– Nie chcę. Po co? Zawracanie głowy.
– Nie grymaś, Antoś. Widzisz przecie: poweselałeś i apetyt ci wrócił.
Zjadł.
Lekcji mało, więc wybiegł na podwórko.
– Myśleliśmy – mówią chłopcy – żeś już taki dumny.
– Wcale nie.
– A dlaczego nie przychodziłeś?
– Buty miałem dziurawe.
I pomyślał zaraz:
„Teraz będę więcej prawdę mówił”.
Zabawa pysznie się udała. Nikt ani razu nie przeszkodził.
A wieczorem rozmawiał przy herbacie. Grał z ojcem w warcaby.
Późnym wieczorem spać się położyli.
Z przyzwyczajenia sięgał pod poduszkę. Torebki nie było, a jeszcze go w palec ukłuło.
„Może wrzeciono?” – pomyślał, wysysając krew z palca; bo przypomniał sobie bajkę o śpiącej królewnie.
Ale nie na sto lat usnął, a na zwyczajne godziny. Obudził się rześki. Żadnego śladu na palcu nie znalazł..
W drodze do szkoły postanowił zbadać, czy choć trochę siły magicznej posiada.
„Niech temu elegantowi urwą się guziki i portki opadną”.
Zaraz jeden guzik się urwał i po kamieniach potoczył.
„Niech policjantowi czapka sfrunie”.
Podskoczyła na głowie, ale nie spadła.
„Władza moja trwa i wróci za miesiąc”.
Wieczorem obliczył na kartce, ile mu się czarów udało – osobno w domu, w szkole, na ulicy. Osobno zapisał ważne i mniej ważne. Odrzucił czary wątpliwe.
– Nie warto nawet liczyć. Może mi się tylko zdawało?
Bo zapomniał, co wcześniej, co później. Nie pamiętał dokładnie, jak było.
– Może czarodziej ma prawo wykonać dziewięć czarów albo siedem, albo trzynaście na miesiąc? Może czary udają się tylko w poniedziałki i piątki?
Szkoda, że nie zapisywał tajnymi znakami, żeby nikt nie zrozumiał, nawet jak znajdzie kartkę.
Mówią w bajkach, że czarodzieje mają uczniów. Pewnie, że tak łatwiej.
Ale Kajtuś sam już sobie poradzi.
Kiep39 ten, co chce łatwo.
Właśnie ciekawe, co trudne!
– Nie od razu Kraków zbudowany, głosi przysłowie.
Nawet na stolarza i na inżyniera trzeba długo się uczyć, a sztuka czarnoksięska trudniejsza od wszystkiego.
Toć wiele mu się udało, choć młody i niedoświadczony: choć sam, bez przewodnika.
Tak. Sam!
Bo kogo się poradzi?
Powie w tajemnicy koledze?
Na pewno kolega wypaple. Każe zrobić coś, a gdy się nie uda – wyśmieje i powie, że kłamstwo. Albo męczyć zacznie:
– Pokaż. Naucz…
Może powiedzieć pani?
Ale pani nie wierzy; mówi, że nie ma czarów. Nie wie, że różę czarodziejską wąchała.
W domu powiedzieć?
Też nie. Albo nie uwierzą, albo zabronią, albo zaczną dyktować, co wolno. Zresztą, co poradzą, gdy sami nie wiedzą?
Nie.
Nie wolno zdradzić tajemnicy.
Ma czas. Cały miesiąc. Każdy czar sprawdzi osobno i wyciągnie z niego naukę na przyszłość.
Śniło się Kajtusiowi.
Śniło się, że siedzi w głębokim fotelu, krytym ceratą. Śniło się, że ma na głowie szpiczasty kapelusz alchemika i na szyi – krawat czerwony w zielone grochy. Że siedzi przy biurku. Na biurku czarny kot, sowa, trupia czaszka i to coś, co trzyma Kopernik na pomniku40.
I księgi. Grube, ciężkie księgi.
Bo widział Kajtuś na wystawie starą księgę w żółtej skórzanej oprawie z klamrą zamykaną.
Wstąpił do sklepu, żeby obejrzeć i o cenę zapytać. Ale nie chcieli wyjąć z wystawy i pokazać.
– To drogie. To nie dla ciebie.
(Pewnie pradziadek i dziadek mieli takie księgi).
Widział Kajtuś w księgarni książki tajemnicze:
Sennik egipski. Kabała41.
Potęga woli 42. Bosko czarnoksiężnik43.
Nieciekawe. Tylko żeby pieniądze wyłudzić. Żeby ludzi tumanić.
Co byłaby za sztuka, gdyby każdy mógł kupić, przeczytać i wiedzieć?
Trzeba się nauczyć czynić mądre czary. Rozumne, pożyteczne – celowe.
Bo co?
Kłopot duży, a pożytku mało.
Scyzoryk mu zabrali. Zegarek znikł i więcej się nie pokazał.
Przez te dwa złote wtedy mało złodziejem go nie zrobili: tak przykro pani na niego spojrzała, tak nieufnie, tak podejrzliwie.
Za wyczarowane pieniądze raz jeden był w kinie; ale obraz akurat był nudny. Wyjść przed końcem szkoda, więc siedzi w ciemnej i śmierdzącej sali jak głupi.
Tylko kredki zostały z całego kramu.
Teraz będzie inaczej.
Może Kajtuś nie miesiąc, ale cały rok czekać. Może nawet za młody, dlatego nie wie, jakie ma prawa, nie wie, co się uda, co będzie.
W zeszłym roku pan kazał zasiać groch i fasolę, kazał notować, jakie zmiany zajdą w roślinach. Niecierpliwił się Kajtuś, że na każdą zmianę trzeba długo czekać. Bo chciał od razu kiełek, pączek, listek, korzonek, łodygę.
Potem inaczej: już zasiał sam dla siebie. I przyjemnie było wiedzieć z góry, co się jutro stanie.
Tak samo trzeba czary badać i zapisywać. I nie tylko czary.
Kupił dzienniczek.
Podpisał:
Pamiętnik.
Zapisał:
Wtorek. Była klasówka z rachunków. Udało się dobrze. Zrobiłem.
Jeden z pierwszych rozwiązał zadanie. I bez pomocy czarów.
Tak nawet przyjemniej.
Zapisał:
Sobota. Zarobiłem czterdzieści groszy.
To tak było:
Idzie Kajtuś przez targ, a pani idzie z koszem.
Prosi:
– Pomóż. Zanieś ze mną do domu, jeżeli uradzisz.
– Fi, nie takie kosze nosiłem – pochwalił się Kajtuś.
A kosz ciężki.
Bierze. Niesie. Ręce