Republika Smoka. Rebecca Kuang. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Rebecca Kuang
Издательство: PDW
Серия: Wojna makowa
Жанр произведения: Боевая фантастика
Год издания: 0
isbn: 9788379646234
Скачать книгу
musiał być bezpieczny. Pozwalając, by spotkała go krzywda, Moag popełniłaby taktyczny błąd. Chłopak był istną krynicą wiedzy. Czytał dosłownie wszystko i niczego nie zapominał. Żywy stanowił potężny atut i królowa zapewne zdawała sobie z tego sprawę, umieszczając go w areszcie domowym.

      Samotny dom na końcu pomostu kołysał się nieco na uboczu reszty falujących zabudowań, połączony z nimi jedynie dwoma długimi łańcuchami i niebudzącą wielkiego zaufania kładką, zbitą z nierówno rozmieszczonych desek. Rin przeszła po nich z duszą na ramieniu i zapukała do drewnianych drzwi. Cisza.

      Naparła na klamkę. W drzwiach brakowało zamka – nigdzie nie widziała dziurki od klucza. Piraci chcieli mieć pewność, że Kitaj przyjmie każdego gościa.

      Drzwi ustąpiły.

      Wewnątrz pierwszym, co rzuciło się jej w oczy, był bałagan – stosy i sterty pożółkłych ksiąg, map i dokumentów zajmowały wszystkie widoczne powierzchnie. Po chwili mrugania w przyćmionym świetle lampy ujrzała wreszcie Kitaja. Siedział w kącie z grubym tomem na kolanach, niemal pogrzebany pod zwałami oprawnych w skórę dzieł.

      – Jadłem już – rzucił, nie podnosząc wzroku. – Wróć rano.

      Odchrząknęła.

      – Kitaj?

      Spojrzał ku drzwiom. Otworzył szeroko oczy.

      – Witaj – powiedział i powoli odłożył lekturę na bok.

      – Mogę wejść? – zapytała.

      Chłopak wpatrywał się w Rin przez dobrą chwilę. Wreszcie jednak zaprosił ją gestem do środka.

      – Wejdź.

      Zamknęła za sobą drzwi. Kitaj nie ruszał się z miejsca, więc ruszyła w jego kierunku między papierowymi zaspami, uważając, by nie nadepnąć nawet na jedną kartkę. Kitaj nie cierpiał, gdy ludzie zaburzali kształt jego starannie wystudiowanego i zaplanowanego rozgardiaszu. W Sinegardzie, w porze sesji egzaminacyjnej, potrafił zrobić karczemną awanturę za przesunięcie choćby kałamarza.

      Pokój był tak zagracony, że jedyną wolną przestrzeń stanowił skrawek podłogi pod ścianą, niemal u stóp chłopaka. Starając się go nie dotknąć, ugięła kolana, usiadła ze skrzyżowanymi nogami i złożyła dłonie na udach.

      Przez moment po prostu patrzyli sobie w oczy.

      Rin miała rozpaczliwą wręcz ochotę wyciągnąć dłoń i dotknąć jego policzka. Kitaj wyglądał na osłabionego i był stanowczo zbyt chudy. Wprawdzie od czasu Golyn Niis odzyskał nieco wagi, lecz obojczyki nadal przerażająco sterczały mu z ramion, a nadgarstki miał tak cienkie, że zapewne mogłaby je połamać jedną ręką. Zapuszczone, długie kręcone włosy związał w kok z tyłu głowy, przez co kości policzkowe wystawały wyraźnie spod naciągniętej skóry.

      Nawet w przybliżeniu nie przypominał chłopca, którego poznała w Sinegardzie. Różnica skupiała się w oczach. Dawniej były niezwykle jasne, wiecznie rozświetlone gorączkową, wszechogarniającą ciekawością. Dzisiaj patrzyły na Rin tępe i puste.

      – Mogę zostać? – spytała.

      – Wpuściłem cię przecież.

      – Prosiłeś Moag, by nie dawała mi twojego adresu.

      – Ach… – Zamrugał. – Owszem, to prawda.

      Uciekał wzrokiem. Znała Kitaja na tyle dobrze, by wiedzieć, że jest na nią wściekły. Jednak mimo upływu wielu długich miesięcy wciąż nie była pewna dlaczego.

      Chociaż nie – wiedziała. Po prostu nie chciała przyznać, że nie miała racji. Pokłócili się w tej sprawie i była to jak dotąd jedyna ich kłótnia. Chłopak wypadł wtedy z kajuty, trzasnął drzwiami i nie odzywał się do Rin, dopóki nie dopłynęli do brzegu.

      Od tamtej pory nie pozwalała sobie wspominać owej chwili. Pamięć o niej wpadła w otchłań wraz z pozostałymi obrazami z przeszłości, które sprawiały, że zaczynała marzyć o fajce.

      – Jak się miewasz? – zapytała.

      – Siedzę pod kluczem w areszcie domowym. Jak myślisz?

      Przesunęła spojrzeniem po leżących na stole papierzyskach. Pokrywały też niemal całą podłogę, przyciśnięte na rogach buteleczkami z atramentem. Zatrzymała wzrok na księdze, w której coś przed chwilą notował.

      – Ale widzę, że Moag nie pozwala ci się nudzić, co?

      – Nie pozwala, dobrze powiedziane. – Zatrzasnął księgę. – Pracuję dla jednej z czołowych postaci świata przestępczego w cesarstwie, a każe mi zajmować się podatkami.

      – Ankhiluun nie płaci podatków.

      – Nie, cesarstwu nie płaci. Za to pobiera własne. – Kitaj obrócił w palcach pędzelkiem. – Moag zarządza organizacją kryminalną, której przepisy fiskalne są równie skomplikowane jak prawa dowolnie wskazanej metropolii. Natomiast ich dotychczasowy system księgowy… Ech… – Machnął ręką. – Nie wiem, kto to wymyślił, ale na liczeniu to on się nie znał.

      Genialne posunięcie ze strony Moag, stwierdziła Rin w duchu. Kitaj dysponował umysłem wartym tyle, co głowy dwudziestu innych uczonych. Bez chwili wahania sumował w pamięci niewiarygodnie duże liczby, a zmysłem strategicznym przerastał mistrza Irjaha. Pozbawiony wolności, zapewne gderał trochę częściej niż zwykle, lecz bez wątpienia nie potrafił oprzeć się łamigłówce takiej jak ta. Księgi rachunkowe były dla niego tym, czym kuferek z zabawkami dla małego chłopca.

      – Przyzwoicie cię traktują? – podjęła.

      – Dostatecznie. Dostaję dwa posiłki dziennie. Jeśli jestem grzeczny, nawet więcej.

      – Marnie wyglądasz.

      – Tutejsze jedzenie nie jest zbyt smaczne.

      Wciąż nie patrzył jej w oczy. Zaryzykowała i położyła Kitajowi dłoń na ramieniu.

      – Przykro mi, że cię tutaj zamknęła.

      Wzdrygnął się.

      – Nie twoja wina. Gdybym to ja się pojmał, postąpiłbym dokładnie jak ona.

      – Moag nie jest taka najgorsza. Swoich ludzi traktuje dobrze.

      – A poza tym, stosując przemoc i wymuszenia, kieruje życiem nielegalnego miasta, które oszukuje i okrada Sinegard od bitych dwudziestu lat – dodał Kitaj. – Wiesz, Rin, martwię się. Coś mi mówi, że doznałaś tu zaburzenia perspektywy.

      – Ludzie, którzy jej służą, i tak wychodzą na tym lepiej niż poddani cesarzowej – obruszyła się.

      – Poddani cesarzowej nie mieliby żadnego powodu do narzekań, gdyby jej generałowie nie wypatrywali na każdym kroku okazji do zdrady.

      – Skąd ta twoja lojalność wobec Sinegardu? – spytała ostro Rin. – Co takiego zrobiła dla ciebie cesarzowa?

      – Mój ród pozostaje w służbie korony od dziesięciu pokoleń – odparł Kitaj. – I nie, nie pomogę ci w osobistej wendecie, którą prowadzisz tylko dlatego, że uważasz, że twój głupi komandor zginął przez cesarzową. Więc daj sobie spokój, nie musisz udawać przyjaźni, Rin. Wiem, po co przyszłaś.

      – To nie jest kwestia tego, co uważam – stwierdziła. – Ja to po prostu wiem. I wiem też, że to Daji zaprosiła Mugeńczyków na kontynent. Z premedytacją doprowadziła do tej wojny. Z jej winy doszło do inwazji i wszystkiego, co widziałeś na własne oczy w Golyn Niis.

      – Czcze pomówienia.

      – Słyszałam to od Shiro!

      – Który nie miał żadnego powodu, by cię okłamać?

      – A Daji nie ma powodu, by kłamać tobie?

      – Daji