazwisko. Piosenki Llacha – a szczególnie ta jedna – doczekały się już kilku polskich wersji. Jako kompozytor utworu figuruje na okładkach z reguły niejaki L. Grande albo L. L. Grande. Tymczasem maternalnego, drugiego nazwiska Llach nigdy publicznie nie używał.
Piosenkę, której domagał się tłum w Cal Tronc (nie tylko tam zresztą, ale w całej Katalonii, gdziekolwiek zawitał z gitarą), napisał dwa lata wcześniej. Tekst ulegał później drobniutkim zmianom, podana na sąsiedniej stronie wersja była pierwsza.
[18] L. Llach, L’estaca, w: Els èxits de Lluís Llach, Concèntric 1968.
Katalonia to kraina nadmorska, ale też bardzo górzysta. Część jej mieszkańców zajmowała się więc rybołówstwem, część – uprawą (między innymi winorośli), lecz zajęciem dominującym było pasterstwo. Zwierzęta na pastwiskach przywiązywano z reguły do wbitych w ziemię pali. Tak mijało życie pokornych bestii domowych – na szczypaniu trawy i monotonnych marszach do zagrody. Llachowi, wychowanemu w głębi Katalonii, widok uwiązanych do pala krów czy owiec musiał być doskonale znany. Stąd czytelna metafora. A Siset?
Siset to zdrobnienie od Narcís – utworzone na podobnej zasadzie, jak Wisia od Jadwigi czy Tolek od Anatola. Urodzony w 1887 roku Siset Llansa, oczytany fryzjer, był zdeklarowanym republikaninem, zatwardziałym antyklerykałem i dumnym ze swego pochodzenia Katalończykiem. Dla niezorientowanych – członkiem odrębnego narodu, żyjącego w większości na terenie Królestwa Hiszpanii. Narodu bardzo pracowitego i niepokornego. A to w opartym na ogólnohiszpańskiej, niemalże imperialnej tożsamości Państwie Hiszpańskim oznaczało jedno – że jest z miejsca podejrzany.
2
Katalończycy to największa mniejszość narodowa w Królestwie Hiszpanii. Niemal zawsze podporządkowani metropolii, zawsze też poczuwali się do odrębności. Ich korzenie – jak często podkreślają – to starożytna Grecja. Z Grecji bowiem przybyli na katalońskie ziemie pierwsi cywilizowani osadnicy, budując porty i świątynie w dzisiejszej prowincji Girona. Stąd i w twórczości Lluisa Llacha mnóstwo odniesień do Grecji – powoływanie się na helleńskie dziedzictwo stanowiło element walki z centralistycznym systemem.
Gdy w ósmym wieku na Półwysep Pirenejski wtargnęli Maurowie, Katalonia należała do tych obszarów, które właściwie nie zostały przez muzułmanów skolonizowane. Przybysze wprawdzie zajęli region, ale szybko utracili go na rzecz Franków, którzy utworzyli tu marchię Marca Hispanica. Z czasem niewielkie księstewka zjednoczyły się jako hrabstwo Barcelony, które złożyło hołd lenny królowi Franków.
W wieku dwunastym hrabstwo Barcelony połączyła unia personalna z Królestwem Aragonii, tworząc Koronę Aragońską, odrębne państwo, które prowadziło własną politykę na wyzwalanym stopniowo spod mauretańskiego panowania Półwyspie Pirenejskim.
W tym czasie w pełni ukształtował się już lokalny język. Kataloński, należący – podobnie jak kastylijski, czyli hiszpański, oraz portugalski i galisyjski – do rodziny języków romańskich, jest blisko spokrewniony nie tylko z mową Cervantesa, ale także, i to w większym stopniu, z językami południa Francji, czyli prowansalskim i okcytańskim. Dlatego, choć zazwyczaj zalicza się go do grupy języków ibero-romańskich, niewiele mniej specjalistów widzi go wśród języków galo-romańskich. Wiek piętnasty to czas największego rozkwitu mowy Katalończyków.
Od