Pisma wybrane. Wiek XX. Jerzy Łojek. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Jerzy Łojek
Издательство: PDW
Серия:
Жанр произведения: Документальная литература
Год издания: 0
isbn: 9788324225439
Скачать книгу
Beck tak oto streszcza swoje wrażenie z narady w Kołomyi o godzinie 12.00: „Widoczne było, że katastrofa jest nieunikniona. Na moje pytanie, czy marszałek Śmigły dysponuje jakimikolwiek siłami w Małopolsce Wschodniej, aby powstrzymać napór wojsk sowieckich, otrzymałem odpowiedź, że poza oddziałami KOP mogą znaleźć się tylko luźne bataliony marszowe, ale praktycznie opór jest beznadziejny. Marszałek Śmigły wahał się, jakie ma wydać rozkazy wojsku co do walki z oddziałami sowieckimi. Skłonny był raczej do nieprzyjmowania walki”[196]. Składkowski dodaje: „Rząd i Naczelne Dowództwo mogłyby przedzierać się z policją i stu żandarmami, będącymi jedyną siłą dyspozycyjną, przez Żabie na zachód, wzdłuż granicy węgierskiej[197], ale oddala nas to od jedynej granicy alianckiej, którą jest granica rumuńska”[198].

      Wszystkie dokumenty 17 września dowodzą, że o godzinie 12.00 jedynym problemem Rządu RP stało się wydobycie ówczesnej ekipy rządowej z matni na „przedmościu rumuńskim” – celem ewakuacji przez Rumunię (bardziej – jak dzisiaj wiemy – realna ewakuacja przez Węgry nie była brana poważnie pod uwagę) do Francji. Nikt nie zastanowił się nad problemem zasadniczym: czy Rząd RP (o Naczelnym Dowództwie do wieczora 17 września w ogóle nie było mowy) ma prawo opuścić walczącą jeszcze półmilionową armię i co najmniej 15 milionów nieogarniętych dotąd przez okupantów obywateli RP – aby chronić się za granicą z zamiarem „kontynuowania walki”? Czy taka ewakuacja była politycznie możliwa? Nie chodzi nam nawet o sprawę tranzytu przez Rumunię, którą (jak niżej wyjaśniamy) zaniedbano w sposób żenujący. Sprawą najwyższego znaczenia była kwestia polityczna: czy społeczeństwo Rzeczypospolitej będzie nadal uznawać Prezydenta i Rząd RP, którzy zapewniali uprzednio kraj o zdolności Polski do długiego oporu, lecz w siedemnastym dniu wojny opuścili naród i armię – nie zostawiając żadnej deklaracji politycznej w sprawie nowej agresji, ani żadnych zasadniczych wskazań politycznych dla całego kraju?

      Nie jest naszym celem publicystyczne roztrząsanie moralnej i duchowej wartości i osobistej postawy członków ekipy rządowej RP w dniu 17 września. Z czysto historycznego punktu widzenia trzeba jednakże stwierdzić, iż dnia tego postradali oni zupełnie rozeznanie w ogólnym uwarunkowaniu politycznym swojej sytuacji. Tego dnia nie mieli już bowiem żadnej szansy kontynuowania poza krajem swojej działalności państwowej. Po takiej klęsce legalna władza rządowa RP (której kontynuację w warunkach wojny zapewniła przewidująco Konstytucja z 23 marca 1935) musiała przejść w inne ręce. Prawda: członkowie Rządu RP mogli się ówcześnie łudzić, że ponieważ oni właśnie zawierali układ sojuszniczy z Wielką Brytanią (co do Francji, z góry było wiadomo, że lepszą współpracę zapewniłaby ekipa opozycyjna), więc Londyn będzie przez ten fakt niejako moralnie zobligowany. Były to jednak złudzenia… i to dość niepoważne. Tytuł sojuszniczy przejął w kilkanaście dni później Władysław Sikorski – i osiągnął tyle, co mógł był osiągnąć w warunkach stworzonych przez swoich poprzedników.

      Poświęcamy niżej nieco uwagi zaniedbaniom w sprawie tranzytu Rządu RP przez terytorium Rumunii. Gdyby jednakże Prezydent, Rząd i nawet Wódz Naczelny dotarli byli do Francji już 19 września (tylko pojawienie się we Francji najpóźniej w 48 godzin po opuszczeniu Polski mogło było w ówczesnych warunkach politycznych zapewnić kontynuację międzynarodowego uznania dotychczasowej ekipy rządowej), groziłby prawdopodobnie obrót rzeczy wprost najfatalniejszy: odmowa dalszego uznawania Rządu RP na emigracji w takim właśnie składzie personalnym – przez opinię publiczną w kraju. Być może stosując wszelkie rygory dyscypliny wojskowej, udałoby się utrzymać posłuszeństwo zrekonstruowanej na Zachodzie armii wobec rozkazów Rydza-Śmigłego. W Polsce organizacja ZWZ i potem AK pod firmą Rządu, który tak przegrał Kampanię Wrześniową (podkreślamy: nie dlatego, że przegrał w ogóle, gdyż przegrana była nieuchronna; decydujące były jednak: tempo klęski, brak odpowiednich przygotowań wojskowych i politycznych na okres wojny, a zwłaszcza na chwilę klęski, poza tym zachowanie się Naczelnego Dowództwa i Rządu dnia 17 września) – byłaby zapewne w ogóle niemożliwa.

      Optymalnym wyjściem politycznym z zaistniałej sytuacji było (poza wydaniem zasadniczej deklaracji politycznej, o której za chwilę) opublikowanie na terytorium RP dekretu Prezydenta, przekazującego (zgodnie z artykułem 13, punkt 2-b, Konstytucji Rzeczypospolitej) następstwo na tym urzędzie odpowiednio poważnemu kandydatowi, znajdującemu się już poza zasięgiem nieprzyjaciela – w momencie abdykacji dotychczasowego Prezydenta RP, która powinna była nastąpić automatycznie w chwili popadnięcia Ignacego Mościckiego w niewolę na ziemiach polskich lub internowania go gdziekolwiek w kraju obcym. Mościcki winien był pozostać na terytorium kraju aż do końca walki (najlepiej we Lwowie) i po prostu poddać się Niemcom w chwili, gdy byłoby to nieuchronne (pomijając sprawę uprzednich nonsensownych decyzji ewakuacyjnych – jeszcze w południe 17 września Prezydent i Rząd RP mogli byli dotrzeć nawet do Lwowa). Przypisywanie ewentualnemu popadnięciu w niewolę niemiecką byłego prezydenta czy byłego naczelnego wodza Polskich Sił Zbrojnych jakiegoś symbolicznego i mistycznego niemal znaczenia, czym próbowali później epatować opinię publiczną obrońcy zachowania Rydza-Śmigłego i Mościckiego w dniu 17 września, trzeba niestety nazwać nonsensownym. Z faktu, że obaj – wraz z całą ówczesną ekipą rządową – znaleźli się wkrótce potem pod rumuńskim kluczem, nie wynikła żadna dodatkowa katastrofa dla sprawy polskiej, a istotne obniżenie prestiżu Rzeczypospolitej wiązało się właśnie z poniewczesnym upartym trzymaniem się pustych tytułów przez ludzi, których bieg wydarzeń odarł z powagi naczelnych władz państwa polskiego. Korzystne dla kraju byłoby jednakże tylko uprzednie, przed dostaniem się do niewoli, przeniesienie urzędu prezydenckiego i władzy naczelnego wodza na ludzi, którzy mogli realnie służyć dalej sprawie Rzeczypospolitej. W sytuacji 17 września było już jasne, że Naczelny Wódz marszałek Rydz-Śmigły winien był zatrzymać w swoich rękach tylko dowództwo sił zbrojnych na terenie kraju, pozostawiając swoje stanowisko do dyspozycji przyszłego Prezydenta RP. Rzecz jasna, że właściwym kandydatem na następcę Ignacego Mościckiego nie był ani kardynał Hlond (który z zasadniczych powodów nie mógł akceptować następstwa na urzędzie Prezydenta RP), ani też uroczy hulaka gen. Bolesław Wieniawa-Długoszowski, którego wszyscy lubili, lecz nikt poważnie nie traktował. Zapewne najlepszym kandydatem był człowiek, który w końcu – niestety po perturbacjach bardzo sprawę polską kompromitujących i właśnie dlatego w sytuacji zmuszającej go do ograniczeń swoich konstytucyjnych prerogatyw – Prezydentem RP został: Władysław Raczkiewicz, ówcześnie prezes Związku Polaków za Granicą. Opuścił on Polskę 16 września i w chwili agresji radzieckiej był bezpieczny[199]

      Конец ознакомительного фрагмента.

      Текст предоставлен ООО «ЛитРес».

      Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.

      Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.

      Примечания

      1

      Pełny adres bibliograficzny:


<p>196</p>

Beck, Komentarze, s. 105.

<p>197</p>

Ewakuacja przez Żabie oznaczałaby zatoczenie łuku na południe, a potem dopiero zwrot na północny zachód na Tatarów i dalej przez Jabłonicę do Przełęczy Tatarskiej. Do przejścia granicznego na Węgry stanowiło to około 80 km po drogach twardych, w każdym razie bez zagrożenia ze strony Wehrmachtu i Armii Czerwonej. Ale o tej porze można było jeszcze przedrzeć się przez Nadworną i Stanisławów do Lwowa, oczywiście bez nadziei na ewakuację później poza obszar RP.

<p>198</p>

Składkowski, op. cit., s. 122.

<p>199</p>

Ibidem, s. 118.