Wyznanie. Jessie Burton. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Jessie Burton
Издательство: PDW
Серия:
Жанр произведения: Контркультура
Год издания: 0
isbn: 9788308071915
Скачать книгу
jest taka błyskotliwa – pomyślała Elise. – Byłaby doskonałą matką.

      – No i – ciągnęła Connie – doceniam piękno wielu rzeczy, a piękno dzieci, w moim przypadku, nie przeważa nad pozostałymi ani nad płynącą z nich satysfakcją.

      – Powiedziałabyś to publicznie?

      Connie się skrzywiła.

      – O Boże, za nic w świecie! Później nie mogłabym mówić o niczym innym. To samo tyczy się mojego homoseksualizmu. Wyobrażasz sobie, co by było, gdyby się dowiedzieli? Pieprzyć to, nie warto.

      – Właściwie to logiczne, że nie chcesz mieć dzieci. – Elise zsunęła się do wody i zaczęła płynąć żabką, nie zanurzając głowy.

      – Sama już nie wiem, czy powinnam się cieszyć, czy obrazić… Dlaczego to logiczne?

      – Bo ty to ty.

      Elise zanurkowała i otworzyła oczy. Świat pod powierzchnią był dziwnie pękaty, rozmazany i jeszcze bardziej błękitny niż rzeczywistość w górze. Wyobraziła sobie, że potrafi oddychać pod wodą. Czy zdecydowałaby się tak żyć, gdyby to była prawda? Nie tutaj, uwięziona w tym nachlorowanym, sześciennym zbiorniku, ale w jednym z oceanów, jak syrena z wielkim ogonem, przemykająca swobodnie pomiędzy rafami koralowymi. Zaczynały ją boleć płuca, więc się wynurzyła. Connie kucała przy krawędzi basenu, na jej twarzy malował się niepokój.

      – A ty? – zapytała.

      – Co ja?

      – Czy chciałabyś mieć dzieci.

      – Nie wiem, Con – odparła Elise zgodnie z prawdą.

      – I tak jesteś na nie za młoda.

      – Nieprawda.

      Connie westchnęła, co zirytowało Elise jeszcze bardziej.

      – Nie powinnaś mi mówić takich rzeczy. Że jestem na coś zbyt młoda – uniosła się. – Często to powtarzasz, a ja mam prawie dwadzieścia trzy lata.

      Connie chciała coś powiedzieć, ale z jakiegoś powodu zmieniła zdanie. Dopiero po chwili odezwała się przepraszająco:

      – To prawda, nie jesteś z b y t młoda. Jesteś po prostu młoda. Wybacz.

      Wróciła do cienia pod parasolem i do swojego notesu.

      12.

      Postanowiły zostać w zachodnim Hollywoodzie aż do zakończenia zdjęć kręconych w studiu. Minęły kolejne dwa tygodnie, co oznaczało, że przebywały w Los Angeles od sześciu. W tym czasie spędziły trzy dni w San Francisco, a także długi weekend w Monterey – wybrały się wówczas do Salinas, bo Connie chciała zobaczyć miejsce, w którym mieszkał Steinbeck.

      – Jedziesz tam, bo liczysz na inspirację? – zapytała ją Elise.

      – Nie. Jadę tam, bo jestem wścibska z natury.

      Miejsca, które zobaczyły, zapierały dech w piersi. Olbrzymie lasy sekwojowe, widok oceanu ze szczytów urwisk, promienie słońca, tej lipcowej bogini, prześlizgujące się po grzbietach fal i po ramionach ludzi aż do zapadnięcia zmroku, kiedy odzywały się sowy i inne nocne stworzenia… Elise najchętniej zostałaby w tych lasach dłużej, ale Connie wolała się trzymać autostrad – pędziły więc przed siebie, na wypoczynek zatrzymując się w motelach. Elise wyobrażała sobie, że są dwiema pionierkami i poszukują złota, nie bacząc na potępienie mężczyzn, którzy także pragnęli zbić fortunę.

      Czasami, gdy Connie pisała, Elise wychodziła z notesem i także próbowała tworzyć, ale miała pustkę w głowie. Sprawiało jej to niemal fizyczny ból. Jak Connie to robiła? Radziła tu sobie doskonale, wciąż pisała, pewnie o zielonej królicy, chociaż się do tego nie przyznawała. Poza tym zaprzyjaźniła się z Barbarą Lowden. Często się spotykały – by omawiać postać graną przez aktorkę, jak twierdziła Connie. Dawała do zrozumienia, że czasem ją to męczy, gdy jednak Elise zasugerowała, że przecież nie musi ulegać zachciankom gwiazdy, Connie odparła, że wcale nie ma poczucia, iż jej ulega.

      – Czy to ci się nie wydaje dziwne? – zapytała Elise. – Patrzenie na nią.

      Connie się roześmiała.

      – Nie. Barbara jest zwykłym człowiekiem, w dodatku zabawnym. Choć lata sławy sprawiły, że czasem zachowuje się inaczej niż zwyczajni ludzie. Fascynuje mnie to.

      Jeszcze nie zdecydowały, czy wraz z przeniesieniem zdjęć do Catskill one także się przeprowadzą, natomiast kwestia pozostania w Los Angeles czy po prostu w Stanach wydawała się otwarta. Często jeździły do Malibu, żeby spotkać się z Sharą i Mattem. Siedzieli wówczas całą czwórką wokół ogniska, owinięci szalami, a płomienie ogrzewały im twarze, podczas gdy wysoko w górze lśniły gwiazdy. Elise przyglądała się dyskretnie małżeństwu, wyobrażając sobie jego sekretny ból.

      To Matt zasugerował wypad do Joshua Tree National Park, koniecznie z nocowaniem.

      – To ledwie trzy godziny drogi stąd – argumentował. – Poczekajcie, aż zobaczycie t a m t e gwiazdy. I skały…

      Elise słuchała z podziwem opowieści o kształtach, jakie tworzyły skały, i o kolorach zmieniających się w blasku zachodzącego słońca.

      – Nie ma mowy – sprzeciwiła się Connie. – Nie zamierzam być żerem dla kojota.

      – Nie lubisz ciszy i spokoju lasów, Con? – zdziwiła się Shara.

      Connie się skrzywiła.

      – Są jak cisza i spokój przestrzeni kosmicznej. Nikt nie usłyszy naszego krzyku, kiedy będziemy rozszarpywani na kawałki.

      – Chyba się troszkę zagalopowałaś – stwierdził Matt.

      – Sęk w tym, że na łonie natury nie ma w gruncie rzeczy nic do roboty – utrzymywała Connie. – Może oprócz bycia boleśnie świadomym, jak mało trzeba, żeby umrzeć z nudów.

      – Ja z rozkoszą pojadę – rzuciła entuzjastycznie Elise, ale pozostali zaczęli już rozmawiać na inne tematy i najwyraźniej nikt jej nie usłyszał.

      *

      Elise zauważyła, że Connie i Matt prawie nigdy nie rozmawiali we dwoje – a jeśli nadarzyła się okazja, Connie przeważnie robiła wszystko, co w jej mocy, by zdusić entuzjazm Matta, nawet jeśli nie dało się od niej wyczuć chłodu ani niechęci.

      – Masz coś przeciwko Mattowi? – zapytała Elise, gdy któregoś dnia wracały z Malibu do swojego bungalowu autem. Wynajęły je na dłużej, uznawszy, że to najrozsądniejsze rozwiązanie. Dywanik był cały w piasku ze stóp Elise; żadnym sposobem nie mogły się go pozbyć.

      – Matt jest w porządku – odpowiedziała Connie – chociaż uważam, że Shara nie powinna była za niego wychodzić.

      – Dlaczego?

      – Bo jest absolutnie przeciętny.

      – Naprawdę?

      – Nie widzisz tego? Dlaczego on gada wyłącznie o miejscach, które chciałby odwiedzić, albo o tych, które już widział? Doprowadza mnie to do obłędu!

      – Bo za każdym razem chodzi o zdobywanie punktów.

      – On chce się tym d z i e l i ć, Con.

      – Nie, on chce się z tym o b n o s i ć. Mogę pojechać do pieprzonego parku narodowego bez niego.

      Odkąd znalazły się w nowej sytuacji towarzyskiej, Connie stała się bardziej bezwzględna, uważała Elise; imponowała i czarowała, owszem, ale też nazbyt krytycznie podchodziła do dziwactw swoich znajomych. Może wynikało to z tego, że utrzymywała stosunki z innymi osobami – może, niczym za sprawą osmozy, Barbara Lowden przeszczepiła