Rozniecić ogień. Louis de Wohl. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Louis de Wohl
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Книги для детей: прочее
Год издания: 0
isbn: 978-83-257-0732-3
Скачать книгу
Nic nie wiem o nikim, kto przenosi się z Montaigu. Kto to taki? Nie znasz jego nazwiska?

      – Nie. Ale go widziałem. Podobnie jak ty, kilka miesięcy temu. Może nawet przed rokiem. Pamiętasz żebraka z osłem?

      – Niemożliwe! Jak to się stało? Co się dzieje z Saint Barbe? Ten obszarpany strach na wróble? Matko Przenajświętsza, tego już za wiele. Nie chcę go widzieć w swoim pokoju.

      – Dobrze wiesz, że nic na to nie poradzisz – zmitygował go Pierre Favre. – Zresztą, to całkiem miły jegomość, naprawdę.

      Miły jegomość został przedstawiony Franciszkowi wieczorem tego samego dnia przez rektora kolegium, Diega de Gouveę we własnej osobie.

      – Iñigo de Loyola – oznajmił Gouvea – jest twoim ziomkiem. Potrzebuje wsparcia naukowego, zwłaszcza w kwestii filozofii arystotelesowskiej. Ufam, że w wolnej chwili poświęcisz nieco czasu na jego dokształcanie.

      Na szczęście wyszedł, zanim Franciszek zdążył odpowiedzieć.

      Franciszek ze źle skrywaną pogardą popatrzył na bladego, łysiejącego człowieczka.

      – Przykro mi, że narobiłem ci tyle kłopotów, Franciszku – przemówił Iñigo de Loyola łagodnie. – Postaram się, byś był zadowolony.

      Franciszek był jednak zbyt wściekły, aby zwracać uwagę na powagę i kurtuazję słów starszego mężczyzny.

      – Rektor dokonał błędnego wyboru – oświadczył. – Jestem najgorszym nauczycielem na świecie. Powinien był przekazać cię pod opiekę dobrego uczonego, takiego jak tu obecny Pierre Favre. Z pewnością będzie sobie radził lepiej ode mnie. Spróbujesz, Pierre, prawda? A teraz żegnam, na mnie pora. – Wyszedł chichocząc.

      – Don Iñigo, nie przejmuj się nim – Pierre Favre pocieszył dobrodusznie nowego kolegę. – Niekiedy bywa w gorącej wodzie kąpany, ale ma dobre serce. Jeśli nie masz nic przeciwko temu, chętnie rozwieję twoje wątpliwości.

      – Bardzo miło mi to słyszeć – odparł starszy mężczyzna pokornie. – Pozostaję do twojej dyspozycji.

      Później, kiedy Franciszek spotkał się sam na sam z Pierrem, postanowił przeprosić go na swój sposób.

      – Wybacz, Pierre, ale najzwyczajniej nie mogłem stawić temu czoła – wyznał. – Poza tym sam powiedziałeś, że to miły jegomość. Tak więc pomyślałem: ty się lepiej do tego nadajesz. Osobiście nie przepadam za naszym nowym współlokatorem. Jest w nim coś niezdrowego.

      – On jest żądny wiedzy – zauważył Pierre. – Widziałeś jego oczy?

      – Co takiego dostrzegłeś w jego oczach?

      – Są piękne. Ten człowiek jest niesłychanie skromny i bardzo łagodny. Zważywszy, że prawie mógłby być moim lub twoim ojcem...

      – Nie, dziękuję – odparł Franciszek wstrząśnięty i dodał uszczypliwie: – Powinien być mi wdzięczny. Sprawiłem mu nowego osła.

      – Jest don Iñigo? – spytał student Bobadilla.

      – Tak – odparł Franciszek. – Wrócił godzinę temu.

      – Doskonale. Mamy dziś piękny dzień!

      – Czemu? – chciał wiedzieć Franciszek, ale student Bobadilla nie słyszał: gnał po schodach, skacząc po trzy stopnie naraz.

      Miguel Landivar zbliżył się eleganckim, kocim krokiem.

      – Panie...

      – Co się stało?

      – Profesor García mówi, że dzisiaj w nocy znowu wychodzi.

      – Beze mnie – mruknął Franciszek ponuro.

      – Przepraszam, że tym razem nie potrafiłem zdobyć pieniędzy – ciągnął Landivar. – Profesor kazał powtórzyć, że to nie jest problemem, bo tym razem uważa siebie za gospodarza.

      – Czy jest don Iñigo de Loyola? – spytał student Salmerón z entuzjazmem.

      – Tak – potwierdził Franciszek. Student Salmerón uś­mie­chnął się od ucha do ucha i wbiegł po schodach na górę.

      – Nie chcę wychodzić z Garcíą – oświadczył Franciszek ze znużeniem. – Jestem niewyspany.

      – Ależ panie, profesor García mówi...

      – Tak, don Iñigo jest u siebie – burknął Franciszek, zanim student Laynez zdołał otworzyć usta.

      Laynez wyszczerzył zęby w pogodnym uśmiechu.

      – Nareszcie wiem, co takiego studiujesz, Franciszku – wykrzyknął. – Czytanie w myślach to nie lada sztuka. Do zobaczenia.

      – Ten człowiek to Żyd – zauważył Landivar z pogardą.

      – W jego żyłach chyba rzeczywiście płynie odrobina krwi żydowskiej – przyznał Franciszek i skinął twierdząco głową. – Poza tym to najinteligentniejszy student, jakiego znam. Zupełnie nie pojmuję, czemu...

      – Profesor García mówi...

      – Przestań wreszcie powoływać się na Garcíę! Powiedziałem wyraźnie: nie chcę iść i moja decyzja jest nieodwołalna. Jak przy takim trybie życia mam zdać te przeklęte egzaminy? Muszę wreszcie wziąć się do pracy.

      – Profesor Gracía mówi, że bez najmniejszego trudu zdasz wszystkie egzaminy, panie. Chodzą pogłoski, że szykuje się dla ciebie profesura w kolegium Dormans-Beauvais...

      Franciszek uniósł wzrok.

      – Miguel, jesteś nieoceniony, a twoje informacje bezcenne – pochwalił służącego. – Powinieneś mieć uszy wielkie jak słoń. Mimo wszystko, odrobina pracy z pewnością nikomu nie zaszkodzi.

      – Zupełnie jak biedny señor Favre. – Landivar pokiwał głową i zaprezentował olśniewająco białe zęby. – W kółko praca, praca, praca... Jest łasy na pracę, podobnie jak wszyscy uczniowie świętego żebraka...

      Franciszek zmarszczył brwi.

      – Uczniowie! Jesteś o krok od bluźnierstwa, stary łotrze.

      – Niech Bóg broni! – zaprotestował Landivar, cały czas uśmiechnięty od ucha do ucha. – Powiedzenie prawdy żadną miarą nie może być uznane za bluźnierstwo. Uczniowie siadają wokół świętego żebraka i pochłaniają każde jego słowo. Dwa razy w miesiącu idą wraz z nim do spowiedzi i przyjmują Komunię...

      – To, o czym mówisz, nie jest zdrowe. – Franciszek potrząsnął głową z dezaprobatą.

      – Gdybyś pytał mnie o opinię, panie, to moim zdaniem wygląda to trochę podejrzanie – ocenił Landivar.

      – Twoim zdaniem oni się popisują?

      – Powiem tyle, że moje wielkie uszy słyszały pewne opowieści o świętym żebraku. Otóż miał on przejścia z Inkwizycją.

      – Dobry Boże! Zatem...

      – Dwukrotnie, choć zdaniem niektórych nawet trzy razy. W Salamance trafił do więzienia za głoszenie herezji.

      – Co? – wykrzyknął Franciszek. – Skazano go na karę więzienia? Zatem był winny, prawda?

      Landivar wzruszył ramionami.

      – Nie jestem teologiem, skąd mam wiedzieć – mruknął. W jego głosie zadźwięczała nuta zakłopotania, która nie umknęła Franciszkowi.