Obraz na dużym ekranie znieruchomiał, widocznie operator zdołał odzyskać swoją kamerę. Pojawiła się twarz Korzuna.
– Udało nam się zatrzymać mężczyznę z transparentem, zaraz operator pokaże go z bliska…
Kamera odjechała w bok i uchwyciła postaci zwalistych mężczyzn, którzy popychali między sobą jak szmacianą lalkę mniej więcej piętnastoletniego chłopaka z pryszczatą twarzą i obłąkanymi oczami. Tatiana zaczęła się dusić ze śmiechu. Była to oznaka nadchodzącej histerii. Boże, jakiś smarkacz… To oczywiście głupi żart. Dziecięcy wygłup. A ja się przelękłam, uwierzyłam. Strach ma jednak wielkie oczy.
Korzun podsunął chłopakowi mikrofon.
– To ty stałeś z transparentem? – zapytał nerwowo.
– Coście się przyczepili? – płaczliwie wyjęczał nastolatek.
Pozostawała minuta, wskazówka sekundnika na tarczy zegara wiszącego w studiu rozpoczęła ostatni obrót.
– To on, widzieliśmy! – rozległy się głosy z tłumu.
– Powiedz, dlaczego to zrobiłeś? – znowu zapytał Korzun. – Po co zrobiłeś ten napis?
– To nie ja…
– Ale to ty go pokazywałeś?
– No… puśćcie…
Chłopak podjął nieskuteczną próbę uwolnienia się, ale od razu dostał po karku od jednego z trzymających go mężczyzn.
– Po co pokazywałeś transparent?
– Ktoś mnie poprosił…
– Kto?
Trzydzieści sekund. Dwadzieścia dziewięć. Dwadzieścia osiem. Nagle Tatiana zapragnęła, żeby wskazówka stanęła. Obudziła się w niej profesjonalistka. Sytuacja jest wyjątkowa, prezenter ma rację. Jej osobliwość polega na tym, że chłopak, złapany za rękę na miejscu przestępstwa, musi składać zeznania przed olbrzymim tłumem i przed kamerami, na oczach całego kraju. Czy to wpłynie na mechanizm kłamstwa? Czy smarkacz będzie szedł w zaparte, wymyślając nieprawdopodobne usprawiedliwienie swojego czynu, połechtany sławą, która nagle się na niego zwaliła? Czy może od razu się załamie i powie prawdę?
Dwadzieścia pięć sekund.
– Kto cię poprosił, żebyś pokazał transparent? Kto ci go dał? – powtórzył pytanie Korzun.
– Jedna baba. To znaczy kobieta…
– Jaka?
– A skąd mam wiedzieć? Puśćcie… Dała mi pieniądze i powiedziała, żebym pokazał transparent, bo ona jest chora i nie rady przecisnąć się przez tłum.
Dziesięć sekund.
– Drodzy telewidzowie, czas naszego programu dobiega końca, ale na pewno poinformujemy państwa, jak się skończyła ta historia. Nasze następne spotkanie odbędzie się w sobotę, dwudziestego czwartego października. Oglądajcie nas o tej samej porze. Do zobaczenia.
Duży ekran zgasł, na monitorach pojawiły się napisy końcowe. Widzowie w studiu siedzieli jak skamieniali, nikt nie wstał. Tylko asystenci podbiegli do stołu na scenie, by uwolnić Nastię i Tatianę od mikrofonów.
– Czy to była gra? – zapytała Tatiana. – Prowokacja?
– Ależ skąd! – oburzył się prezenter. – Komu przyszłyby do głowy takie głupie żarty?
– A więc chłopak jest prawdziwy? – doprecyzowała Nastia. – I transparent też?
– Przysięgam, że to nieprzewidziany wypadek. Same panie rozumiecie, telemost, prospekt. Jest tam, oczywiście, ochrona, ale wszystkiego nie da się przewidzieć…
– Ma pan łączność z Korzunem?
– Owszem. Co mu powiedzieć?
– Niech znajdzie jakichś milicjantów, naświetli im sytuację i poprosi o pomoc. Chłopaka należy tutaj przywieźć. Natychmiast. Zrozumiał pan?
Tatiana mówiła twardym głosem. Była rozgniewana, nie mogła sobie wybaczyć nagłego, paraliżującego strachu.
– Dobrze, zrozumiałem, Tatiano Grigorjewna, zaraz się z nim połączę.
Małachow się oddalił, Tatiana i Nastia zostały same. Nikt nie zwracał na nie uwagi, widzowie powoli opuszczali studio, obrzucając bohaterki programu spojrzeniami na poły współczującymi, na poły szyderczymi. Zobaczyli, że się przestraszyłam, uznała Tatiana. Wszystkiego się domyślili. Też mi kobieta niezwykłej profesji! Co za wstyd. A zresztą, niech ich diabli.
– Trzymasz się? – zapytała Nastię.
– Z trudem. – Nastia spróbowała się uśmiechnąć, ale wargi jej nie słuchały.
– Przestraszyłaś się?
– No pewnie! Okropnie!
– Ja też – wyznała Tatiana. – To ci paskudny smarkacz! Jak sądzisz, kłamie na temat kobiety?
– Nie wiem… Jest za głupi na taki wybryk. Trzeba go przecież wymyślić. No i ten tekst…
– Co z nim?
– Żadnego błędu. Dzisiaj raczej ze świecą szukać nastolatka, który pisze poprawnie. A tutaj ortografia w porządku, przecinki na swoim miejscu. I charakter pisma, Taniu. Nie należy do chłopaka.
Tatiana kiwnęła głową potakująco. Napis na plakacie został zrobiony odręcznie, czarnym flamastrem na dużym kawałku tektury, oderwanym od jakiegoś kartonu. Pryszczaty młokos, podekscytowany i zachwycony własną bezczelnością, raczej nie zdołałby tak starannie i równo wykaligrafować wszystkich liter.
Małachow wrócił niebawem, twarz miał zatroskaną.
– Połączyłem się z Korzunem. Przyjechali już milicjanci z dzielnicowego komisariatu.
– Zgodnie z regulaminem. – Tatiana się uśmiechnęła. – Przynajmniej w tej kwestii dopisało nam szczęście.
– Okazało się, że oglądali program w dyżurce – wyjaśnił prezenter. – Gdy tylko zaczęło się zamieszanie, od razu pognali na miejsce. Przywiozą tutaj chłopaka. Powołałem się na panią, Tatiano Grigorjewna, powiedziałem, że pani prosiła.
– Czyżby się opierali?
– Chcieli go zabrać do swojego komisariatu.
– Słusznie, zgodnie z procedurą. Chłopak na komisariat, a my z Anastazją Pawłowną do nich w gości. Nie na odwrót.
– Tak, tak, oni też to powtarzali, ale powiedziałem, że jeżeli chłopak będzie się wypierał, to tutaj, w Ostankinie, pokażemy mu nagranie. Na taśmie widać, że to właśnie on trzymał plakat.
– Naprawdę? – zdziwiła się Nastia. – Szczerze mówiąc, widziałam tylko ręce i kawałek tektury, a nie twarz.
– Ja też niczego nie widziałem. – Małachow się roześmiał. – Ale powiedzieć przecież można.
– Jest pan bystry –oszczędnie pochwaliła go Tatiana. – Ma pan pomieszczenie, w którym mogłybyśmy z Anastazją Pawłowną zaczekać, aż przywiozą chłopaka, a później z nim porozmawiać?
– Coś się znajdzie – obiecał. – Proszę za mną.
Piętnaście minut później znaleźli odpowiednie pomieszczenie. Tatiana usiadła w fotelu i wyciągnęła nogi,