Mechaniczne okrucieństwo [psychopatów] odzwierciedla dehumanizację, brak sumienia i niezdolność do empatii. Są zwykle gładcy, wymowni, grzeczni, schludni i sztuczni – panują nad sobą i innymi. Za maską szaleństwa kryje się płytka psychika, często również skłonność do destrukcji.
doktor Richard Kraus
A oto informacja, która sprawi, że Czytelnicy przetrą oczy ze zdumienia. Czy wiecie, że przeciętny człowiek ma w mózgu sto milionów komórek, a mężczyzna o zespole chromosomów XYY ma sto milionów dodatkowych chromosomów? Studia prowadzone przez doktora Arthura Robinsona, specjalistę o międzynarodowej sławie, pokrywają się z wynikami badań Richarda Krausa, który oświadczył: „Prawdopodobieństwo, że mężczyzna z zespołem chromosomów XYY trafi do zakładu psychiatrycznego lub więzienia, jest dwudziestokrotnie większe niż w przypadku reszty populacji – nie jest to wskaźnik, który można lekceważyć”.
Wnioski te wspiera doktor John Money, jeden z uczestników debaty na ten temat. W artykule Human Behavior Cytogenetics opublikowanym w „Journal of Sex Research” pisze: „Wydaje się zupełnie oczywiste, że dodatkowy chromosom w każdej komórce mózgu sprawia, że dana osoba jest bardziej podatna na zaburzenia bądź nieprawidłowości zachowań, co może być jedną z przyczyn psychopatii ze skłonnościami do przemocy”.
W trakcie studiów nad przypadkiem amerykańskiego seryjnego zabójcy Arthura Johna Shawcrossa (obecnie już nieżyjącego) odnalazłem Supermana – a przynajmniej prawie Supermana! Shawcross nie dość, że cierpiał na wspomniany wyżej zespół chromosomów XYY, to jeszcze jego organizm charakteryzowała nierównowaga biochemiczna. Wielu z nas przeżywa skutki takiej nierównowagi w trakcie porannego kaca, ale problemem Arthura były nieprawidłowe stężenia mało znanej substancji zwanej kryptopirolem. O kryptopirolu wiadomo niewiele, do tego stopnia, że specjaliści, z którymi kontaktował się doktor Kraus, nigdy o nim nie słyszeli, a laboratorium biochemiczne Uniwersytetu Rochester nie znało nawet prawidłowej pisowni nazwy tego związku chemicznego i odpowiedziało: „…brzmi to jak jakaś nazwa z filmu o Supermanie, prawda?”. Wszystko to wydaje się oczywiście odrobinę naciągane, jednak czy tego chcemy, czy nie, zwiększone stężenie kryptopirolu stwarza bardzo poważne problemy.
Badania laboratoryjne krwi i moczu Shawcrossa przeprowadzone przez doktora Krausa wykazały, że poziomy miedzi, cynku, żelaza i histamin są w normie, jednak jeden z wyników badania moczu okazał się kompletnie zaskakujący. Stężenie kryptopirolu wynosiło „H 200,66 mikrograma na 100 centymetrów sześciennych” zamiast spodziewanej wartości 0–20. Litera „H” to skrót laboratoryjny oznaczający High (poziom wysoki).
Nazwa „kryptopirol” pochodzi od greckich wyrazów kryptos, czyli „ukryty”, i pyr, „ogień”, oraz łacińskiego rdzenia ol, oznaczającego „olej”. Innymi słowy, „kryptopirol” to „ukryty ognisty olej”, substancja chemiczna przypominająca związki działające toksycznie na mózg, na przykład LSD (narkotyk psychodeliczny, dietyloamid kwasu lizergowego). Wysokie stężenie kryptopirolu, choć nie jest objawem żadnej konkretnej choroby, uważa się za biochemiczny wskaźnik zaburzeń psychicznych; przypomina to nieco wskazania termometru. Metabolit ten (5-hydroksy-kryptopirol laktam) zwykle występuje u badanych albo w bardzo niewielkich ilościach, albo wcale; można go wykryć w moczu, który przybiera czasem fiołkoworóżową barwę.
Niestrudzony doktor Kraus, czując, że wreszcie natrafił na coś ciekawego, przeprowadził dodatkowe studia i ustalił, że nawet zawartość kryptopirolu na poziomie dwudziestu mikrogramów na sto centymetrów sześciennych stanowi powód do niepokoju. W przypadku Shawcrossa stężenie było niewiarygodnie wysokie, na poziomie dwustu mikrogramów na sto centymetrów sześciennych. Kryptopirol jest spokrewniony z żółcią, a gdy jego stężenie jest zbyt wysokie, może się łączyć z witaminą B6 i cynkiem, wywołując zaburzenie przemiany materii o nazwie pyroluria. Okazało się to kolejnym kluczem do zrozumienia psychopatii Shawcrossa, ponieważ ludzie chorzy na pyrolurię dobrze funkcjonują w spokojnym, przewidywalnym otoczeniu, korzystając z odpowiedniej diety. Z wyjątkiem początkowych okresów aklimatyzacyjnych, które są trudne dla wszystkich nowych więźniów, Shawcross, podobnie jak większość seryjnych zabójców, z którymi rozmawiałem, zawsze czuł się dobrze w hierarchicznym świecie zakładów karnych, gdzie dieta ma charakter zrównoważony.
Ludzie cierpiący na pyrolurię źle funkcjonują poza uporządkowanym środowiskiem więziennym. Jeśli zostają sprowokowani, nie są w stanie zapanować nad gniewem; miewają wahania nastroju, nie znoszą nagłych głośnych dźwięków, są wrażliwi na jaskrawe światło i często bywają „nocnymi markami”. Zwykle nie jedzą śniadań, z trudem przypominają sobie sny i mają kiepską pamięć krótkoterminową, więc łatwo ich przyłapać na kłamstwie. Niekiedy ich skóra jest pozbawiona pigmentacji, wydają się bladzi. Przedwcześnie siwieją i z trudem radzą sobie ze stresem. Mogą być bardzo niebezpieczni i stanowią zagrożenie dla otoczenia.
Studiowałem psychikę Shawcrossa przez wiele lat i wielokrotnie z nim rozmawiałem, a odkrycia doktora Krausa rzuciły interesujące światło na jego osobowość i zachowania. Doktor Kraus uważa, że obserwowane u tego seryjnego mordercy objawy to skutek niezwykle wysokiego poziomu toksycznych związków chemicznych. W biografii Shawcrossa można znaleźć niewłaściwe relacje z rodzicami, nieprawidłowe elektrokardiogramy, ogólną nerwowość, stopniowy zanik ambicji, kiepskie wyniki w nauce i zmniejszenie potencji seksualnej. Odkryłem, że przeżywał te problemy przez całe życie, od kolebki do grobu.
Nierównowaga biochemiczna nie stanowi okoliczności łagodzącej pod względem prawnym, jednak nieprawidłowości metaboliczne miały poważne skutki w psychice – nadmierną drażliwość, napady szału, niezdolność do panowania nad gniewem i stresem, wahania nastroju, skłonność do przemocy i zachowań psychopatycznych. Shawcrossa można nazwać „chodzącą bombą zegarową”. Poświęciłem mu cały rozdział bestsellera Rozmowy z seryjnymi mordercami, opublikowanego przez Johna Blake’a.
Innym przedmiotem moich studiów był Kenneth Alessio Bianchi, którego uważam za wcielenie zła – rozumiem przez to całkowity brak empatii dla innych. W gruncie rzeczy gdyby ktoś zajrzał do słownika i wyszukał słowo „zło”, mógłby tam zobaczyć nieruchome, czarne jak atrament oczy Bianchiego. Ken to jeden z najzimniejszych ludzi, z jakimi kiedykolwiek rozmawiałem, a to o czymś świadczy, możecie mi wierzyć. Jednak nie jest psychopatą w znaczeniu medycznym i prawnym.
W 1979 roku, w trakcie toczącego się w stanie Waszyngton procesu tego odrażającego, sadystycznego seryjnego mordercy seksualnego, kilku najwybitniejszych psychiatrów amerykańskich nie mogło się zgodzić – i w dalszym ciągu nie może – co do diagnozy na temat psychiki tego przestępcy. Pewien doświadczony, twardy jak stal detektyw użył w rozmowie ze mną zdania, które jest trudne do przełknięcia: „Bianchi wylągł się w słońcu, kiedy Lucyfer wyrzygał się za mur wychodka”.
Wygląda na to, że kiedy Ken pokłócił się z dziewczyną albo miał jakiś problem, wychodził i kogoś zabijał. Właśnie dlatego jestem przekonana, że w latach 1971–1973 zabił trzy uczennice. Powiedziałam to nawet policji.
Frances Bianchi, która adoptowała Kennetha, w rozmowie z autorem, 1996
Bianchi kłamał, by wyglądać na inteligentniejszego niż w rzeczywistości: nie chciał uchodzić za kogoś gorszego w oczach rówieśników, którzy odnosili sukcesy, choć on sam zaliczał porażki. Pragnął podziwu, lecz na niego