Księżniczka. Crew. Tom 2. Tijan. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Tijan
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Эротика, Секс
Год издания: 0
isbn: 978-83-66654-92-1
Скачать книгу
przyniosłam ją dla ciebie.

      Uśmiechnęłam się i opadłam na kanapę obok niej.

      – Przepraszam. Jak to wypiję, przyniosę więcej. Obiecuję.

      Race zaśmiał się i podał Taz swoją kawę.

      Zellman złapał piłeczkę, którą podrzucał, i odchylił się na krześle w stronę aneksu kuchennego.

      – Luz, przyniosłem cały dzbanek. – Prychnął, wziął filtr. – Mamy nawet kawę smakową. No i co wy na to?

      Taz zmarszczyła brwi.

      – Że co?

      – Nic. – Cross ziewnął, potarł ręką kark, usiadł na miejscu, które właśnie zwolnił Zellman. – Słyszeliście już o Alexie?

      Race jęknął.

      – Jakoś nie jestem zaskoczony.

      Taz przeniosła zdezorientowany wzrok na swojego chłopaka i złapała go za rękę.

      Jordan nachylił się w naszą stronę.

      – Co wy tutaj robicie?

      Cross zerknął na mnie. Odwzajemniłam spojrzenie i upiłam łyk kawy. Jeszcze nie byłam gotowa, by się z tym zmierzyć, ale wcześniej słyszeliśmy narzekania Zellmana, że „ten sukinkot Alex wszystko ustawił”, więc skoro już tu byliśmy…

      Zellman skończył parzyć kawę i ruszył w stronę krzeseł. Cross wstał.

      – Siedź, stary. Wyglądasz na padniętego. – Zellman wziął stołek i przysunął go do nas.

      Cross potarł szczękę, wciąż stojąc.

      – Jeśli znowu usiądę, to zasnę. Mieliśmy z Bren wyjątkowo ciężki wieczór. Jak sądzę, słyszeliście już plotkę?

      – Tak. – Jordan skinął na nas głową. – A wy co wiecie?

      – Wczoraj słyszeliśmy od Channinga, że…

      Zerwałam się na równe nogi, teraz już bardziej pobudzona.

      – Złapaliśmy Alexa, gdy szedł rano na siłownię. Nie spodziewaliśmy się, że wszyscy się dowiedzą.

      Jordan machnął ręką i odchylił się na krześle.

      – Skurwiel papla na prawo i lewo. Nie było kogo oskarżyć, więc winią Ryersona. – Zamilkł, spojrzał na Race’a i się poprawił: – To znaczy winią Alexa.

      Race warknął.

      – Jest nas za dużo, jeśli chcecie znać moje zdanie. – Skupił na mnie stanowczy wzrok. – Drake’a nie powinno tu być.

      Zasalutowałam Race’owi kawą jego dziewczyny.

      – Zgadzam się w całej rozciągłości.

      Poczułam na sobie wzrok Crossa i poczekałam, żeby sprawdzić, czy podzieli się tym, czego jeszcze się dowiedzieliśmy. Tyle że Taz i Race nie należeli do Ekipy Wilków, chociaż przyjaźniliśmy się z nimi i byli częścią rodziny. I nic nie mogło sprawić, że zaczną do niej należeć. Nie mogliśmy tak skalać ekipy. Jordan przekrzywił pytająco głowę, a ja w odpowiedzi pokręciłam swoją. Wiedział, że mamy do powiedzenia coś więcej, ale się wstrzymał. Mój przekaz do niego dotarł. Zellman obrócił się na stołku.

      – W takim razie jaki mamy plan? – Race spojrzał po zebranych.

      – Skoro poszła już fama, to niech twój kuzyn lepiej od razu się przeniesie do innej szkoły – oznajmił Cross. – Stał się celem, niezależnie od tego, czy ta pogłoska jest prawdziwa, czy nie.

      – Wiem, ale to jego wina. Sam wykopał sobie grób – powiedział Race.

      – I to głęboki. – Cross ruszył w stronę aneksu i kawy.

      Taz na chwilę spuściła głowę, a potem zerknęła na oddalającego się brata.

      – Wciąż nie odpowiedzieliście – zauważył Jordan. – Kiedy się tu zjawiliście?

      – Rano, po rozmowie z Alexem.

      Zmrużył oczy. Wiedziałam, że koniecznie chciał usłyszeć, co mamy do powiedzenia.

      Uśmiechnęłam się drwiąco.

      Jordan podrapał się po nosie środkowym palcem.

      Zaśmiałam się, ale szybko zakaszlałam, gdy Taz rzuciła mi pytające spojrzenie.

      – Okej… – Zellman jak zwykle nie sczaił, co się dzieje. Przeciągnął się i zapytał: – Gdzie będzie impreza przed dzisiejszym street dance’em? – Spojrzał na Crossa, Jordana, na mnie i znowu na Crossa. – Bo idziemy na imprezę, tak? Czy mamy inne plany?

      Cross wrócił z kubkiem kawy.

      – Czy po tym, co zrobiliście wczoraj, wszystko mamy pod kontrolą? – Skinął na Jordana, potem na Zellmana. – Ludzie wiedzą, że to wy tak urządziliście te auta.

      Zellman odchrząknął głośno.

      – Chuj z tym. Nikt nic nie wie. Poza tym to była zemsta za to, co wydarzyło się wiele lat temu przez braci Broudou. Już wieki temu powinniśmy byli się odegrać na ich furach za to, co zrobili.

      Cross zmarszczył brwi.

      – Tylko że oni nie są z Akademii, a z Liceum Publicznego.

      Zellman wzruszył ramionami i wrócił do obracania się na stołku.

      – A kogo to obchodzi? Oni wszyscy są tacy sami.

      Wzięłam poduszkę i rzuciłam nią w Zellmana.

      – Moja przyszła bratowa tam chodziła. Nie są tacy sami.

      Złapał poduszkę i spojrzał na mnie z niedowierzaniem.

      – Poważnie? Stajesz po stronie Publicznego?

      – Tak daleko się nie posunę, ale staram się bronić przyszłej rodziny.

      – I Heather jest spoko osobą, ale ona już do tej szkoły nie uczęszcza. – Podniósł rękę i potarł kciukiem dwa kolejne palce. – Jest zbyt zajęta zarabianiem hajsu.

      Jordan zakaszlał.

      – Wróćmy do bieżących spraw. – Skinął głową na Crossa. – Raczej nie musimy się martwić odwetem. Chcieli spalić naszą szkołę. To oni zostali złapani, nie my. Wszystko spadnie na nich.

      Zaśmiałam się.

      – Jesteśmy lepszymi przestępcami.

      Jordan wyszczerzył zęby. Oparł łokcie o kolana, złączył dłonie.

      – Nigdy wcześniej nie słyszałem, żeby ktoś z Akademii miał z nami jakiś problem. Musimy poznać prawdę, dowiedzieć się, czy Alex rzeczywiście ich namówił, czy nie.

      Cross pokiwał głową i oparł się biodrem o kanapę.

      – To samo pomyślałem. Alex powiedział, że nie miał z tym nic wspólnego, że jest głupi, ale nie aż tak.

      – Wierzysz mu? – zapytał Race.

      Wszyscy skupiliśmy na nim wzrok.

      – A ty? – odparował Cross.

      Race spuścił wzrok, milczał przez chwilę.

      – Nie wiem. Co prawda nienawidzę swojego kuzyna, ale po tym, co zrobił Taz, naprawdę gryzło go poczucie winy. Kretyn próbował się zabić i zrobiłby to, gdybyście się nie zjawili.

      To był jeden z tych momentów, gdy zachowaliśmy się jak ci dobrzy. Ale nie zapominajmy o prawdziwym powodzie, dla którego się tam zjawiliśmy. Choć czy to naprawdę miało jakieś znaczenie, wziąwszy pod uwagę cały obraz sytuacji?

      – Jakoś nie wierzę, że zadręczał się tym w szpitalu