Obserwatorka. Alicja Sinicka. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Alicja Sinicka
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Крутой детектив
Год издания: 0
isbn: 978-83-66611-16-0
Скачать книгу
osobą. Temat uważam za zamknięty.

      W niedzielę, gdy wieczorem niechętnie szykuję się do pracy, dostaję wiadomość od Arka.

      „Cześć, jak samopoczucie?”

      Uśmiecham się do siebie, choć powinnam przyjąć te słowa z rezerwą. Nie odzywał się do mnie cały tydzień. Oczywiście nie musiał. Zdaję sobie sprawę, że był zajęty, liczyłam jednak, że po tym wszystkim zainteresuje się moim stanem odrobinę wcześniej.

      „W miarę dobrze, dziękuję. Jak szkolenie?”

      „Jestem już w domu. Może masz ochotę się spotkać?”

      „Chętnie”.

      Chce się spotkać. Tak jak obiecał w zeszłym tygodniu. Z jednej strony spodziewałam się tego, bo zawsze był słowny, z drugiej – jestem zaskoczona, że pragnie kontynuować, a raczej wznowić, naszą dawną znajomość.

      Umawiamy się na szóstą wieczorem w poniedziałek.

      O piątej czterdzieści pięć, gdy szykuję się do wyjścia, dostaję od niego kolejną wiadomość. Podjedzie po mnie. Nie chce, żebym chodziła sama po zmroku po naszym osiedlu. Ja też będę czuła się pewniej w jego towarzystwie. Prawie cała ulica Migdałowa jest w moim odczuciu bezpieczna. Prawie.

      Gdy schodzę na parter, słyszę już pomruk silnika samochodu, cichy, miarowy. Czarny jeep wjeżdża na nasze podwórko, prawy migacz rozbłyska żółtym światłem. Auto zatrzymuje się przy mnie. Patrzę oniemiała na błyszczący lakier. Ciemna szyba zaczyna się obniżać, odsłaniając przede mną jasne, skórzane wnętrze, niebieskie światełka migające na kokpicie i rozbawione oczy Arka. Marszczy brwi, patrzy na mnie niepewnie, jednocześnie wciąż się uśmiechając. Próbuję odwzajemnić ten beztroski uśmiech, choć w środku cała się telepię ze zdenerwowania.

      Dlaczego się denerwuję? Przecież to tylko zwykłe spotkanie, nie mogę sobie obiecywać po nim zbyt wiele. Serce bije mi szybko, oddech mam płytki, coś przyjemnego wiruje mi w żołądku.

      – Wsiadasz czy będziesz tak stała? – pyta, uśmiechając się jeszcze szerzej.

      Choć jeszcze nie weszłam do jego samochodu, czuję, że dziś będzie między nami inaczej. Patrząc w jego oczy, widzę mężczyznę, nie dawnego przyjaciela. Nie lekarza dbającego o dobro pacjentki, tylko faceta, który zabiera kobietę na randkę. Nie uciekniemy od tego.

      On próbuje obrócić wszystko w żart, dlatego wciąż się uśmiecha. Zawsze tak robi, gdy się stresuje. Pamiętam.

      Zdejmuje z siedzenia pasażera brązową zamszową kurtkę, a ja otwieram drzwi i siadam na fotelu. Ruszając z miejsca, proponuje, że pokaże mi swój dom. Przecież jeszcze nigdy w nim nie byłam. Wciągając w siebie zapach pomarańczowego odświeżacza powietrza, przystaję na jego propozycję. Odnotowuję, że w zeszłym tygodniu pachniało tu lasem sosnowym.

      – Bardzo dobrze wyglądasz – zauważa. – Ani śladu po napadzie.

      – Jeszcze coś widać, gdy jestem bez makijażu.

      – Policja wpadła na jakiś trop?

      – W środę dzwoniła do mnie policjantka i pytała, czy napastnik miał bliznę po poparzeniu na szyi. Zaprzeczyłam. Na pewno bym zauważyła i powiedziała im o tym.

      – Może złapali kogoś, kto odpowiadał podanemu przez ciebie opisowi?

      – Możliwe. Ale ten, kto mi to zrobił, nie miał żadnej blizny.

      Zamykam na chwilę oczy, czuję, że górna warga mi pulsuje.

      – Spokojnie, nie musimy o tym rozmawiać – mówi.

      – Nie rozmawiajmy.

      Ku mojemu zaskoczeniu nie zwalnia koło swojego domu, tylko przyspiesza. Widzę, że światło w salonie się świeci.

      – Myślałam, że jedziemy do twojego domu.

      – Kupimy jeszcze coś do jedzenia. Nie zdążyłem zrobić zakupów po powrocie z Amsterdamu.

      – Ktoś u ciebie jest?

      – Nie, nie ma nikogo. Nie wyłączałem światła.

      – Rozumiem.

      I nie rozumiem.

      – Dziękuję, że po mnie przyjechałeś. – Zmieniam temat. – Nie musiałeś tego robić.

      – Ale chciałem – odpowiada, zerkając na moje kolana widoczne spod jeansowej spódnicy.

      Bierze głęboki wdech, jakby chciał coś dodać. W końcu jednak milknie.

      – Co? – pytam jak kiedyś, wchodząc na chwilę w rolę dawnej przyjaciółki.

      Właśnie w ten sposób reagowałam na jego niezadowolone spojrzenia, chwile wahania. Pytałam „co?” ze zniecierpliwieniem w głosie, sygnalizując, że dobrze wiem, że coś go męczy. Że chce coś powiedzieć, ale z jakichś powodów tego nie robi.

      Uśmiecha się z chochlikami w oczach.

      – No co? – pytam pewniej, zachęcona tym uśmiechem.

      Odchrząkuje.

      – Nic. Po prostu mówiąc, że dobrze wyglądasz, miałem na myśli to, że bardzo się zmieniłaś. Tak ogólnie.

      Doskonale wiem, że się zmieniłam. Zgubiłam pięć kilogramów i pozbyłam się pryszczy szpecących moją twarz przez cały ogólniak. Od czasu do czasu widzę, że zastygają na mnie męskie spojrzenia.

      – Co to znaczy, że się zmieniłam?

      – Myślę, że wiesz – odpowiada, gwałtownie przyspieszając.

      Pokazuje mi, że też dobrze mnie zna. Że nie musi odpowiadać, bo i tak czytamy sobie w myślach. To mnie porusza. W duchu zadaję sobie dyskretne pytanie. Dlaczego dwójka tak bliskich sobie osób musiała nagle się rozstać? Przez jego matkę?

      Między nami zaczyna się robić niezręcznie. W powietrzu wisi wspomnienie pocałunku, wszystkich rozpaczliwych wiadomości, które wysłałam później do niego, a które on pozostawił bez odpowiedzi. Robi mi się gorąco. Rozpinam kurtkę, proszę go, żeby wyłączył podgrzewanie mojego fotela.

      Widzi moje zdenerwowanie. Jak zawsze staje na wysokości zadania i rozluźnia atmosferę żartami. Nic się nie zmieniło, wciąż ma fantastyczne poczucie humoru. Śmieję się głośno i szczerze. Z jednej strony udaje mi się odpłynąć myślami od cierpienia, jakie mi zadał, gdy byliśmy nastolatkami, od tych wszystkich utraconych lat pełnych toksycznych wizji i ponurych fantazji na jego temat. Z drugiej – czuję, że zaraz po naszym dzisiejszym spotkaniu wszystko uderzy we mnie ze zdwojoną siłą. Kochałam go mocno i prawdziwie, choć była to nieodwzajemniona miłość.

      Czy on też coś do mnie czuł?

      W sklepie wydaje się taki beztroski, wyluzowany. Gdy stoimy przy półce z pieczywem, jakiś starszy pan zdejmuje kaszkiet i wita się z nim słowami:

      – Dzień dobry, panie doktorze.

      – Dzień dobry – odpowiada, a ja czuję się, jakbym była parę centymetrów wyższa.

      Pamiętam, jak pilnie uczył się w liceum chemii i biologii. Jeździł do Wrocławia na korepetycje z fizyki. W klasie maturalnej umiał ją już tak dobrze, że to inni prosili go o pomoc w rozwiązywaniu skomplikowanych zadań związanych z zasadami dynamiki Newtona czy teorią względności. Mnie też pomagał. Był cierpliwym i wyrozumiałym nauczycielem. Teraz jest taki sam dla pacjentów, ostatnio miałam okazję się o tym przekonać. Zawsze marzył o byciu lekarzem A ja marzyłam o nim, pomimo jego małej słabości, o której teraz wolę nie pamiętać. Mam nadzieję,