Kelly w milczeniu rzucił okiem na Deckera.
– Uwierzyła pani w tę historię o matce? – zapytał Decker.
– Byłam tak oszołomiona, że nie wiedziałam, w co mam wierzyć. Ale sprawiała wrażenie absolutnie szczerej, więc wbrew swoim przekonaniom obiecałam, że nikomu nie powiem, co widziałam. Gdybym to zrobiła, natychmiast straciłaby tutaj pracę.
– Oczywiście, że tak! – ryknął Gunther. – A ty powinnaś była nam powiedzieć, Susan. Pomyśleć tylko, że nasze dzieci uczył ktoś, kto… tak niemoralnie się prowadził.
Susan popatrzyła na niego wyzywająco.
– A czy pozwolenie na śmierć matki byłoby moralne?
– Z pewnością istniały inne możliwości – oznajmił Gunther. – Zgodzisz się ze mną, Miltonie?
Milton wydawał się wystraszony niczym uczniak chowający się na końcu sali lekcyjnej, gdy nauczyciel wywołuje go do tablicy, a on jest nieprzygotowany.
– Tak, tak, oczywiście. Na pewno istniały inne sposoby. – Nagle się ożywił. – Mogła zwrócić się z tym do nas. Zaoferowalibyśmy pomoc.
– Właśnie – zawtórował Gunther.
– Może nie chciała niczyjej pomocy – ucięła Susan.
– W takim razie powinna przyjąć na siebie pełną odpowiedzialność i ponieść konsekwencje – rzekł stanowczo Gunther.
– Wygląda na to, że tak się stało – zauważył Decker, zwracając na siebie uwagę wszystkich zebranych. – Ktoś odebrał jej życie, i to w sposób bardzo brutalny. – Świdrował Susan wzrokiem. – Mówiła coś jeszcze? Bała się kogoś? Dostawała pogróżki? Ktoś ją prześladował?
– Nie, nic z tych rzeczy. – Przerwała. – Ale zaraz… – dodała po chwili. – O czymś wspomniała. Mniej więcej dwa tygodnie temu. Zajrzałam tu, kiedy pracowała nad planem lekcji.
– Co wtedy powiedziała? – wtrąciła się Jamison. – Prosimy o jak największą dokładność.
– Wydawała się wytrącona z równowagi. Zapytałam, co się stało. Powiedziała, że dostała list czy wiadomość, która ją zaniepokoiła.
– Wcześniej twierdziła pani, że nikt jej nie groził – zauważył Kelly.
– Bo nie mówiła nic o żadnych groźbach. Tylko że się niepokoi.
– Zdradziła, od kogo była ta wiadomość? – dociekał Decker.
– Nie. Ale wkrótce potem wspomniała o podróży. – Susan szukała potwierdzenia u męża. – Byłeś przy tym, gdy prosiła o pozwolenie na tygodniowy urlop.
– Tak, tak, zgadza się. Miała odwiedzić matkę.
– Gdzie mieszka jej matka?
– Tego nie mówiła – odparła Susan. – W zasadzie niewiele wiem o jej przeszłości.
– Skoro tu uczyła, musieliście przecież coś o niej wiedzieć – rzekła Jamison. – Musiała przedstawić stosowne dokumenty potwierdzające jej kwalifikacje i doświadczenie zawodowe. Kelly mówił, że studiowała w Amherst. Dowiedział się tego od was.
– Tak, tak – potwierdził Milton. – Przedłożyła odpowiednie dokumenty i dyplom nauczycielski przy okazji rozmowy o pracę.
– Macie kopie tych dokumentów? – spytał Decker.
– Nie, obejrzałem je, ale nie zrobiłem kopii – odparł Milton.
– Sprawdziliście jej przeszłość? – dociekała Jamison.
Milton pokręcił głową.
– Nie… nie, nie zrobiliśmy tego. Nie sprawiała wrażenia osoby z przeszłością kryminalną. Młoda, sympatyczna kobieta z doskonałą prezencją i dyplomem znakomitej uczelni. Nie przemknęło nam przez głowę, że mogłaby popaść kiedyś w konflikt z prawem. Pracowała u nas przez rok, nie sprawiając najmniejszych problemów.
– I była doskonałą nauczycielką – dodała Susan. – Energiczną, sympatyczną, zajmującą, miała bardzo interesujący program nauczania i nigdy nie przekroczyła granic wyznawanych przez nas wartości. Dzieci ją uwielbiały. Będą załamane.
– Znajdziemy inną nauczycielkę – rzekł zdecydowanym tonem Gunther.
– Bez wątpienia – odparł Decker. – I miejmy nadzieję, że nie przydarzy się jej nic złego.
– Nie mamy z tą sprawą nic wspólnego – oburzył się Gunther. – Ta kobieta była prostytutką. Mogę sobie tylko wyobrazić tych podejrzanych i niebezpiecznych typów, których spotykała na wybranej przez siebie drodze. Jestem przekonany, że któryś z nich ma jej śmierć na sumieniu.
– Chciałbym być równie pewien jak pan – odparł Decker, po czym przeniósł uwagę na Susan. – Kiedy widziała pani Cramer po raz ostatni?
Kobieta zastanawiała się nad odpowiedzią, poruszając ustami, jakby odliczała w głowie dni.
– Osiem dni temu.
– Tutaj, w szkole? – spytała Jamison.
Susan zaprzeczyła.
– Byłam w mieście. Potrzebowaliśmy… kilku rzeczy. Zaopatrujemy się tam w jednym sklepie. Zwykle dostarczają nam zakupy, ale dwoje ich pracowników było na chorobowym, dlatego sama się do nich wybrałam.
– Więc gdzie ją pani widziała?
– Wychodziła z budynku.
– Rozmawiałyście?
– Zapytałam ją, kiedy jedzie do matki. Prawdę mówiąc, sądziłam, że już wyjechała. Powiedziała, że wyjazd się opóźnił, ale wyrusza następnego dnia, a termin jej powrotu do szkoły się nie zmieni.
– Mówiła, jak zamierza się dostać do celu swojej podróży? – zainteresował się Decker.
– Miała samochód. Starą hondę. Wiem, ponieważ przyjeżdżała nią do nas. Ale nie pytałam o środek transportu.
– Jak wyglądała? Była zdenerwowana? Wesoła? – zapytała Jamison.
Susan chwilę się zastanawiała.
– Zrezygnowana. Tak, wydawała się… zrezygnowana.
– Tak jakby jej los był już przesądzony? Czy to ma pani na myśli? – podsunął Decker.
– Cóż, wtedy tak nie pomyślałam, bo nie miałam pojęcia, że padnie ofiarą morderstwa. Ale teraz, gdy o tym wiem, powiedziałabym, że tak.
– Może przeczuwała nadchodzącą śmierć? – wtrącił Kelly.
– I przeczucie jej nie myliło – skwitował Decker.
13
– Znasz może przypadkiem niejakiego Stana Bakera? – zapytał Kelly’ego Decker w drodze powrotnej.
– Stana Bakera? Nazwisko nic mi nie mówi. A powinienem go znać?
– Pracuje w firmie naftowej. To mój… szwagier.
– Szwagier? Wiedziałeś, że tu jest?
– Nie, dowiedziałem się przez przypadek. Kawał chłopa, niemal mojej postury. Rudawe włosy, broda w tym samym kolorze. Surowy wygląd. Teraz coś ci świta?
Kelly się uśmiechnął.
– Decker, opisałeś połowę tutejszych mężczyzn.
– Domyślam się – odparł z roztargnieniem.
– W