Odrobina czarów. Michelle Harrison. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Michelle Harrison
Издательство: PDW
Серия:
Жанр произведения: Учебная литература
Год издания: 0
isbn: 9788308071922
Скачать книгу
powinniśmy jej wysłuchać – powiedział w końcu. – Może to jednak nie ona…

      Wywęsz pokręcił głową.

      – Jeśli się mylimy, przyprowadzimy ją z powrotem. Ale jakoś mi się nie wydaje, żebyśmy popełnili błąd.

      – Czekajcie! – zatrzymała ich Fliss. – Czarne pióro! Gdyby Charlie pochodziła z Udręki, miałaby wytatuowany znak. – Doskoczyła do najmłodszej siostry i szybko podwinęła jej rękaw. – Proszę bardzo! Widzi pan jakieś pióro?

      Wywęsz przyjrzał się ręce Charlie i choć niczego na niej nie zobaczył, w żaden sposób nie umniejszyło to jego pewności siebie.

      – Być może jeszcze nie została oznaczona… Cóż, kolejny powód, żeby jak najszybciej dostarczyć ją na wyspę i wreszcie to zrobić.

      Betty wymieniła z Fliss przerażone spojrzenie. Ich maleńka siostra do końca życia naznaczona znakiem wrony? Na samą myśl przeszedł ją dreszcz.

      Spojrzała bezsilnie na Zniuchaja, ale już wiedziała, że drugiemu ze strażników brakuje odwagi, by się przeciwstawić. Tylko nie panikuj, napomniała samą siebie – to wyłącznie wielkie nieporozumienie, a oni już wkrótce zdadzą sobie z tego sprawę.

      – No dobrze, a to? – Zniuchaj skinął lękliwie głową w stronę błędnego ognika. – Co zrobimy z… z tym czymś?

      – To samo co zwykle – odparł mrukliwie Wywęsz. – Nie patrzymy, nie słuchamy, a już z całą pewnością za nim nie idziemy. Kto wie, z jakiej plugawej magii się zrodził – i jakie klątwy może przenosić? Nakładam na pozostałych mieszkańców zakaz opuszczania domostwa – zdecydował. – Nikt stąd nie wychodzi, nikt tu też nie wchodzi. Czy wyrażam się jasno? Czekajcie na przybycie strażników, którzy was przesłuchają.

      Położył Charlie dłoń na ramieniu, ale dziewczynka od razu ją strząsnęła.

      – Nigdzie się stąd nie ruszam, proszę pana – burknęła. – Nie możecie mnie aresztować, w przyszłym tygodniu kończę siedem lat!

      – Na twoje szczęście my nie aresztujemy dzieci. My wyłącznie przejmujemy nad nimi pieczę.

      Charlie przestała się wyrywać i spojrzała na mężczyznę z nadzieją w oczach.

      – Pieczeń…?

      Wywęsz westchnął, jakby miał jej powyżej uszu, choć Betty wątpiła, czy to wystarczy, żeby dał jej siostrze spokój. Znów złapał Charlie za ramię, tym razem mocniej.

      – Idziemy – rzucił.

      – Chwileczkę! – Babka zastąpiła mu drogę. – Moja wnuczka nigdzie stąd nie pójdzie. A już na pewno nie bez jednej z nas.

      – Przykro mi, ale to zabronione. Czy muszę przypominać, że nałożyłem zakaz…

      – Niech mnie pan pocałuje w moje cztery zakazane litery! – krzyknęła babka. – Przecież jesteście strażnikami, macie nas ochraniać. To raczej ja powinnam pytać was, skąd w domu niewinnych ludzi wziął się błędy ognik!

      Charlie zerknęła znacząco na dłoń Wywęsza, a potem na Betty.

      Mam go ugryźć? – poruszyła bezgłośnie ustami.

      – Nie! – wypaliła Betty, ku zaskoczeniu wszystkich obecnych w kuchni osób. Odkaszlnęła i rzuciła Charlie ostrzegawcze spojrzenie.

      – Tak czy siak, idę z wami. – Bunia Wspaczna podniosła z determinacją swoją fajkę. – A jeśli macie do mnie jakiekolwiek pytania, możecie mi je zadać po drodze.

      – Z całą pewnością nigdzie się stąd pani nie wybierze – oznajmił Wywęsz chłodno.

      Babka sięgnęła po dłoń Charlie.

      – Niech mnie pan powstrzyma.

      I nagle wybuchł chaos.

      Wywęsz odepchnął brutalnie rękę staruszki. Babka rozdziawiła usta, po czym wydobyło się z nich słowo, przez które Fliss się zaczerwieniła, a Charlie zrobiła wielkie oczy.

      – Jak pan śmie podnosić na mnie rękę?! – krzyknęła Bunia Wspaczna.

      Na oczach przerażonej Betty uniosła drewnianą łyżkę, którą wciąż trzymała w dłoni, a następnie zdzieliła Wywęsza prosto w nos.

      – Dość tego! – wściekł się strażnik. – Jest pani aresztowana!

      – Nie! – wtrąciła się Fliss. – Nie może pan! Babciu, błagam, przeproś pana…

      – Słucham? Przeprosić? O nie, dziecko, po moim trupie! – stwierdziła babka z osobliwym błyskiem w oku.

      Och, ona celowo daje się aresztować, zrozumiała w końcu Betty – żeby zostać z Charlie! Zalała ją fala miłości do tej dzielnej kobiety.

      Wywęsz z dziwnie triumfalną miną skinął na Zniuchaja.

      – Skuj ją. Doprowadzimy tę babę do aresztu na Dziobie Szachraja.

      – Czy to znaczy, że… że ona nie idzie z Charlie? – Betty ścisnęło w żołądku na widok srebrnych kajdanek, które Zniuchaj wyszarpnął zza pasa.

      Strażnik zapiął je staruszce na nadgarstkach. Bunia Wspaczna zacisnęła pięści, a z jej ust posypała się kolejna wiązanka przekleństw.

      Wywęsz odwrócił się do Fliss.

      – Po co? Rano zajmie się nią dyżurny.

      Pchnął Charlie w stronę drzwi, a tuż za nim podążył Zniuchaj, który z poczuciem winy malującym się na twarzy prowadził babkę. Betty zaswędziały ręce. Jedyne, czego teraz pragnęła, to rzucić się na nie obie, pochwycić je w objęcia i nigdy nie puszczać. Sparaliżował ją jednak strach.

      – Jak oni mogą? – utyskiwała babka. – Przecież to praktycznie porwanie!

      – Nie martw się, babciu – pocieszyła ją Charlie i wsunęła w jej dłoń własną, dużo drobniejszą. – Przynajmniej w końcu zobaczę Udrękę. A poza tym całkiem nieźle radzę sobie z porwaniami.

      – Co ty opowiadasz? Przecież nikt cię nigdy nie porywał! To znowu jakieś twoje niemądre gierki?

      Betty i Fliss spojrzały po sobie. Tylko one i Charlie, trzy nieodłączne siostry, pamiętały o wydarzeniach wymazanych ze wspomnień ich babki i ojca – o przygodach, które spotkały je nie tak dawno temu, gdy Charlie rzeczywiście została porwana.

      Huk drzwi wejściowych wstrząsnął posadami Kieszeni Kłusownika, a zaraz potem rozległ się znajomy brzęk, gdy z nadproża spadła szczęśliwa podkowa Buni Wspacznej. Betty czekała, aż metaliczny dźwięk ucichnie, znowu dręczona przez ten sam niepokój co wcześniej, który coraz głębiej zatapiał pazury w jej umyśle. Wszystkie te drobne znaki: wrony, przekrzywiona podkowa… A jeśli one rzeczywiście coś znaczyły?

      Pomimo przekonania, że strażnicy prędzej czy później zrozumieją swój błąd i uwolnią Charlie, naszło ją okropne przeczucie, że coś w tej całej sprawie jest nie w porządku.

      – Biedna Charlie – wyszeptała. – Nigdy by do tego nie doszło, gdybyśmy nie wpuściły Błądki do domu.

      – One sobie poradzą. – Fliss dla otuchy gładziła Betty po ramieniu, ale jej oczy zdradzały niepokój. – Charlie to twarda dziewczyna, a oni będą musieli ją uwolnić, gdy tylko zdadzą sobie sprawę ze swojego błędu.

      Ale Betty jej nie słuchała.

      – Musimy wyprowadzić stąd Błądkę – powiedziała twardo. Wytarła rękawem zasmarkany nos i zagryzła zęby, żeby przestać chlipać. – Musimy się jej pozbyć, i to już.

      Ruszyła do pokoju, zostawiając Fliss samą w kuchni. W ciemnościach jej urywany