– Ale dlaczego do lokalnego zabójstwa wezwano FBI?
– Pomoc jest zawsze mile widziana – odparł Kelly.
Dawson przyjrzał mu się sceptycznie.
– Nie wciskaj mi tu kitu.
– Poznaliśmy pańską córkę – zmieniła temat Jamison. – Musi pan być z niej bardzo dumny.
Dawson się uśmiechnął.
– Jeszcze chwila i będzie rządzić światem. Kiedy przejmie stery, zostanę za nią daleko w tyle.
– Spotyka się z niejakim Stanem Bakerem – powiedział Decker. – Jego też poznaliśmy.
Oczy Dawsona jakby lekko przygasły.
– Tak? No cóż, nie wtrącam się do tego. Jest dorosła i może podejmować własne decyzje, zwłaszcza jeśli chodzi o mężczyzn.
– No proszę – rzekła Jamison. – Szkoda, że mój ojciec nie jest taki postępowy. Mam trzydzieści kilka lat, a wciąż dostaję od niego maile ze szczegółowymi pytaniami o moje osobiste sprawy. Potrafi też wypytywać mnie przez telefon.
Na twarzy Dawsona pojawił się uśmiech.
– Och, ja też próbowałem wtykać tu i ówdzie nos. Ale gdy utarła mi go po raz czwarty, powiedziałem sobie: no cóż, nic tu po mnie. Nie warto się narażać. – Nagle sposępniał. – A kiedy zmarła Maddie… – Zapadło niezręczne milczenie, które przerwał sam Dawson: – Macie jeszcze jakieś pytania? – Rzucił okiem na papiery na biurku.
– Słyszeliśmy, że pański syn popełnił samobójstwo – wypalił Decker.
Dawson natychmiast się spiął.
– Wybrał rozwiązanie tchórza, tak. Ale co to ma do rzeczy? – warknął, patrząc gniewnie na Kelly’ego, który wydawał się zaskoczony słowami Deckera.
– A także że pan i Stuart McClellan jesteście najlepszymi przyjaciółmi.
Przez chwilę Dawson patrzył na Deckera błędnym wzrokiem, a potem parsknął śmiechem.
– Nie spodziewałem się po panu poczucia humoru. Prawda jest taka, że sprawę rozdmuchano ponad miarę. Nie twierdzę, że wkrótce wybierzemy się razem na wakacje, ale miasto przeżywa rozkwit, a my obaj w szybkim tempie na tym zarabiamy. I ze sobą nie konkurujemy. Raczej się uzupełniamy. To jednak nie ma żadnego związku z zabójstwem tej kobiety, prawda? – dodał poważniejszym tonem.
– Jak już wspomniałem, zadajemy wiele pytań w nadziei na znalezienie drogi, która pozwoli nam pchnąć śledztwo do przodu.
– Mnie to wygląda raczej na przerzucanie błota, żeby dotrzeć do cennego kruszcu.
– Tuż przed dokopaniem się do żyły złota zawsze grzęźnie się w błocie – odparł Decker.
– Spotkaliśmy Stuarta McClellana i jego syna Shane’a – podjęła wątek Jamison. – Była tam też pańska córka. W hotelu, gdzie się zatrzymaliśmy. To jeden z pańskich obiektów.
– No i?
– Domyśla się pan, co robili tam McClellanowie? – zapytała Jamison. – Caroline wydawała się zaskoczona ich obecnością.
– To wolny kraj. Mogą chodzić, gdzie chcą. Do diabła – dodał z uśmiechem – nie mam nic przeciwko temu, żeby stary Stuart zostawił u mnie trochę grosza.
– Shane wydaje się oczarowany Caroline – zauważyła Jamison.
Dawson wstał.
– Miło było was poznać. Może gdzieś się jeszcze spotkamy.
Pozostali także wstali, ale Decker nie ruszył się z miejsca.
– Pańska córka złożyła ofertę kupna budynku, w którym mieszkała Irene Cramer. Wiedział pan o tym?
– Caroline nie musi do mnie przychodzić z każdą drobnostką. Rzeczywiście, staramy się skupować nieruchomości. A teraz jest dobry moment. Bo nadal są stosunkowo tanie.
– Można by przypuszczać, że w okresie prosperity ceny pójdą w górę – powiedziała Jamison.
– Ostatnio też mieliśmy tu wielkie ożywienie gospodarcze. A po kilku latach wszystko zeszło na psy. – Przerwał, dotknął podbródka. – Co wiecie o szczelinowaniu hydraulicznym?
– Tyle, co można wyczytać w prasie, a więc niewiele – odparła Jamison.
– Produkujemy więcej ropy niż jakikolwiek inny stan z wyjątkiem Teksasu. Ale frakowanie ma dwa minusy. Po pierwsze, olbrzymi napływ ludzi, którzy przyjeżdżają tu dla dobrze płatnej pracy, a handel narkotykami, prostytucja i inne przestępstwa mnożą się na niespotykaną skalę. No i nie da się wystarczająco szybko budować domów, szkół, dróg, sklepów i całej reszty, której chcą ludzie. I drugi minus. Zdarzają się krachy. Ostatnim razem ceny ropy z dnia na dzień zleciały na łeb na szyję i pozostały na tak niskim poziomie, ponieważ kraje OPEC zwiększyły produkcję, żeby wysiudać naszych frakerów z biznesu. Wszystko tu się pozamykało, dosłownie wszystko. Byłem bliski utraty całego majątku. Ale właśnie dzięki temu McClellan umocnił kontrolę nad terenami łupkonośnymi.
– To znaczy?
– Kiedy wydobycie ropy z łupków zrobiło się popularne, zjechały tu grube ryby gotowe na wszystko. Wydzierżawili wszystkie dostępne działki, płacąc za nie bajońskie sumy. Ale gdy nastąpił zastój w gospodarce, upadli, a McClellan wykupił ich dzierżawy za ułamek kwoty. Ma uporządkowany i dobrze działający model biznesowy, więc raczej nie musi się obawiać kolejnej zmiany koniunktury.
– Mimo wszystko nie jest to odpowiedź na moje pytanie o aktualne ceny – wytknęła Jamison.
– Pomimo dobrej kondycji przedsięwzięć McClellana ludzie robią się piekielnie nerwowi, boją się, że grunt znów usunie im się spod nóg. A to stwarza okazje dla osób z większym apetytem na ryzyko.
– Kilka lat temu niewiele brakowało, by i pan się wycofał – przypomniał Kelly.
Dawson spiorunował go wzrokiem.
– Maddie nie chciała dłużej tu mieszkać. Przeszliśmy razem piekło. Po ostatniej zapaści znów zaczęło się ożywienie, ale ona miała już dość. Chciała wyjechać, bez względu na wszystko, choćby się paliło i waliło. Mieliśmy w zanadrzu parę groszy. Zamierzaliśmy kupić małą willę we Francji i tam spędzić nasze złote lata. I wtedy…
– Zginęła w wypadku – dokończyła Jamison.
Pokiwał głową.
– Nie było mnie w kraju. Podczas śnieżycy zjechała z drogi. Nie zdawała sobie sprawy, że tył samochodu zahaczył o pobocze. Rura wydechowa wygięła się i zatkała – mówił Dawson z wyraźnym bólem w oczach. – Nawdychała się tego paskudztwa. I… umarła.
– Co pan robił za granicą? – dociekał Decker.
– Kupowałem dom we Francji. Pojechałem tam z Caroline.
– Więc i ona zamierzała tam zamieszkać?
– Też była już zmęczona tym miastem. Chciała zacząć wszystko od nowa. Maddie pragnęła tego samego. – Spojrzał na Deckera. – No ale spytam ponownie: jakie ma to znaczenie dla waszego śledztwa?
Decker wstał.
– Wyznaję zasadę, że wszystko ma znaczenie, póki nie okaże się inaczej.
– Nie odpowiedział pan także na moje poprzednie pytanie. Nie rozumiem, dlaczego wezwano was, agentów federalnych, do lokalnego morderstwa.
– Cóż, jeśli chodzi o tę kwestię, witam