– Ale…
Uprzedza mnie, dotykając palcami mojego podbródka.
– Żadnego „ale”. Muszę korzystać ze szczęścia, póki mi dopisuje. – Zgrubiałym kciukiem naciska na moją dolną wargę. – Wrócę przed końcem festiwalu… przed balem.
Mimo rozczarowania spowodowanym kolejnym pożegnaniem, przywołuję na usta nikły uśmiech.
– Jeśli już raz zobaczysz mnie w jedynej ładnej sukience, jaką posiadam, będziesz chciał mnie w niej widzieć jeszcze tysiące razy.
Pochyla się i delikatnie całuje mnie w policzek, drapiąc mnie miękką brodą.
– Zaopiekuj się Hansą, kochana.
Przytulam go mocno, chłonąc duszący zapach tytoniu.
– Zaopiekuję, jeśli mi na to pozwoli.
Ściska dłonią moje ramię i wypuszcza mnie z objęć, a ja odwracam się w stronę kładki i rzucam ostatnie spojrzenie na ojca oraz swój pierwszy wynalazek. Kiedy wracam na wypłowiałe deski doku, ojciec nakazuje załodze podnieść kładkę oraz kotwicę.
Nim statek opuszcza port, wykorzystuję rozkojarzenie żeglarzy nałożonymi na nich obowiązkami i przykładam kamień do statku, dokładnie pod wypisanym na dziobie wielkimi literami imieniem mojej matki. Zamykam oczy i szepczę zaklęcie, czując na twarzy powiew bryzy docierającej od Cieśniny Sund.
Rozdział 6
To idealna noc na palenie czarownic.
W końcu na tym polega Wigilia Świętego Jana. Jest to święto upamiętniające pozbycie się ludzi takich jak ja za pomocą stosów, topień lub banicji – zależy, co było w danym okresie popularne.
Na całe szczęście dziś pali się tylko kukły wykonane na podobieństwo wiedźm. Stanowi to symboliczne rozpoczęcie havnestadzkiej odmiany Festiwalu Lithasblot. W porównaniu z innymi królestwami, u nas zaczyna się on najwcześniej i trwa najdłużej – dokładnie pięć dni, w ciągu których mieszkańcy bawią się, śpiewają pieśni dla Urdy oraz jedzą tvøst og spik: mięso czarnego wieloryba, różowe sadło i ziemniaki. Nawet w trakcie Tørhedu – posuchy – obywatele Havnestadu byli skorzy poświęcić ograniczone zapasy żywności i złożyć je bogini w ofierze.
Płomienie wielkiego ogniska sięgają ku jasnoróżowemu niebu, wyznaczając początek festiwalu. Najpierw król Asger wygłasza przemowę o miłości i duchu rywalizacji.
Potem Nik wygłasza przemowę o miłości i duchu rywalizacji.
W dzień tej przerażającej burzy Nik osiągnął pełnoletniość i, zgodnie z tradycją, to on musi poprowadzić festiwal – najwyraźniej spojrzenie śmierci w oczy to żadna wymówka.
Dlatego gdy już odzyskał siły, praktycznie zamknięto go za wrotami pałacu, gdzie bez przerwy spacerował korytarzami, recytując pod nosem formułki, które przekazał mu ojciec. Dwa razy zdarzyło mi się usłyszeć, jak je powtarza – przed jego urodzinami i po nich, i za każdym razem wyszło mu to świetnie, choć może mówił trochę za szybko. Ale to tylko i wyłącznie dlatego, że robi coś takiego pierwszy raz w życiu. Wiem, że sobie poradzi.
Jednak książę Asger Niklas Bryniulf Øldenburg III, pierwszy w kolejce do tronu niepodległego królestwa Havnestadu, wydaje się nie podzielać mojego zdania.
Twarz Nika ma kolor prześcieradła. Drżącymi palcami przylizuje włosy. Ten dzień już i tak jest dla nas ciężki, jako że dziś mijają również dokładnie cztery lata od śmierci Anny, a przez dodatkowy stres wywołany nadchodzącą przemową, Nik wygląda, jakby zaraz miał się przekręcić.
Bez wahania wyciągam rękę i delikatnie łapię go za dłoń. Widząc jego zdenerwowanie, sama przestaję się przejmować własnymi zmartwieniami – tym, czy mojemu ojcu przyda się mój wynalazek i tym, że Iker jeszcze nie wrócił z wyprawy. Ściskam palce Nika.
– Ćwiczyłeś to cały tydzień. Poradzisz sobie.
– Ale ja się do tego nie nadaję, Evie.
– Oczywiście, że się nadajesz! Jesteś Øldenburgiem. Członkiem rodu, który od tysiąca lat sprawuje tu władzę. – Pochylam się w jego stronę, tak że moja twarz zasłania mu cały widok. – Tę przemowę masz we krwi.
Nik rumieni się i odwraca wzrok.
– Myślę, że trochę tej krwi ze mnie upłynęło, gdy walnąłem nogą w tamtą skałę, jak miałem dziesięć lat.
Powstrzymuję się od śmiechu, przypominając sobie, jak Nik niemal stracił przytomność na widok własnej krwi. To było dokładnie w połowie ścieżki wiodącej do Przełęczy Lille Bjerg. Razem z Anną zdjęłyśmy pończochy i ciasno zawiązałyśmy je nad raną na jego łydce, po czym we dwie go podniosłyśmy i zaciągnęłyśmy na dół.
– Przypomnij sobie, jak to było na urodzinach. Nie wyglądałeś na zdenerwowanego, gdy śpiewałeś na ławce z cytrynami we włosach.
– Ale wtedy nie występowałem przed całym królestwem. Teraz tak.
– No i? Jaką różnicę robi kilka twarzy więcej?
Parska śmiechem, jak na księcia przystało.
– Od kiedy „kilka” to „setki”? Poza tym przypominanie mi o moim katastrofalnym przyjęciu urodzinowym raczej mnie nie uspokoi.
– Och, nie dramatyzuj.
Nik unosi brew.
– Och, bo ty wcale nie dramatyzujesz, kiedy wpatrujesz się maślanymi oczami w port, czekając na pewien statek z Zatoki Ridgeby?
Czuję ucisk w żołądku. Mimowolnie zerkam na morze, pragnąc ujrzeć na horyzoncie statek Ikera, ale nic tam nie widzę – wszystkie statki, które przypłynęły specjalnie na festiwal, łącznie z tymi należącymi do tutejszych wielorybników, stoją już zakotwiczone przy dokach.
Nik wzdycha, a ja wiem, że żałuje swoich słów. Po raz kolejny cieszę się, że nie wie o pocałunkach, jakie wymieniliśmy z Ikerem. Ponownie ściska moją dłoń wciąż drżącymi palcami.
– Wróci. Iker może i ma swoje zasady, ale zawsze dotrzymuje słowa.
To ostatnie, co od niego słyszę, nim królowa Charlotte odciąga go na bok, żeby przygotował się do wygłoszenia przemowy. Powoli siadam na piasku i kładę na podołku małą lalkę ubraną w czerń i biel, która wkrótce ma obrócić się w popiół. Ledwie się zmuszam, by dołączyć do tegorocznej zabawy, przy której tym razem Nik nie będzie mi towarzyszył.
Podejrzewam, że mogłabym dołączyć do pałacowego personelu – znam ich odkąd byłam małą dziewczynką. Ale tak naprawdę nie jestem jedną z nich. A jeśli chodzi o moje rówieśniczki, to nigdy nie postrzegały mnie jako sobie równej – w ciągu tych wszystkich lat dały mi to jasno do zrozumienia.
Może wygnanie nie byłoby aż taką złą opcją – mogłabym po prostu uwolnić swoją magię w trakcie palenia małych lalek wykonanych na podobieństwo czarownic i raz na zawsze opuścić to miejsce. Ale wtedy opuściłabym też Nika. I pociągnęłabym za sobą całą swoją rodzinę.
Dlatego siedzę w odosobnieniu – wiedźma w przebraniu, przyjaciółka księcia, która nie zna swojego miejsca.
Wciąż znajduję się w zasięgu wzroku Nika, gdy ten przygotowuje się do przemowy, która stopniowo pozbawia go resztek odwagi, lecz wciąż jestem na tyle daleko, że mam dobry widok na morze.
Przypłynie.
Sam tak powiedział.
Zresztą i tak nie powinno cię to obchodzić.
Przenoszę