– Jeżeli masz rację, to powinnam odejść z pracy. Nie przypuszczałam, że macierzyństwo uczyni ze mnie osobę nieprzydatną do zawodu – z gorzkim uśmiechem stwierdziła Tatiana.
– Nie mów głupstw, Taniu. Jesteś wspaniałą śledczą, przypomnij sobie, jakich bandziorów przypierałaś do muru. Masz jasny i przenikliwy umysł, jesteś uparta, skrupulatna i…
– Słaba. Nie nadaję się już do tej pracy. Dobrze, że zrozumiałam to dzisiaj, póki jeszcze nic złego się nie stało. Zawsze lepiej odejść w porę.
– No i co?! – niemal krzyknęła Nastia. – No i co takiego dzisiaj się stało? Ktoś cię wystraszył, wpadłaś w panikę. Mnie też wystraszył, ja też się przelękłam. Strach to normalna reakcja, silni psychicznie ludzie czują strach w określonych sytuacjach. Coś ty sobie uroiła?
Tatiana milczała. Nagle sobie przypomniała, że po programie nie włączyła telefonu komórkowego, który miała w torebce. Mąż dał go jej dzisiaj w drodze wyjątku. Irka pewnie oglądała program i teraz trzęsie się ze strachu, zamartwia się o nią. Stasow prawdopodobnie też. A ona nawet o nich nie pomyślała. Strach całkowicie odebrał jej rozum. O tym właśnie próbuje powiedzieć Nastii. Oto co jest najważniejsze. Wyjęła telefon, włączyła go, uważnie wpatrując się w małe klawisze, żeby się nie pomylić podczas wybierania numeru.
– Strach to rzecz normalna, tutaj masz rację – powiedziała cicho do Nastii. – Ale ty poradziłaś sobie z nim niemal natychmiast. A ja nie. Na tym polega problem. Jeżeli strach działa mobilizująco, to wszystko w porządku. Ale jeżeli uniemożliwia myślenie i paraliżuje umysł, praca na stanowisku śledczej jest wykluczona.
Nastia zgasiła papierosa, podeszła do przyjaciółki, przykucnęła przed nią i pogłaskała jej miękkie, pulchne dłonie z nienagannym manikiurem.
– Nie przesadzasz, Taniu? Minęło zaledwie pół godziny, a ty już całkiem trzeźwo rozumujesz. Chyba sobie z tym poradziłaś, prawda?
Tatiana mocno ścisnęła palce Nastii na znak podziękowania za współczucie.
– Pół godziny to dużo. To katastrofalnie dużo, Nastiu. Śledczy nie mają do tego prawa. Pół minuty to maksimum, na które mogłabym sobie pozwolić. To i tak dużo. Pięć do dziesięciu sekund, nie więcej. Zresztą nie muszę ci tego tłumaczyć, sama doskonale wiesz. Nie mówmy już o tym. Zaraz przywiozą chłopaka. Zastanówmy się, co z nim zrobić.
– Obić mu gębę. – Nastia się roześmiała. – Na nic więcej na razie nie zasłużył, a…
Nie zdążyła dokończyć, bo drzwi otworzyły się szeroko. Pierwszy wszedł Dmitrij Korzun, w ślad za nim pojawił się funkcjonariusz z Okręgu Centralnego, Siergiej Zarubin. Nie dalej jak trzy miesiące temu pracował razem z Nastią nad sprawą zabójstwa ważnej bizneswoman.
– Dzień dobry – powiedział uradowany. – Nie minął nawet rok, Nastiu Pałna[1].
– Cześć, Sieriożyk. – Nastia cmoknęła go w policzek, lekko się przy tym nachylając, bo Zarubin był od niej niższy o dobre pół głowy. – Pewnie przywiozłeś mi chłopaka.
– A jakże. Ale właściwie niepotrzebnie ciągnąłem go do ciebie przez pół Moskwy. Pożytku z niego tyle, co kot napłakał.
– Niby czemu?
– Przez całą drogę się mazgaił, jęczał i trząsł portkami. Jest słaby i głupi. Myślał, że łatwo zgarnie sto baksów, ucieszył się, ale gdy go wepchnięto do suki i przykuto do mnie kajdankami, żeby przypadkiem nie uciekł, no i powieziono nie wiadomo dokąd, to zaczął śpiewać baranim głosem. Ze strachu nie może przypomnieć sobie własnego imienia, a co dopiero kobiety, która rzekomo dała mu plakat i pieniądze. Jeszcze ze dwie godziny trzeba go będzie cucić.
– Ocucimy. Sierioża, poznaj starszą śledczą Tatianę Grigorjewnę Obrazcową.
Tatiana słuchała ich rozmowy, nie wstając z fotela. Nie dlatego, że była nieuprzejma czy wyniosła. Naprawdę chciała wstać. Ale nie dała rady. Nogi jej nie słuchały, w głowie się kręciło. Tak, nie ma żadnej wątpliwości, musi odejść, póki nie jest za późno. Nie nadaje się już do tej pracy…
– Taniu, to Siergiej Zarubin. Dobry wywiadowca, jeżeli interesuje cię moje zdanie.
Tatiana niemal nadludzkim wysiłkiem poderwała się z fotela, usiłując się nie zatoczyć wskutek silnego zawrotu głowy, i wyciągnęła rękę do Zarubina.
– Bardzo mi miło. No to zaczynajmy. Niech pan przyprowadzi tego łobuza.
Cokolwiek postanowi, zawsze należy doprowadzać do końca wszystkie sprawy. Sama kazała przywieźć tutaj chłopaka. Nie może stracić twarzy. W końcu jest jeszcze śledczą. Na razie…
[1] Nieformalny skrót patronimiku „Pawłowna” (wszystkie przypisy pochodzą od tłumaczki).
Rozdział 2
KAMIEŃSKA
– A więc próba zostania gwiazdą telewizji zakończyła się fiaskiem – skonstatował posępnie Czistiakow, otwierając jej drzwi. – Dowiedzieliście się, co to za gierki?
– I tak, i nie. – Nastia westchnęła. – Jak dasz mi jeść, to ci powiem.
Ale zaczęła opowiadać, nie czekając na kolację. Potrzebowała trzeźwego spojrzenia na sytuację, niezmąconego nagłym strachem oraz późniejszym gniewem i nienawiścią do smarkacza, który zapragnął zarobić sto dolarów w ciągu trzech minut.
Smarkacz, który się nazywał tak jak bohater opowiadania Czechowa – Wania Żukow, opowiedział mało wiarygodną historyjkę, ale żadne inne prawdopodobne wyjaśnienia nie przychodziły do głowy. Chłopak spacerował Nowym Arbatem, a mówiąc bez ogródek, szwendał się bez celu, zabijając czas. Sobota, w szkole nie ma zajęć, a lekcje można odrobić jutro. O dziwo, Wania Żukow był pilnym uczniem i nie miał kłopotów w nauce, tak w każdym razie twierdzili jego rodzice. No więc przeszedł się trochę, zjadł loda, później uraczył się butelką piwa i skonsumował hamburgera na świeżym powietrzu w chłodnym październikowym słońcu, a tu raptem podchodzi do niego jakaś kobieta w nieokreślonym wieku i o niekreślonym wyglądzie. I proponuje sto baksów za nic. Widzisz o-o-o tamten tłum? To telewizja. Trzeba wziąć ten kawałek kartonu, przecisnąć się w pobliże kamer i unieść go nad głową, żeby wszyscy widzowie przed telewizorami go zobaczyli. I po robocie.
Wyobrażacie sobie, co dla piętnastoletniego chłopaka znaczy sto dolarów? Według obecnego kursu to miesięczne wynagrodzenie Nastii. Półtora tysiąca, jeśli liczyć w rublach. Ona, podpułkownik milicji z wyższym wykształceniem i szesnastoletnim stażem, starszy oficer, dostaje tyle za miesiąc pracy, która, nawiasem mówiąc, łączy się z dużym ryzykiem. A tutaj pięć minut i żadnego ryzyka. To oczywiste, że Wania się zgodził. Każdy chłopak w Moskwie, a nawet w całej Rosji, zrobiłby to samo na jego miejscu. Na plakacie jest groźny napis? Ale to przecież tylko słowa, nie chodzi o podłożenie ładunku wybuchowego na dworcu. Ludzie mówią i piszą różne rzeczy. A sto dolarów – oto one, w palcach kobiety, szeleszczą na wietrze, można ich dotknąć, można je wziąć i włożyć do swojej kieszeni.
– Dlaczego powiedziałaś, że kobieta była w nieokreślonym wieku i o nieokreślonym wyglądzie? – zapytał czujnie Aleksiej.
– Bo nasz Wania jest jeszcze za młody, żeby trafnie określić wiek kobiety. Wnioskując z tego, jak opisał jej ubranie, jego zleceniodawczyni nie należy do osób zamożnych, jest brudna i obszarpana. Z uzębieniem też niewesoło, są duże braki. A skoro tak, to najprawdopodobniej jest pijaczką albo bezdomną